- Zopo? A co to takiego - pomyślałem z obawą, kiedy dowiedziałem się, że w redakcyjnej ruletce wylosowałem do testów właśnie taki model. Ale już bodaj drugiego dnia nie żałowałem. Powiem więcej - z testowanym telefonem ZP 320 trudno było mi się rozstać...
Od razu wyjaśnię dlaczego, OK? Był niezawodny, funkcjonalny i bardzo wygodny. Poza tym oferował więcej, niż mogłoby się wydawać, kiedy spojrzało się na niego pierwszy raz. A do tego "rzuciło okiem" na cenę - niecałe 190 dolarów, czyli niewiele ponad 600 zł.
Za testy słuchawki zabrałem się z lekkim niepokojem, można nawet powiedzieć "z pewną taką nieśmiałością". Zacząłem od otwarcia pudełka, swoją drogą dość ciekawie zaprojektowanego. Mam tu na myśli to, że składa się ono z dwóch elementów: obwoluty i szufladki. Do tej ostatniej wkładamy sam telefon, jak i wszelkie akcesoria, a całość wsuwamy do wspomnianej obudowy. Takie rozwiązanie nie jest może szczególnie nowatorskie, niemniej jednak bardzo funkcjonalne i ciekawe. Mnie się spodobało.
Fot. Adam Owczarek/mGSM.pl
OK, pooglądaliśmy pudełko, czas wyciągnąć z niego telefon. Jeden zdecydowany ruch i w mojej dłoni ląduje płaska elegancka komórka. Z przodu jest duży ekran i trzy wirtualne przyciski umieszczone - a jakże - na dole. Uważne oko czytelnika dostrzeże zapewne, w którym miejscu kończy się wyświetlacz, i że producent nie zostawił na bokach zbyt wiele niewykorzystanego miejsca. To chyba dobrze, prawda?
Fot. Adam Owczarek/mGSM.pl
Odwracamy komórkę i widzimy tzw. "plecki" mające interesującą fakturę. Taką trochę... chropowatą. - Nie wypadnie mi z ręki - pomyślałem, oglądając smartfon ze wszystkich stron. Lewy bok - pusty. Prawy - klasycznie - z zestawem przycisków "power" i "ciszej-głośniej". Dolna krawędź - również pusta. - Gniazdo ładowania i słuchawkowe będzie pewnie na górze - mruknąłem pod nosem i... nie rozczarowałem się.
Choć przyznam szczerze, że wolałbym ładowarkę podłączać na dole, a nie na górze. Jeśli bowiem podpinałem telefon do prądu, to wygodniej by mi się z niego korzystało, gdyby kabelek znajdował się na dole. Wystający z górnej części komórki sprawiał wrażenie, jakby Zopo miało... ogonek. W rezultacie było to - jak dla mnie - odrobinę niewygodne.
Fot. Adam Owczarek/mGSM.pl
Wróćmy jednak do oględzin. Wzrok mój ląduje na tylnej części komórki. Na górze jest logo producenta, na dole zaś... napis "4G LTE". - Zaraz, zaraz! Ten telefon obsługuje sieci LTE? - patrzyłem na smartfon z lekkim niedowierzaniem. - Do tej pory obsługa tej technologii była raczej domeną aparatów z wyższej półki, a przede mną takowy chyba nie leży - głośno sobie rozmyślałem, narażając się tym samym na dziwne spojrzenia kolegów z redakcji.
Fot. Adam Owczarek/mGSM.pl
Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że wspomniane LTE faktycznie działa i to bardzo sprawnie. Rzecz jasna pod warunkiem zainstalowania w telefonie odpowiedniej karty SIM ;)
Z dziennikarskiego obowiązku dodam, że kłopotów nie miałem nie tylko z LTE, ale także z innymi pasmami. Niezależnie czy przełączyłem komórkę na 3G, czy jeszcze niższe prędkości (EDGE), internet - raz wolniej, raz szybciej - po prostu działał. Ale... z 4G kilka razy musiałem, niestety, rezygnować. Po to, aby zaoszczędzić nieco prądu zgromadzonego w akumulatorze.
