Zamurowało mnie, gdy z paczki od firmy ZTE wydobyłem nowiusieńki smartfon tej marki. Wyglądał niemal tak samo jak jeden z modeli BlackBerry Curve. Jeżynka to jeżynka - wiadomo - wiele potrafi. Ale to przed Androidem kłania się świat...
Ciekawy i niedrogi, solidnie wykonany smartfon o oryginalnym i estetycznym wyglądzie. Elastyczny system Android zapewnia rozwojowość. Bardzo kiepskie audio. Sprawdza się w roli fotografa.

Bawiły mnie pytania znajomych o to, czy tak bardzo zasmakowałem w jeżynach, że musiałem sobie kupić drugą. Ponieważ w życiu staram się potwierdzać wszystkie plotki na swój temat, odpowiadałem: - Owszem, ale postawiłem na niej sobie Androida... Taka odpowiedź za każdym razem wywoływała konsternację i pytanie: - Ale jak...? - No patrz... Normalne menu Androida...
Niektórzy znajomi mylili telefon ZTE Tureis z Nokiami wyposażonymi w klawiaturę QWERTY, ze względu na podobny układ klawiszy funkcyjnych. Te wszystkie pomyłki skłaniały mnie do tezy, że jeśli producent zdecydował się na politykę: trochę z Nokii, trochę z BlackBerry, a serce z Androida, to może być fajny telefon. Tezę potwierdziłem...
Telefon dotarł do mnie z systemem w wersji 2.3 Gingerbread. Jest masywny i ciężki, bo na wykonaniu ZTE nie przyoszczędziło. Eleganckie wykończenie oraz bardzo solidna zwarta konstrukcja to niepodważalne zalety. Antypoślizgowa, matowane "plecy" skrywające baterię to kolejny plus. Jednak tu pierwsza uwaga. Jeśli nie masz dłuższego paznokcia, z otworzeniem plastikowej pokrywy możesz mieć problem. Jeśli zdejmiesz - radość. Kartę SIM i microSD włożysz bez wyjmowania baterii i restartu telefonu. Ale już nie wyjmiesz...
Ciut uciążliwe w użytkowaniu jest odblokowywanie i wzbudzanie telefonu. Należy w tym celu najpierw wcisnąć przycisk "Power" umiejscowiony w górnej krawędzi telefonu, a następnie na dotykowym ekranie przesunąć pasek blokady. Inny klawisz niż wspomniany nie sprawi, że odblokujemy telefon. Warto więc o niego dbać...
Smartfon ZTE Tureis został wyposażony w 2,6-calowy dotykowy wyświetlacz QVGA, aparat 3,15 Mpix, 512 MB pamięci RAM, procesor o taktowaniu 800 MHz, czytnik kart microSD, 3,5 mm jack, Wi-Fi b/g/n, radio FM, GPS, Bluetooth 2.1 oraz, co najważniejsze, fizyczną klawiaturę QWERTY, która jest bardzo wygodna w użyciu. Może ze względu na niewielkie odstępy między klawiszami.
Treści wiadomości redaguje się bardzo wygodnie. Ponadto urządzenie wyposażono w klienta poczty, przeglądarkę dokumentów biurowych i wiele ciekawych aplikacji. Sprzęt pracuje dynamicznie, bez zamyśleń, mimo że procesor mógłby być mocniejszy, a ilość pamięci większa.
Telefon robi całkiem niezłe zdjęcia. Nieporuszone. Kolory są jedynie ciut przejaskrawione, nad czym można popracować w ustawieniach lub programie graficznym. Szkoda, bo Tureis mógłby być poręcznym narzędziem do fotografowania. Aparat uruchamia się nie jak w większości telefonów - przyciskiem na bocznej krawędzi, lecz jednym z przycisków na klawiaturze. Bardzo wygodne.
Migawkę zwalnia się przez dotknięcie przycisku ekranowego. Fotoamator może pobawić się wieloma ciekawymi efektami graficznymi i filtrami. Najbardziej podobały mi się zdjęcia po przestawieniu matrycy w tryb czarno-biały. Były solidnie kontrastowe z niewielkimi szumami.
Całkiem nieźle działa radio FM. Ale jeśli planujesz prywatkę i podpięcie telefonu do głośników z wejściem mini-jack, a masz jakikolwiek inny sprzęt grający, wybierz innego wodzireja. Tureis podpięty do prostego systemu głośników Creative buczy i dudni płytkim basem. Kiepsko, gdyż wspominam telefony ZTE, które miały o wiele lepsze audio.
Pod pełnymi żaglami komunikacji mobilnej telefon płynie przez ponad osiem godzin. Podobno nieustająco można rozmawiać cztery godziny. W dobie obecnych taryf i rozgadanych Szanownych Małżonek - bez pokazywania palcem - jest to realne... Rozładowany, gaśnie bez wyraźniejszego ostrzeżenia. Akumulator o pojemności 1100 mAh ładuje się przez ładowarkę wpiętą do sieci około 2 godzin. Nie wiem dlaczego, ale przez port microUSB, podłączony w redakcji do komputera PC (port USB 2.0), Tureis ładował się przez kilka godzin i nigdy do pełna. Zastanawiające...
Artykuł pochodzi z numeru 10.2012 miesięcznika Mobile Internet