Duży i czytelny, choć czasem wieszający się ekran; elegancki wygląd i solidne wykonanie; szybki procesor i łączność LTE; a także zestaw aplikacji do zarządzania zasilaniem i słabawa bateria - tak można podsumować wnioski nasuwające się po kilkudniowych testach telefonu.

Parafrazując słowa Osła z filmu Shrek, o testowanym urządzeniu mógłbym napisać: "Piękny telefon. To naprawdę piękny telefon". W oryginale - jeśli się komuś zapomniało - chodziło o głaz. Naprawdę piękny głaz. Smartfonu Insignia 530 LTE raczej z głazem nie pomylimy. Urządzenie jest płaskie i spasowane, a ponadto bardzo dobrze wykonane. To po prostu udana konstrukcja. Mogę się chyba nawet pokusić o stwierdzenie, że 530-tka to jeden z bardziej eleganckich smartfonów, jakie ostatnio testowałem.
Fot. Adam Owczarek/mGSM.pl
Na redakcyjne testy trafił egzemplarz w białej obudowie. I chyba inna być nie mogła, ponieważ we wszystkich materiałach publikowanych na stronie www producenta widzę taki właśnie kolor. W sumie to chyba dobrze, ponieważ biel ta zdaje się być bardzo dobrym pomysłem. Kontrastuje z czernią wyświetlacza i srebrem ozdobnych elementów (ramka, klawisze i malutkie śrubeczki). Może się podobać...
... chociaż nie do końca rozumiem, jakie intencje kierowały konstruktorami telefonu, każąc umieszczać im klawisz "power" na lewym boku obudowy. Dodajmy, że po przeciwnej niż podwójny "ciszej - głośniej". Dziwię się, ponieważ przyzwyczaiłem się, że przyciski te zazwyczaj występują w komplecie po jednej stronie, ewentualnie w odwrotnej konfiguracji - "power" na prawym, zaś "ciszej - głośniej" - na lewym boku telefonu. A tu - niespodzianka...
Zanim się do tego przyzwyczaiłem, to zamiast blokować wyświetlacz komórki wciskałem klawisze głośności i wyciszałem komórkę do zera. Ale, ponoć nie ma tego złego... nikt już do mnie nie dzwonił i miałem po prostu święty spokój ;)
Pozostając na chwilę przy połączeniach, a konkretniej powiadomieniach o takowych, warto wspomnieć o tym, że Insignia 530 LTE wyposażona jest w "profile dźwięku". Możemy tam definiować ustawienia telefonu dla określonych sytuacji, np. kiedy jesteśmy na spotkaniu, w jakimś głośnym otoczeniu itp. Definiować, a potem szybko uruchamiać. Piszę o tym, ponieważ w telefonach z Androidem nie zawsze jest to oczywistą oczywistością.
Inna opcja, której także nie znajdziemy we wszystkich smartfonach z systemem operacyjnym od Google, to "Smart Gesture". Dzięki niej do wybranych funkcji dostaniemy się kreśląc określone litery na wygaszonym ekranie.
Jak to działa? Narysujmy... dajmy na to "c". Momentalnie wejdziemy do opcji "połączenia". Jeśli zaś nakreślimy "v" - uruchomimy kamerę. Takich skrótów jest wiele, jeśli ktoś jest je w stanie zapamiętać - może mu to ułatwić życie i obsługę telefonu. Trzeba jednak ruszyć szare komórki, a ponadto mieć na uwadze to, że jeśli wcześniej zabezpieczyliśmy w jakikolwiek sposób dostęp do komórki, to po narysowaniu określonej literki będziemy musieli wpisać albo ustalony przez nas wcześniej PIN, albo podać wzór do odblokowania, ewentualnie pokazać swoją twarz.
Twarz? Tak, model ten - jak zresztą duża część Androidów - pozwala na fotograficzną identyfikację osoby, która chce skorzystać z komórki. Jeśli "nauczymy" telefon naszej twarzy, później wystarczy, że spojrzymy tylko na niego, a smartfon - jak za wypowiedzeniem czarodziejskiego zaklęcia - odblokuje się, dając dostęp do pełni opcji i możliwości w nim drzemiących.
Brzmi obiecująco, prawda? A jak to wygląda w praktyce? Tu jest nieco gorzej - Insignia 530 LTE zazwyczaj mnie rozpoznawała. Zazwyczaj, choć nie zawsze.
A propos czarodziejskich zaklęć, to nie udało mi się, niestety, zmusić tego modelu, abym dostęp do telefonu mógł odblokować głosowo. Rozpocząłem wprawdzie procedurę nagrywania komunikatu, ale kiedy Goclever kazał mi moje "abrakadabra" powtórzyć bodaj 10 raz, a na ekranie widziałem, że pasek postępu tejże skomplikowanej operacji pokazuje 26% wykonania zadania... zniechęciłem się. Cóż - chyba muszę popracować nad ćwiczeniem silnej woli...
