Mam duży sentyment do wytrzymałych telefonów Samsunga. Każdy robił na mnie wrażenie swą odpornością na ekstremalne warunki eksploatacji, pozostawiając zawsze jednak pewien niedosyt - były telefonami o podstawowych możliwościach. Marzenie o równie wytrzymałym smartfonie w końcu się ziściło, trzymam bowiem w ręku GT-S5690 Xcover.
Przeciętny smartfon o nieprzeciętnych możliwościach. Można go utopić, upuścić, zabrudzić, a i tak będzie działał. W dodatku da nam wszystko to, co jego delikatniejsi bracia, i to za podobną cenę. Na kilka drobnych mankamentów można przymknąć oko - jakieś wyrzeczenia muszą być!

Jest to jeden z nielicznych smartfonów spełniających normę IP67. IP to stopień ochrony urządzenia przed penetracją czynników zewnętrznych, a zawarte w kodzie liczby oznaczają kolejno odporność na penetrację ciał stałych i wody. Mamy tu zatem całkowitą ochronę przed wnikaniem pyłu i ochronę przed zalaniem przy zanurzeniu do metra na czas nieprzekraczający 30 minut. Dotychczasowe Xcovery czy Solidy były również zabezpieczone na wypadek upadku lub zgniatania, ale czy można przenieść te cechy do telefonu z dotykowym ekranem?!
Telefon nie należy do kategorii "pięknisiów", ale muszę przyznać, że może się podobać, choć jest dość gruby, a wokół wyświetlacza pozostawiono szeroką jak na obecne standardy ramkę. Pod ekranem umieszczono trzy mechaniczne, lekko wystające i duże klawisze, które łatwo odnaleźć w ciemności. Telefon ma tylko dwa gniazda - mini-jack i microUSB. Oba zakryto solidnymi pokrywami wyposażonymi w uszczelki. Trochę ciężko się je otwiera, mogą też wystąpić problemy z podłączaniem niektórych akcesoriów wyposażonych we wtyki grubiej "oblane" tworzywem, ponieważ złącza są mocno zagłębione w obrys obudowy. W zwykłym telefonie uznałbym to za wadę, ale muszę brać pod uwagę konieczność zachowania szczelności.
Montaż karty SIM, wymagający wyjęcia baterii także nie jest łatwy. Żeby otworzyć tylną pokrywę, musimy płaskim przedmiotem (np. monetą lub śrubokrętem) przekręcić metalowy zatrzask, a następnie pokonać opór uszczelki i zatrzasku. Później musimy pamiętać o dokładnym zamknięciu obudowy. Z tyłu telefonu dostrzeżemy kolejne elementy ekstremalnej konstrukcji. Cała ścianka otrzymała porowatą fakturę, doskonale poprawiającą chwyt. Nawet mokry lub ubłocony telefon nie wypadnie nam z ręki! Na bokach również widać antypoślizgowe przetłoczenia, ale to nie koniec czysto eksploatacyjnych szczegółów. Nie ma zaczepu do smyczy czy karabińczyka. W narożnikach umieszczono natomiast cztery wypustki zapobiegające porysowaniu korpusu o beton czy kamień. Dbają one nie tylko o estetykę, ale także chronią szkiełko zakrywające obiektyw aparatu fotograficznego.
W wytrzymałych Samsungach spotykałem dotąd marne, 2-megapikselowe kamerki, a tym razem firma sprawia mi miłą niespodziankę. 3,2 megapiksela z autofocusem i lampą LED nie rozczarowuje. Zdjęcia są ostre, jasne, choć z lekką tendencją do ocieplania barw. W dobrym świetle nie można im niczego zarzucać, nieco gorzej wypadają fotki wykonane w cieniu czy w pomieszczeniach. Lampa LED sprawdza się jedynie na krótkim dystansie, a do tego zdarza jej się zaburzyć równowagę barw i prześwietlić blisko znajdujące się elementy.
Najpoważniejszym błędem jest brak fizycznego klawisza migawki. Ekranowy jest koszmarnie niewygodny w użyciu. Powiedzmy jednak, że w Xcoverze nieobecność przycisku może tłumaczyć szczelna obudowa. Z drugiej strony - inne przyciski przecież są... poza trzema pod ekranem. Na boku mamy jeszcze włącznik i regulator głośności, który w trybie spoczynkowym przełącza LED kamery w tryb latarki.
