Przyzwoity aparat, sprawnie działający system, integracja z oprogramowaniem Microsoftu i słabawa bateria - tak w kilku słowach mógłbym podsumować kilkunastodniową przygodę z jedną z najnowszych propozycji z serii Lumia - modelem 640 LTE. I choć nie jestem fanem Windowsów, mam świadomość, że ten telefon może się podobać.
- A czym on się różni od Nokii - zapytał jeden ze znajomych, kiedy zobaczył w moich rękach testowany telefon z "komputerowym" logo. - A niczym - odpowiedziałem bez wahania, choć wtedy jeszcze nie byłem tego pewien - rozmowa miała miejsce bodaj dwa dni po tym, jak opisywaną 640-tkę wyciągnąłem z pudełka. I krok po kroku starałem się z nią zakolegować.
fot. Adam Owczarek/mGSM.pl
Szło mi różnie - kwadratowo i podłużnie. Za kilka rozwiązań 640-tkę polubiłem, ale inne mnie - pisząc wprost - mocno denerwowały. Niestety, w większości przypadków moje "ale" tyczyło się spraw znanych z wcześniejszych modeli tego producenta (niezależnie od nazwy pojawiającej się na obudowie).
Weźmy choćby nawigację. Uruchomiłem ją raz. I więcej nie musiałem. Z przykrością muszę stwierdzić, że producent nic nie zrobił z tą aplikacją, a co za tym idzie, nie nadaje się ona do użytku.
- Przekonałeś się o tym po jednym uruchomieniu? - inny kolega, dopytujący o możliwości telefonu, był nieco zaskoczony moją zdecydowaną i - jak podejrzewał - pochopną oceną. - Tak. Wystarczy, że sprawdziłem jedną tylko trasę - odpowiedziałem. Chwilę później wyjaśniłem, że wracałem od rodziców i pozycję "ustaw cel" wpisałem adres domowy. Trasa przebiega z północy Łodzi na południe, przez remontowaną, czy raczej budowaną niemal od podstaw, trasę W-Z. A Od kilkunastu miesięcy wszystko jest dokumentnie rozkopane i niektóre odcinki można pokonać chyba tylko czołgiem (jeśli w ogóle). Co na to nawigacja? Bez najmniejszego skrępowania kazała mi jechać przez... największe wykopy.
Aby dać jej jeszcze jedną szansę, nie wyłączałem komputera pokładowego, tylko jechałem do domu możliwą do przejechania trasą. Nawigacja była konsekwentna - bodaj ze cztery razy polecała mi, abym jechał - z praktycznego punktu widzenia - w zasadzie nieistniejącymi ulicami.
Do domu szczęśliwie dojechałem, ale tylko dlatego, że znałem miasto. Dobrze, że z takim "wsparciem" nie podróżował ktoś z innego miasta, bo pewnie błąkałby się po ulicach Łodzi do tej pory...
mat. własny
- Pokaż wszystkie |
- 1
- 2
- 3
- 4







Zobacz najnowsze opinie lub dołącz do dyskusji i dodaj opinię!