Żałuję trochę, że gniazdo ładowarki znajduje się na górze, a nie - jak to zazwyczaj ma miejsce w innych telefonach - na dole. Co to za różnica? Telefonu chciałem użyć jako nawigacji samochodowej, ale nie mogłem podłączyć do niego kabla zasilającego. Znaczy się mogłem, ale wpinanie go od góry było po prostu niewygodne. Pomijam już fakt, że takie rozwiązanie powodowało, że brakowało mi kabla łączącego telefon z ładowarką i musiałem korzystać z przedłużacza. Nieporęczne rozwiązanie.
Fot. Adam Owczarek/mGSM.pl
Dobrze spisywała się za to łączność LTE. Nie zauważyłem, aby szwankowała również komunikacja przez Wi-Fi. Wszystko działało w najlepszym porządku. Telefon płynnie przełączał się pomiędzy sieciami na jednej i drugiej karcie SIM. Mam tu na myśli zarówno zmianę pasm jednego operatora (EDGE, HSDPA, LTE) i partnerów roamingowych - u drugiego (w kolejności częstotliwości występowania na wyświetlaczu: T-Mobile, Plus, Orange).
Jeśli chodzi o współpracę Insignia 530 LTE z sieciami LTE, to w danym momencie mogła to robić tylko jedna karta SIM. Druga korzystała z sieci 2G. Telefon może więc być idealnym rozwiązaniem dla tych, którzy przez jedną kartę chcą rozmawiać, a przez drugą wolą surfować po internecie. I - co także może być ważne - nie ma znaczenia, w który slot włożymy którą kartę SIM - można je w każdej chwili przełączyć. Ta informacja może być tym bardziej istotna, że nie mamy tu dwóch identycznych slotów - jeden przyjmuje karty microSIM (czyli tzw. małe), drugi zaś - miniSIM (czyli tzw. normalne).
Fot. Adam Owczarek/mGSM.pl
Wszelkich ustawień odnośnie do kart operatorów telekomunikacyjnych dokonamy w zakładce "zarządzanie kartą SIM" (choć, wbrew pozorom, uczynimy to nie tylko dla jednej, ale dla obydwu chipów). Na początek określamy, jak nasze SIM-y będą się nazywały i jakim kolorem prezentowały. To jest także moment, aby zdecydować, jak mają być realizowane wszystkie połączenia: głosowe, internetowe, jak również SMS-y i MMS-y - zawsze przez tę samą, wskazaną wcześniej kartę, czy też o wyborze operatora będziemy decydować każdorazowo sami.
Warto tutaj zaznaczyć, bo być może nie dla wszystkich będzie to oczywiste, że nawet jeśli ustawimy opcję wykonywania połączeń przez kartę "A", to dla połączeń przychodzących będą dostępne obie karty. Prawie cały czas - wyłączając ten moment, kiedy to jedna z linii będzie zajęta. Insignia 530 LTE działa w trybie dual-SIM standby, zatem wykonywanie lub odbieranie połączeń na jednej karcie wiąże się z czasowym wylogowaniem z sieci karty drugiej - będzie ona zatem niedostępna. Tak działa większość telefonów na dwie karty. Ale jak już skończymy rozmawiać przez kartę "A", to SIM "B" zaloguje się do sieci i znowu będziemy dostępni pod dwoma numerami.
Z obsługą dual-SIM-a poradziłem sobie bez większych kłopotów. Podobnie, jak i z innymi opcjami. Zarządzanie komórką jest proste. Klasyczny Android (w tym konkretnym przypadku 4.4.2) pozwala na szybką i bezproblemową nawigację. Ikony są czytelne, a rozwiązania intuicyjne... Ale... uwaga, uwaga... w menu telefonu próżno szukać opcji związanej z aktualizacją systemu. Za to znalazłem opcję "Goclever OTA". Czyżby to było narzędzie służące do pobierania najnowszych wersji systemu? Aby to zweryfikować, musiałem podać swój adres e-mail. Ok, podjąłem takie ryzyko i... "You have the latest sotfware!" - napisał mi telefon. Co ciekawe, uczynił to - jak widać - po angielsku (choć cała reszta menu jest, rzecz jasna, przetłumaczona).
Kwestie językowe nie będą nam zakłócały spokoju związanego z korzystaniem z aparatu cyfrowego. Kilka dni testów pozwoliło mi sobie wyrobić opinię, że telefon nadaje się do robienia zdjęć. Serio, serio!
