Do redakcji trafił smartfon z logo Sony (już bez Ericssona) - komórka z serii Xperia, będąca - w założeniach - multimedialnym kombajnem służącym do wszechstronnej komunikacji. W praktyce okazała się urządzeniem nowoczesnym, ale z lekka niedopracowanym. Za to bardzo sympatycznym...
Zaawansowany, elegancki i multimedialny smartfon z rewelacyjnym designem, bardzo dobrym wyświetlaczem, słabą baterią i przeciętnym aparatem fotograficznym.

Pozostaje mieć nadzieję, że problemy, o których za chwilę wspomnę, to tzw. choroby wieku dziecięcego i niebawem znikną - jak za czarodziejskim dotknięciem aktualizacji systemu operacyjnego. W kilku modelach innych producentów tak właśnie było. I mam nadzieję, że historia się powtórzy, bo Xperia P to bardzo ciekawy i obiecujący telefon.
Zanim zacznę narzekać, wspomnę o tym, co mnie niemalże zachwyciło. Na pierwszy rzut oka można by powiedzieć o Xperii P, że to "telefon jak telefon". Można by, gdyby nie jeden element obudowy - przezroczysty pasek będący jednocześnie klawiszami dotykowymi. Brzmi tajemniczo, prawda? Ale wygląda naprawdę ciekawie, nowatorsko i do tego intrygująco. Telefon podzielony jest na dwie, zdecydowanie nierówne części. Góra (jakieś 9/10 całości) to dotykowy wyświetlacz, dół - element, w którym zainstalowano mikrofon i zapewne coś tam jeszcze. Oba elementy łączy wspomniany wąski, kilkumilimetrowy, przezroczysty pasek.
Myślę, że nie minę się z prawdą, jeśli powiem, że zastosowanie takiego rozwiązania - z użytkowego punktu widzenia - niczego nie wnosi. Ale za to robi wrażenie, i to jakie! Wprawdzie tylko na odcinku kilku milimetrów, ale można powiedzieć, że Xperia P jest przezroczysta! Sama przezroczystość już by robiła duże wrażenie, a jeśli dodać do tego, że element ten jest jednocześnie potrójnym klawiszem dotykowym... No dobrze, może ktoś powie, że jestem gadżeciarzem, ale podoba mi się to i już.
Skoro jesteśmy przy wyglądzie zewnętrznym urządzenia, warto dodać, że większą część przedniego panelu zajmuje dotykowy ekran. Jest czytelny, bardzo dobrze reaguje na dotyk, specjalnie się nie brudzi i chyba także nie rysuje, chociaż to może się okazać dopiero po kilku miesiącach.
Niestety, testy te okazały się dla niego niemalże zabójcze. Z jednego prostego powodu. Xperia P ogromnie mnie rozczarowała, jeśli chodzi o baterię. No bo co można napisać o telefonie, który wyjęty z ładowarki ok. godz. 8 rano, chwilę przed 15 melduje, że pozostało mu jedynie 6 proc. baterii? Toż to nawet nie jest telefon służbowy, który działa tylko 8 godzin.
Ktoś pewnie pomyśli, że widocznie telefon dostał w kość, a testujący bawił się nim, uruchamiał wszystko, co się dało i zwyczajnie baterię zajeździł. Nic bardziej błędnego. To był zwykły dzień: kilka telefonów, parę SMS-ów, poczta działająca w tle i kilkuminutowa zabawa aparatem fotograficznym. Dodać jeszcze trzeba, że telefon nie miał włączonego niczego dodatkowego. Mam tutaj na myśli np. Wi-Fi, Bluetooth i NFC. Skorzystałem z tych opcji, ale nieco później, gdy komórka znajdowała się "na sznurku" i ładował się jej akumulator.
Najwięcej radości sprawiło mi uruchomienie nowej technologii, jaką jest NFC. Na czym ona polega? To łączność radiowa, pozwalająca na wymianę danych pomiędzy urządzeniami znajdującymi się kilka centymetrów od siebie. Podobnie działają zbliżeniowe karty płatnicze, które być może część czytelników ma w swoich portfelach. Jak to się może przydać w praktyce? W pudełku, w którym Sony trafił do redakcji, znalazłem kilka tzw. smart tagów. To niewielkie, przypominające monety tokeny, sprawiające, że przyłożony do nich telefon zachowuje się w określony sposób. I tak, jeśli zbliżyłem komórkę do czerwonego smart taga oznaczonego jako "dom", w komórce uruchamiało mi się Wi-Fi i głośny dzwonek, a także odpalała aplikacja "wiadomości i pogoda". Z kolei czarny token "samochód" uruchamiał Bluetooth i aplikację nawigacyjną. Do każdego smart taga można przypisać zestaw dowolnych, określonych wcześniej funkcji. Aby je uruchomić, wystarczy przytknąć komórkę do znajdującego się np. na firmowym biurku tokena, a po chwili smartfon - jak kameleon - dostosuje się do naszych wymagań. Kolejny gadżet? Ale też fajny...