Ten nie odbiega bowiem od standardów wyznaczanych przez najbardziej renomowanych producentów. Inaczej mówiąc, przechowywanie ładowarki obok łóżka i codzienne z jej używanie w nocy jest po prostu konieczne. Zwłaszcza, jeśli użytkownik telefonu korzysta ze wspomnianego wcześniej LTE. Jeśli takie prędkości nie są nam potrzebne, albo nasza karta SIM nie loguje się do najnowszej sieci komórkowej, a co za tym idzie rezygnujemy z korzystania z tego pasma i pozostajemy przy wolniejszych prędkościach, możemy liczyć na nieco więcej energii. Mało tego, w momencie przełączenia się na opcję "tylko 2G" - oczekiwać możemy więcej niż doby pracy. Hm... 24 godziny? Chyba jednak nie ma się czym chwalić...
Można się natomiast chwalić dodatkowymi możliwościami, których w tym modelu się nie spodziewałem i były dla mnie niemałym zaskoczeniem.
Obok opisywanego już LTE mam na myśli m.in. tzw. opcje gestów. Jeśli takowe uruchomimy, nawet przy zablokowanym ekranie możemy skorzystać z kliku "trików", pozwalających np. na "wybudzenie" telefonu, a nawet uruchomienie określonej opcji.
Może sprawdźmy jak to działa na przykładzie... Telefon leży sobie na biurku, a my chcemy gdzieś zadzwonić. Na czarnym zablokowanym ekranie rysujemy zatem literkę "o". Sekundę później widzimy to "o" na ekranie, a po chwili telefon uruchamia się pokazując opcje związane z telefonowaniem.
A jeśli chcemy skorzystać z internetu? Rysujemy literę "e". Uruchomić odtwarzacz muzyczny? Kreślimy "m". A uruchomić aparat? Z pomocą przychodzi nam "c". Fajna zabawa! Wydawać się może, że rewelacyjne rozwiązanie, ale... nie do końca.
Jeśli zabezpieczymy telefon przed niepowołanymi osobami i zdefiniujemy np. wzór do narysowania lub kod PIN, wtedy nikt obcy nie skorzysta z naszej komórki. Ale... nie zadziałają również wspomniane "triki". Znaczy się zadziałają, niemniej jednak konieczne będzie jeszcze odblokowanie smartfonu. Z punktu widzenia bezpieczeństwa - logiczne, jeśli jednak patrzymy na to z punktu widzenia wygody i szybkości uruchomienia żądanej opcji, to droga zdaje się być niewiele krótsza niż klasyczne odblokowanie z użyciem klawisza "power"...
- Można przecież tego wzoru lub PIN-u po prostu nie uruchamiać - może wtrącić ktoś z Czytelników. Z jednej strony będzie miał rację, z drugiej zaś odpowiem mu, że nie byłem w stanie policzyć, ileż to razy w takiej sytuacji telefon samoczynnie odblokowywał mi się w kieszeni spodni. Czasem zadzwonił gdzieś, czasem wysłał jakiś SMS...
Tak czy owak, do zestawu opcji niespotykanych raczej w podobnych telefonach dodałbym opcję pozwalającą na szybkie oddzwonienie na otrzymaną wiadomość. Ktoś coś do nas przyśle, zapoznamy się z treścią wiadomości i chcemy odpowiedzieć głosowo? Wystarczy telefon z otwartą wiadomością przybliżyć do ucha i... można rozmawiać.
Ciekawe rozwiązania, nieprawdaż? Nie są może odkrywcze, a nawet spotykane w innych modelach, ale raczej takich, które kosztują co najmniej dwa razy tyle. A to, że znalazły się w Zopo ZP 320 jest chyba pewną niespodzianką.