Fot. Adam Owczarek/mGSM.pl
I choć zoom nie jest być może perfekcyjny, to - trzeba przyznać - potrafi przybliżyć nam ogląd (dowolnej) sytuacji.
Fot. Adam Owczarek/mGSM.pl
Ze zdjęciami, na których chcemy uwiecznić elementy zdecydowanie różnie oświetlone, radzi sobie także HDR. Choć... przyznaję, że spodziewałem się efektów odrobinę lepszych. Ale może jestem po prostu rozkapryszony topowymi modelami? Choć specyfikacja podpowiada, że fotografowałem aparatem cyfrowym stworzonym przez firmę Sony...
Fot. Adam Owczarek/mGSM.pl
Tak czy owak, każdy kto zrobi Insignią 530 LTE zdjęcie może je potem poddać obróbce. - Termicznej - zapyta jakiś dowcipny czytelnik. - Tak, w pewnym sensie termicznej, wszak możemy zmienić ciepło barw - zripostuje dowcipny redaktor...
Jakie mogą być tego efekty? Obiecujące!
Fot. Adam Owczarek/mGSM.pl
Pstrykać i filmować można niemalże do woli, albowiem konstruktorzy urządzenia wyposażyli je w dość dużą pamięć - teoretycznie 16, w praktyce zaś nieco ponad 13 GB. A jeśli komuś to nie wystarczy - może skorzystać z karty microSD (do 32 GB).
I tak jak nie rozczarowały mnie możliwości fotograficzne tego telefonu, tak z sympatią wspominam chwile, w których to telefon pełnił rolę kamery...
|
|||
Możliwości filmowe telefonu Insignia 530 LTE wideo: mGSM.pl przez YouTube |
A skoro jesteśmy przy filmowych możliwościach telefonu, to wspomnę tylko, że filmy na YouTube oglądało się całkiem całkiem. Podobnie nie miałem kłopotów ze zrobieniem sobie małego kameralnego kina z wykorzystaniem aplikacji takich jak np. Ipla.
Muzyka, rzecz jasna, znacznie lepiej brzmiała na zewnętrznych słuchawkach, niemniej jednak także ze znajdującego się na dolnej części głośniczka brała jak najbardziej poprawnie. Dogadałem się także z samą aplikacją i nasza współpraca przebiegała w zasadzie wzorowo.
Kłopoty wychowawcze miałem za to z Bluetoothem. Czasem był niegrzeczny i nie chciał skomunikować się z zestawem słuchawkowym. Twierdził wprawdzie, że jest połączony, ale każdy kto dzwonił podczas mojej jazdy samochodem odzywał się w słuchawce telefonu, a nie w zestawie. A podłączenie takowego było w zasadzie konieczne, ponieważ przeprowadzany zazwyczaj przeze mnie test "w uchwycie" wypadał słabo.
"W uchwycie"? Po tym tajemniczym hasłem kryją się: auto, uchwyt przymocowany do deski rozdzielczej i testowany telefon. Ktoś dzwoni, ja odbieram i uruchamiam tryb głośnomówiący w telefonie. I co? I ja miałem kłopoty ze zorientowaniem się co do mnie mówi osoba po drugiej stronie słuchawki, i dzwoniący jakoś zbyt często dopytywali się mnie co też powiedziałem przed chwilą... Bluetooth był zatem konieczny...
... i to nie tylko do komunikacji ze wspomnianym zestawem. Niezbędny był również w chwilach, kiedy to chciałem telefon połączyć z tzw. smartwatchem Goclevera, a konkretnie modelem Goclever Chronos Colour.
Fot. Adam Owczarek/mGSM.pl
Choć oba urządzenia trafiły do redakcji w zasadzie innymi drogami i w nieco innym czasie, postanowiłem, że - choćby z racji pewnej nazwijmy to wspólnoty marki - warto będzie sprawdzić ich pracę i współpracę w tym samym czasie i okolicznościach. Uruchomiłem więc zegarek, uruchomiłem telefon i postanowiłem ze sobą poznać...
Teoretycznie szybko mi się to udało, telefon zameldował o współpracy z zegarkiem, a zegarek pochwalił się, że połączył się ze smartfonem. - No to działamy - pomyślałem głośno, przesuwając kolejne ekrany na niewielkim wyświetlaczu. I kiedy dotarłem do połączeń - postanowiłem gdzieś zadzwonić. Jedyny efekt jaki uzyskałem, to informacja o błędzie połączenia na wyświetlaczu (zegarka). Jedna próba, potem kolejne - no "niedasię" i już. - A to może w drugą stronę - postanowiłem być przebiegły i z drugiego telefonu zadzwoniłem sam do siebie. Smartwatch był moim sprytem chyba nieco zaskoczony, bo okazało się, że rozmowę mogłem bez problemów odebrać.
