Większość z nas ekscytuje się kolejnymi modelami superkomórek, które oprócz wiązania krawata potrafią już niemal wszystko. Czasem jednak w tej fascynacji sprzętem z najwyższej półki zapominamy, że na niższych też leżą komórki. Skromniejsze, ale znacznie tańsze. Kilka miesięcy temu na naszych łamach prezentowaliśmy proste komórki Nokia 2600 oraz Philips 162. Dziś pora na spotkanie z nieco bardziej zaawansowanym telefonem Sony Ericsson T290i!

Na początek garść podstawowych informacji o komórce SE T290i. Jest to dwuzakresowy telefon pracujący w sieciach GSM 900 i 1800 MHz - podobnie jak wspomniane wcześniej podstawowe modele Philipsa i Nokii. Tak samo jak i one Sony Ericsson T290i wyposażony jest w kolorowy wyświetlacz prezentujący obrazy w 4 tysiącach kolorów. Wyświetlacz zastosowany w SE T290i ma rozdzielczość 101x80 pikseli i jest wykonany w technologii CSTN. Właściwie jest to taki sam wyświetlacz jak ten zastosowany w Philipsie 162. Pod tym względem Nokia 2600 prezentowała się nieco lepiej. Choć jej ekran również wyświetlał 4 tysiące kolorów, to miał większą rozdzielczość 128x128 pikseli. Wspólną cechą tych wyświetlaczy jest dość marnej jakości grafika menu oraz pozostawiająca nieco do życzenia czytelność (ostrość) liter i cyfr na ekranie.
Sony Ericsson T290i, w przeciwieństwie do Nokii 2600 i Philipsa 162, oferuje znacznie bardziej rozbudowane opcje komunikacyjne. Użytkownik tego telefonu, oprócz telefonowania i SMS-owania, może również posługiwać się wiadomościami multimedialnymi MMS, pocztą elektroniczną, WAP-em. Transmisja danych może odbywać się za pośrednictwem technologii GPRS. Podobnie jak w bardziej zaawansowanych komórkach Sony Ericssona, tak i T290i ma organizer. Jest on jednak dużo skromniejszy. Można w nim dodawać zadania (wybranego dnia, o wskazanej godzinie telefon alarmuje użytkownika dźwiękiem i wyświetla na ekranie wprowadzony przez użytkownika komunikat), alarmy jednorazowe i cykliczne. Jest też minutnik, stoper i kalkulator. Nie ma natomiast kalendarza.
Choć, jak wspomniałem, wyświetlacz nie zachwyca ani rozdzielczością, ani kolorystyką czy jakością grafiki, w Sony Ericssonie T290i można zmieniać tematy graficzne (trzy są zainstalowane fabrycznie) oraz wybierać tapety. Zarówno tematy graficzne, jak i tapety oraz polifoniczne dzwonki można pobierać z Internetu. Jako dzwonek można też wykorzystać nagranie z wbudowanego rejestratora dźwięku (dyktafonu) lub samodzielnie utworzone (w prostym kompozytorze melodii) melodyjki. Ponieważ telefon obsługuje polifoniczne dzwonki, spodziewałem się, że kompozytor melodii będzie taki jak np. w Sony Ericssonie K500i (opisywaliśmy go w kwietniowym "Mobile Internet"), który pozwala na tworzenie własnych polifonicznych dzwonków. Tymczasem kompozytor w T290i jest żywcem przeniesiony z bardzo już leciwego T68i, który to gdy powstawał, nie słyszał nawet o polifonicznych dzwonkach.
Skoro już przywołałem wspomnienie T68i, to warto też odnotować, że T290i ma znacznie skromniejszą wewnętrzną książkę telefoniczną. Pozwala ona na zapisanie maksymalnie 250 kontaktów. Na dodatek dla każdego kontaktu można zapisać do trzech telefonów oraz adres e-mail. W T68i można było zapisać znacznie więcej danych. Inna sprawa, że skromniejsze możliwości T290i nie powinny nikogo dziwić, bo nie jest to telefon do poważnych biznesowych zastosowań, tak jak kiedyś T68i. Dlatego też wewnętrzna pamięć nowego Sony Ericssona ma zaledwie 400 KB. Nie ma też możliwości zastosowania dodatkowych kart pamięci. Warto jednak zauważyć, że użytkownik T290i może dodawać do kontaktów indywidualne dzwonki oraz zdjęcia (identyfikacja numeru wraz z obrazkiem osoby dzwoniącej).
Konfiguracja telefonu do korzystania z transmisji danych nie jest kłopotliwa, a to dlatego, że Sony Ericsson T290i obsługuje technologię OTA. Nawet, jeśli nasz operator nie udostępnia bezprzewodowej konfiguracji telefonu, można konfiguracyjne SMS-y wysłać ze strony producenta (www.sonyericsson.com). Procedura banalna i do przejścia nawet dla zupełnych analfabetów technicznych. Nawet, skonfigurowanie klienta poczty elektronicznej nie jest trudne - wystarczy w formularzu na stronie internetowej Sony Ericssona podać hasło do skrzynki pocztowej oraz nazwę konta i numer telefonu, pod który ma być wysłany SMS z konfiguracją. Taka prosta procedura dostępna jest jednak tylko w wypadku korzystania z poczty elektronicznej oferowanej przez operatora sieci. Gdy ktoś zechce skonfigurować telefon do odbierania poczty z konta u innego dostawcy Internetu, nie uniknie mozolnego wpisywania szeregu informacji.