Aby nie było tak idealnie, bo przecież zawsze musi się znaleźć jakiś "ale", niestety, nie wszystkie fragmenty menu zostały przetłumaczone. Zdarzają się miejsca, gdzie obok polskich słów pojawiają się określenia angielskie. Tak jest m.in. w przypadku wspominanych gestów. Cóż... podstawowa znajomość języka może być zatem potrzebna :)
Fot. Adam Owczarek/mGSM.pl
Jeśli ktoś podczas czytania tego testu pomyślałby sobie, że Android jest tu jakiś udziwniony, spieszę wyjaśnić, iż nic bardziej błędnego. Mamy klasyczny system bez dodatkowych nakładek, ale ze wspomnianymi "bajerami". Chociaż... wszystkie ikonki na ekranie - podobnie jak w iPhonie - to kwadraciki z zaokrąglonymi rogami. Wygląda to całkiem sympatycznie. Choć widać, że ikony są czasami niejako dosztukowane i - moim skromnym zdaniem - nie są tak ładne, jak w systemie operacyjnym iOS.
Niemniej jednak - skoro o systemie operacyjnym mowa - działał w zasadzie bez zarzutu. Nic się nie wieszało, nie przypominam sobie ani jednej sytuacji, abym telefon musiał restartować, ewentualnie nadmiernie długo oczekiwać na jego reakcję. Wszystko było rozmieszczone czytelnie i poręcznie, po prostu tak jak trzeba.
Co ciekawe, ZP 320 jest niemalże przygotowany do obsługi dwóch kart SIM. Niemalże? Dodatkowego slotu wprawdzie nie ma, niemniej jednak w obudowie widać miejsce, gdzie mogłoby się on znaleźć. Widać to dokładnie na zdjęciu, prawda? W menu telefonu jest też zakładka "zarządzanie kartą SIM" i jest ona analogiczna do "zarządzania kartami SIM" występującego w telefonach dualnych. Tyle tylko, że w Zopo zarządzamy jedną kartą.
Jest jeszcze coś, co czyni ten telefon "niemalże" dualnym. W urządzeniach dwusimowych mamy zazwyczaj możliwość nazwania kart, np. Play i Orange. Tutaj - mimo, że mamy do czynienia z jedną kartą - także mamy taką opcję. Ba! telefon jest na tyle mądry, że sam wybiera sobie nazwę. W moim przypadku była to "Era01". Informacja taka pojawiała się przy połączeniach, rozmowach i transmisji danych. Czyli... taki pojedynczy dual-SIM :)
Fot. Adam Owczarek/mGSM.pl
Podczas kilkudniowych testów nie miałem kłopotów z telefonowaniem, SMS-owaniem, wysyłaniem e-maili, fotografowaniem, słuchaniem muzyki itp. itd. Chyba jedyną rzeczą, do której mógłbym się przyczepić, była głośność w słuchawce. Mogłaby być nieco większa. Kiedy przebywałem w głośnych miejscach, musiałem się nieco wsłuchiwać w to, co mówiła do mnie osoba "po drugiej stronie słuchawki". Dodam - dla jasności - że rzeczoną głośność miałem ustawioną na "full". No, chyba że to coś z moim uchem nie ten-teges ;)
Podobnie "na full" podkręciłem sobie wyświetlacz. A to dlatego, że pokazywał tak ładne i soczyste barwy, że aż nie można było się napatrzeć...
I w taki pięknych okolicznościach nie może nie paść pytanie: "czy równie dobrze jak wyświetlacz spisywał się aparat fotograficzny?".
Tutaj nie było już tak cukierkowo. O ile w słoneczne dni, przy pięknej pogodzie, fotki nie wychodziły złe, to przy słabszych warunkach oświetleniowych, ewentualnie w nocy, aparat wypadał słabawo. Kłopoty miewał także z łapaniem ostrości. Choć - jeśli już się udało - obiekty na zdjęciach (jako choćby moneta) wychodziły całkiem przyzwoicie. Zresztą - możecie to ocenić sami...