Starając się zgłębić zagadkę czemu w tę działa, a we w tę już nie dotarłem do internetowej instrukcji obsługi, która rekomendowała pobranie stosownego oprogramowania. Długo nie trzeba mnie było przekonywać, prośbę spełniłem i problemy z połączeniami minęły jak ręką odjął. Szkoda tylko, że kiedy borykałem się z wykonywaniem połączeń nie zobaczyłem żadnego komunikatu, który by sugerował jakaś dodatkową aplikację...
Fot. Adam Owczarek/mGSM.pl
Pomyślałem, że skoro tak nie najlepiej poszło nam na początku, to potem może być już chyba tylko lepiej. Poniekąd tak było. Połączenia mogłem realizować, mogłem też sprawdzać godzinę, odbierać informacje o powiadomieniach np. o nowych wiadomościach, mogłem także wprost z nadgarstka... SMS-ować.
I choć zazwyczaj nie noszę zegarka, a ostatni miałem na przegubie dłoni jakoś na początku czasów licealnych, to funkcja taka, że w momencie kiedy telefon dzwonił, wibrował również zegarek i mogłem na ekranie sprawdzić kto dzwoni bardzo mi się podobała. I byłaby niemalże idealne, gdyby nie fakt, że na ekranie widziałem tylko i wyłącznie numery. Nazwisk zapisanych w książce telefonicznej już nie.
Także jakość rozmów pozostawiała wiele do życzenia, choć chyba mogę napisać wprost - była bardzo słaba. I bodaj każdy z kim w ten sposób rozmawiałem dopytywał się czemu mnie tak słabo słychać, czemu on słyszy się sam w swojej słuchawce, w dodatku z mniej więcej sekundowym opóźnieniem.
Wielu rozmów przez ten zegarek nie odbywałem, podobnie nie stałem się fanem wbudowanych aplikacji takich jak pedometr. Może, a chyba nawet na pewno, nie jestem typem sportowca. Rzuciłem też okiem do zegarkowego kalendarza... Zaskoczyła mnie za to klawiatura. Choć mikroskopijna, to... udawało mi się na niej pisać bez większych kłopotów! Jak to możliwe? Nie mam pojęcia. To chyba czary, albo jakaś telepatia.
Ale, żeby nie było tak różowo - słabo mi się pisało na samym telefonie. A to dlatego, że nie mogłem uruchomić tzw. mazania, czyli pisania bez odrywania palca od ekranu. Udało mi się za to uruchomić program benchmarkowy. Wyniki przeciętne, prawda?
Na koniec zostawiłem sobie chyba najsłabsze ogniwo testowanego sprzętu - akumulator. Słaby. Wprawdzie zazwyczaj telefon wytrzymywał cały dzień pracy mając w sobie dwie zalogowane do sieci karty SIM, ale... jeśli do tego dorzucałem choćby korzystanie z internetu (a trudno na urządzeniu z LTE tego nie robić) i zabawy aparatem fotograficznym - istniała realna obawa, że pod koniec dnia będę musiał szukać bądź to ładowarki, ewentualnie tzw. powerbanka.
I, żeby nie być gołosłownym - te słowa piszę o godzinie 19:09. Telefon, owszem, męczyłem dość intensywnie, ponieważ dla potrzeb testu dogrywałem jeszcze jakieś filmiki, wykonałem wiele zamieszczonych powyżej zrzutów ekranu, ale... 7% baterii to chyba nie jest dobry wynik, jak sądzicie?
Niestety, kilka razy zdarzyło się też, że telefon "żył własnym życiem". Objawiało się o tym, że robił co chciał - sam uruchamiał aplikacje, przełączał ekrany, usuwał i dodawał elementy na pulpit itp. Przypuszczam, że problem leżał po stronie wyświetlacza, który miał jakieś zwarcia lub po prostu zły dzień. Ekranowi wydawało się, że ktoś go dotykał i przez to uruchamiał programy i wykonywał inne czynności. Duchy jakieś, czy co?
Fot. Adam Owczarek/mGSM.pl
I choć na testowany telefon Insignia 530 LTE trochę tu ponarzekałem, choć nie jest moim "numerem jeden", to mogę go śmiało polecić. Tym, którzy za przystępną cenę chcą mieć przyzwoity, elegancki i dobrze wykonany telefon. Z wyświetlaczem odpornym na zarysowania, szybkim internetem LTE, dobrym aparatem fotograficznym. To naprawdę piękny telefon...
materiał własny
- Pokaż wszystkie |
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Zobacz najnowsze opinie lub dołącz do dyskusji i dodaj opinię!