Należę do grupy użytkowników, dla której menu i sposób obsługi telefonów Sony Ericsson jest łatwe i przyjemne. Pod tym względem SE T290i nic nie stracił z tych walorów. Menu główne składa się z dziewięciu ikon. Choć, jak już wspomniałem, wyświetlacz nie zachwyca jakością, to ikony są łatwo rozpoznawalne. Dodatkowo u góry wyświetlacza pojawia się nazwa aktualnie wybranej ikony. Poruszanie się po menu ułatwia czterokierunkowy klawisz nawigacyjny z umieszczonym centralnie przyciskiem OK. Kolejne poziomy menu prezentowane są w postaci listy opcji. U góry ekranu widoczna jest nazwa menu, a poniżej jeszcze pięć linijek z dostępnymi opcjami. Zarówno menu tekstowe, jak i menu główne można przewijać "na okrągło", czyli po dojściu do jego końca nie trzeba się cofać, by wrócić na początek - wystarczy dalej naciskać klawisz nawigacyjny, a kursor podświetlający opcje przeskoczy na początek menu. Odkąd pamiętam, menu Ericssona, a teraz Sony Ericssona działa w taki właśnie wygodny dla użytkownika sposób, a wspominam o tym, bo u innych producentów nie zawsze tak się dzieje.
Właściwie do walorów użytkowych telefonu T290i trudno mieć większe zastrzeżenia (poza wyświetlaczem). Sporo gorzej wypada natomiast jego wykonanie. Telefon całkiem ładnie prezentuje się na zdjęciach reklamowych, jednak czar pryska, gdy weźmie się go do ręki. Wszystko przez niezbyt dokładnie pasujące do siebie elementy obudowy i ich nieprzyjemne ostre krawędzie. Przyznam szczerze, że z tego powodu obudowa T290i skojarzyła mi się z plastikowym pudełkiem-mydelniczką z czasów komuny i moich wyjazdów na kolonie - za diabła nie dało się tego dokładnie zamknąć i prędzej czy później obie części mydelniczki się rozłaziły, a mydło wypadało na brudną podłogę.
Szkoda, że producent nie zatroszczył się o lepsze dopasowanie elementów obudowy, bo nie tylko ja odczuwam spory dyskomfort po wzięciu T290i do ręki. Niezbyt wygodny jest też klawisz do regulacji siły głosu w słuchawce oraz w trybie głośnego mówienia. Znajduje się on na lewym boku telefonu, i to jest OK. Umiejscowiono go jednak zbyt blisko tylnej ścianki, a ponieważ przedni panel telefonu jest sporo szerszy od tylnego, manipulowanie tym klawiszem nie jest najwygodniejsze.
Trochę rozczarowuje klawiatura alfanumeryczna. Klawisze są srebrne z zielonkawym podświetleniem, co powoduje, że nie w każdym oświetleniu dobrze widać znaki na nich umieszczone. Na dodatek klawisze nie są zbyt duże, podobnie jak to było w modelu T610, który dość szybko został zastąpiony modelem T630 z dużą i bardzo czytelną klawiaturą. Należy jednak oddać sprawiedliwość nowemu telefonowi Sony Ericssona, a właściwie jego klawiaturze. Bo mimo że klawisze są niewielkie, to wybieranie numerów czy redagowanie wiadomości jest bardzo wygodne.
W T290i Sony Ericsson powrócił do starego układu dwóch dużych klawiszy Yes i No, służących m.in. do odbierania i kończenia połączeń. Przez długi czas nie mogłem przekonać się do nowego układu klawiszy funkcyjnych, jakie pojawiły się wraz z modelami T310 i T610, więc ten "powrót do przeszłości" powitałem z przyjemnością.
Niezmiennie w telefonach Sony Ericsson bardzo pozytywne wrażenie sprawia na mnie słownik T9 ułatwiający wpisywanie tekstów. Moim skromnym zdaniem - jest on jednym z najlepszych i najwygodniejszych w użyciu. Jeśli komuś nie odpowiada korzystanie z podpowiedzi słownika, można je wyłączyć, bądź całkowicie wyłączyć słownik. Podobnie można zdecydować, czy w wiadomościach będą wykorzystywane polskie znaki, czy wyłącznie alfabet GSM.
Sony Ericsson T290i wyposażony jest w akumulator litowo-jonowy 700 mAh. Według danych producenta, maksymalny czas czuwania to 300 godzin, a maksymalny czas to 12 godzin. Wyniki całkiem imponujące, jednak teoria nie zawsze zgadza się z praktyką. Wystarczy, że będziemy dużo grali albo korzystali z WAP-u, by okazało się, że telefon trzeba ładować co 4 dni. Ale gdyby nawet przy moim dość intensywnym sposobie korzystania z telefonu akumulator "trzymał" 10 dni, to i tak do T290i zniechęcił mnie wyświetlacz, a szczególnie niedopasowane elementy obudowy z nieprzyjemnymi w dotyku krawędziami. Do tego cena (bez operatorskiej dotacji) ok. 600 zł wydaje się trochę wygórowana.
Artykuł pochodzi z miesięcznika Mobile Internet