Fot. Adam Owczarek/mGSM.pl
A skoro jesteśmy przy aparacie, to pewnego rodzaju zagadką jest rozdzielczość aparatu. W specyfikacji znalazłem informację, że jest to 8 megapikseli. Taką informację można również znaleźć zarówno na polskich, jak i światowych stronach producenta. Początkowo żyłem w przekonaniu, że tak właśnie jest, ale wyprowadziła mnie z błędu aplikacja benchmarkowa. Otóż zeznała ona, że aparat ma... 14 Mpix. Sprawdziłem w opcjach aparatu i... faktycznie w ustawieniach była pozycja 14 Mpix. To by tłumaczyło dobrą jakość zdjęcia jednozłotówki. A także czytelności detali na wieczornym zdjęciu z ulicy. Całość nie wygląda może rewelacyjnie, ale za to - z takiej odległości - można przeczytać, w jakich godzinach można się wybrać do sklepu.
Skoro mowa o chodzeniu do sklepu, rzecz jasna z telefonem w kieszeni, to muszę wspomnieć o tym, że telefon ma bardzo słabą wibrację. Wiele razy zdarzało się, że mimo iż komórkę miałem w kieszeni spodni, nie udawało mi się wyczuć połączenia przychodzącego. I musiałem oddzwaniać.
I robiłem to z... prawdziwą przyjemnością. Wszystko dlatego, że opcje związane z telefonowaniem były w tym smartfonie bardzo dobrze rozwiązane. Co mam na myśli? Choćby to, że wybierając jakiś numer telefonu, telefon bezbłędnie podpowiadał mi nazwiska rozmówców. Jeśli zatem wstukiwałem kolejno cyfry "2", "6", "3", "7" i "9", na ekranie widziałem nazwisko kol. red. Andrzejewskiego i numery jego telefonów. Od razu spieszę wyjaśnić, że nie we wszystkich telefonach nie jest to oczywistością, czasem trzeba wejść do menu kontakty. Także w urządzeniach z Androidem nie zawsze działa to tak dobrze. Spotkałem się z wieloma telefonami, które nie rozbijały kontaktu na poszczególne numery, tylko pokazywały całość, i domyślny numer... stacjonarny. Tutaj, w Zopo, wszystko działalo jak w zegarku!
Działały również wideopołączenia (a taka opcja nie we wszystkich telefonach z Androidem jest dostępna). Podczas wybierania numeru wystarczyło tapnąć w trzy kropeczki znajdujące się w prawym dolnym rogu ekranu i dostać się do opcji dodatkowych, w tym do wideopołączeń. Jakość? Szczerze mówiąc bywało różnie. Czasem bez zarzutu, a czasem ledwo widziałem rozmówcę. No i słabo słyszałem... Ale to raczej nie była wina telefonu, tylko prędzej sieci komórkowych i jakości transmisji danych.
A jak nie chciałem oddzwaniać, to mogłem napisać lub podyktować SMS. Z tą ostatnią opcją też bywało różnie - z klasycznymi zestawami słów telefon sobie raczej radził, ale gdy zaproponowałem jakieś trudniejsze słowo... Bywało śmiesznie :)
Na deser wspomnę, że sprawnie działała także aplikacja muzyczna, rejestrator głosu i tryb głośnomówiący. Ten ostatni przetestowałem w samochodzie. Wstawiłem komórkę w uchwyt znajdujący się na kokpicie i po prostu uruchamiałem tryb głośnomówiący. Działało i było ok. Mnie było słychać i ja słyszałem - coś więcej potrzeba?
Fot. Adam Owczarek/mGSM.pl
Podsumowując kilkunastodniowe testy urządzenia o jeszcze nieznanej nazwie Zopo, mogę powiedzieć, że telefon zostawi po sobie dobre wrażenie. A nawet bardzo dobre. Jak na niedrogi telefon, wyglądający raczej na "średnią półkę", spisywał się wyjątkowo dobrze. Nadspodziewanie dobrze. Ma kilka wspomnianych dodatkowych funkcji, sprawnie działający system operacyjny, łączy się z siecią w technologii LTE,
materiał własny
- Pokaż wszystkie |
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5















































Zobacz najnowsze opinie lub dołącz do dyskusji i dodaj opinię!