To bardzo przydatny element, ale obarczony kolejnym błędem, tym razem w oprogramowaniu. Klawisze głośności aktywują latarkę, gdy ekran jest wygaszony - czyli telefon pracuje w trybie spoczynkowym. Jednak podczas rozmowy, gdy ekran trzymanego przy uchu telefonu gaśnie przełączony czujnikiem zbliżeniowym, także obsługujemy latarkę! A przecież powinniśmy móc zmienić głośność... To zrobimy dopiero wtedy, gdy oddalimy urządzenie od twarzy, a czujnik włączy ekran.
A skoro mowa o sofcie... W naszym pancerniku pracuje Android 2.3.6, napędzany procesorem o taktowaniu 800 MHz wspieranym przez 256 MB pamięci operacyjnej. To wystarcza do zapewnienia sprawnej i płynnej pracy. S5690 nie musi być (i nie jest...) demonem szybkości, ale zakładam, że nikt nie kupi takiego modelu, nastawiając się na wyśrubowane osiągi.
"Ubocznym" skutkiem niewysilonych parametrów jest długi czas pracy baterii. Tydzień nie jest żadnym wyczynem. Jak na smartfon, to wynik rewelacyjny. Zobaczmy, na co możemy spożytkować tę energię. Poza wiadomymi funkcjami w S5690 znajdziemy też organizer, standardową przeglądarkę i menedżer plików. Nie zabrakło odtwarzacza i dyktafonu, jest również radio i klient e-mail. Mamy również Google Maps z nawigacją, obsługę głosową i znany z innych Samsungów Social Hub. Ponadto notes, pakiet Polaris Office i oczywiście dostęp do Google Play z tysiącami aplikacji.
W roli czysto telefonicznej nasz Xcover nie zaskoczy niczym negatywnym. Głośnik ma wystarczającą moc, zasięg utrzymywany jest stabilnie, klawiatura ekranowa reaguje poprawnie. A skoro już mowa o ekranie... Nie rzuca na kolana ani rozmiarem, ani rozdzielczością, kąty czytelności są skromne, niemniej trudno go "skasować". Telefon można przygnieść lub upuścić bez obaw o stłuczenie matrycy. Owszem, punktowy nacisk może ją uszkodzić, ale musi być znacznie silniejszy, niż w przypadku większości dotykowców. Szybka ekranu jest odporna na zarysowania, a nawet brudzi się znacznie mniej, niż np. w iPhonie... Wysoko ocenię też czułość panelu dotykowego. Co prawda nie działa tak spektakularnie, jak u przywołanego wcześniej konkurenta, ale reaguje zarówno na dotyk opuszkiem palca, jak i paznokcia.
Pora się trochę poznęcać... Najpierw próba wody. Wrzucony do wanny Xcover tonie, ale działa... wyjęty po kilkunastu minutach nie zdradza żadnych uszkodzeń. Złącza pozostały suche, podobnie jak rejon baterii, wokół którego zebrało się jednak nieco cieczy. Nie wniknęła jednak ona poza uszczelkę. Po kilku upadkach telefon zachował szczelność, żadna z pokryw nie obluzowała się, na miejscu pozostały też karty microSD i SIM.
Po poddaniu działaniu pyłu nasz Samsung wymagał jedynie opłukania. Zero uszkodzeń. Radośnie przyjąłem również niezłą odporność lakieru obudowy na zadrapania. Nie odpryskuje, a rysy pojawią się dopiero po bardzo silnym uderzeniu w porowatą powierzchnię. Z racji dużej powierzchni ekranu nie odważyłem się potraktować tego modelu młotkiem, ale próbę statycznego nacisku ponad 100-kilogramowym ciężarem smartfon zniósł wyjątkowo dzielnie. A skoro nie udało mi się go zniszczyć - kupuję!
Ile muszę szykować? Na metce widzę 850 złotych, czyli mniej więcej tyle, ile kosztuje porównywalny smartfon w "zwyczajnej" obudowie. I już wiem, jaki telefon zabiorę na wakacje...
Artykuł pochodzi z numeru 08.2012 miesięcznika Mobile Internet
Zobacz najnowsze opinie lub dołącz do dyskusji i dodaj opinię!