Xperią dowodzi Android w wersji 2.3.7. I robi to całkiem sprawnie. Ci, którzy wcześniej mieli do czynienia z tym systemem operacyjnym, od razu odnajdą się i poczują jak u siebie w domu. Użytkownicy, którzy wcześniej nie mieli okazji obcowania z tą platformą, także nie powinni mieć kłopotów. Po włożeniu karty SIM i włączeniu telefonu komórka prowadzi użytkownika jak po sznurku przez krótki proces konfiguracji i rejestracji (jeśli jeszcze nie mamy) konta Google. Wystarczy czytać komunikaty pojawiające się na ekranie. Być może nie jestem obiektywny, ponieważ z nowymi technologiami mam do czynienia od wielu lat, ale mam wrażenie, że wprowadzenie się do Xperii i przygotowanie jej do pracy było wręcz dziecinnie proste...
Późniejsza obsługa nie nastręczała żadnych kłopotów. Miałem do dyspozycji kilka ekranów, które mogłem zapełniać ikonami, skrótami i widżetami. Wystarczyło dłużej przytrzymać palec na ekranie, a pojawiało się odpowiednie menu. Bez problemów odbierałem pocztę, pisałem SMS-y i MMS-y, a także - rzecz jasna - dzwoniłem i odbierałem połączenia. Nie było zawieszania się i żadnych niekontrolowanych zachowań; słowem - pierwsza klasa! Szybko i sprawnie łączyłem się także z internetem. Xperia zazwyczaj pracowała w technologii HSDPA, co objawiało się tym, że w górnej linii wyświetlacza, obok strzałeczek sygnalizujących transfer danych, pojawiała się litera H. Czasami widziałem tam 3G (UMTS), momentami E (EDGE), a bodaj raz moim oczom ukazało się nawet G (GPRS), ale na krótką chwilę. Ważną funkcją związaną z internetem był tethering, czyli opcja pozwalająca na udostępnianie internetu z naszego smartfonu innym osobom - w technologii Wi-Fi. A samo buszowanie po sieci? Na tym ekranie? Prawdziwa przyjemność!
Menu telefonu jest na tyle intuicyjne, że już pierwszego dnia nie miałem żadnych kłopotów z zestawieniem tzw. połączenia konferencyjnego. Wystarczyło spoglądać na ekran i reagować na pojawiające się komunikaty. Po odebraniu rozmowy oczekującej kliknąłem nie w "przełącz", a w "scal". I już z redakcyjnymi kolegami Maćkiem i Adamem mogliśmy skonsultować sprawy związane z najnowszym numerem "Mobile Internet". Jeśli już jesteśmy przy połączeniach oczekujących, to trafiłem na pewien błąd. Czym to się objawiało? Rozmawiałem z jedną osobą, a w słuchawce słyszałem ciche "pukanie", czyli wiedziałem, że ktoś się chce do mnie dodzwonić. Kiedy skończyłem gadać i spojrzałem na wyświetlacz, okazało się, że nie ma tam żadnej informacji o tym, że ktokolwiek chciał ze mną rozmawiać. Gdybym nie usłyszał tego charakterystycznego pukania w słuchawce, mógłbym przegapić nieodebrane połączenie...
Mówiąc o połączeniach, nie można nie wspomnieć o karcie SIM, a dokładniej microSIM, bo właśnie taka jest tutaj potrzebna. Wystarczy odsunąć klapkę znajdującą się na lewym boku, wsunąć kartę i... już. - To nie trzeba wyjmować baterii - zapyta ktoś czytający ten test. Ano nie tyle nie trzeba, co nawet nie można. Bateria jest bowiem zainstalowana na stałe. Choć... na obu bokach znalazłem malutkie śrubeczki... ale - przynajmniej na razie - nie zamierzam ich odkręcać...
Pobawiłem się za to aparatem fotograficznym i odtwarzaczem muzycznym. Niestety, tym pierwszym trochę się rozczarowałem. Po pierwsze, bardzo powoli radził sobie z całą automatyką i np. dostosowywaniem ostrości. A nawet jeśli już się "ogarnął", to potrafił kompletnie położyć zdjęcie, jeśli chodzi o ustawienie balansu bieli. I na bluzce redakcyjnej koleżanki zamiast jasnych promieni słońca, pojawiały się białe wypalenia. Szkoda... Lepiej spisywał się za to odtwarzacz. Jakość dźwięków była bardzo dobra, nie zabrakło także korektora graficznego dźwięku i czytelnej nawigacji. Odtwarzacz mógł, rzecz jasna, pracować w tle. Było również radio, działające wyłącznie po podłączeniu słuchawek. A czy można bezprzewodowo, przez Bluetooth A2DP? Można, jak najbardziej.
Ogólne wrażenia z szybkiego testu mam raczej pozytywne. Wykonanie aparatu i jego potencjalne możliwości stawiają Xperię P w pierwszym szeregu współczesnych smartfonów. Martwi mnie jednak to, że tak duży pobór energii ogranicza swobodę korzystania z telefonu. Owszem, mógłbym jeszcze przełączyć Xperię tylko w tryb pracy GSM, zmniejszyć do minimum jasność ekranu i może w jakiś inny sposób pokombinować, jak tu oszczędzić baterię. Tylko... czy pozostanie mi jeszcze czas i ochota na korzystanie z komórki?
Artykuł pochodzi z numeru 06.2012 miesięcznika Mobile Internet
Zobacz najnowsze opinie lub dołącz do dyskusji i dodaj opinię!