Obiektywnie rzecz biorąc, to nawet ciekawy sprzęt. Niestety, błędy pojawiające się podczas codziennej eksploatacji powodowały, że kilka razy chciałem Nokię po prostu wyrzucić. Oj, podnosiła mi ona ciśnienie, oj podnosiła...
Na redakcyjne testy telefon dotarł w pomarańczowej obudowie. I nie wiem, czy właśnie kolor to powodował, czy były też inne powody, niemniej jednak kilka razy zdarzało się, że komórka była przez znajomych mylona z iPhonem 5C. Ciekawe, prawda?
W środku iPhone'a jednak zupełnie nie przypominała. Choćby dlatego, że miała inny system operacyjny - Okienka w wersji 8.1. Generalnie dość sprawnie działające, czytelne, intuicyjne i robiące wrażenie raczej pozytywne.
Na początku musiałem się do smartfonu wprowadzić. Ale w moim przypadku ograniczyło się to do podania nazwy użytkownika i hasła. Ponieważ już wcześniej korzystałem z mobilnych Okienek, telefon uprzejmie zapytał mnie, czy nie chcę skorzystać z kopii zapasowej utworzonej na innym urządzeniu bodaj dwa miesiące wcześniej. - Raz kozie śmierć - pomyślałem i uległem namowom Lumii. I potem nie żałowałem, ponieważ nie musiałem wpisywać haseł do programów i kont pocztowych. Wszystko było na swoim miejscu, jakbym z tego konkretnego egzemplarza telefonu korzystał od zawsze. Fajna i przydatna opcja. Polecam!
Fot. Adam Owczarek/mGSM.pl
W czasie, gdy Nokia konfigurowała się i synchronizowała, postanowiłem pooglądać sobie obudowę. Wiemy już, że jest pomarańczowa. Taka przyszła do testów. Ale są także dostępne inne kolory: zielony, czarny, żółty i biały.
Poza tym obudowa jest.. dość ascetyczna. Na dole mamy slot na micro USB, na górze - gniazdo mini-jack. Na prawym boku zlokalizowano klawisze "ciszej-głośniej" oraz "power", a na lewym... nie ma niczego :)
Fot. Adam Owczarek/mGSM.pl
Od razu spieszę zaznaczyć, że słowa "ascetyczna" nie należy w tym przypadku rozumieć jako coś złego, ani jako jakikolwiek przytyk. Było skromnie, ale funkcjonalnie, zaś obudowa spełniała swoje zadanie. Brak dodatkowych upiększających elementów absolutnie mi nie przeszkadzał. Choć... kiedy robiłem tym telefonem zdjęcia, trochę brakowało mi fizycznego spustu migawki...
Fot. Adam Owczarek/mGSM.pl
No dobrze, skoro jesteśmy przy możliwościach fotograficznych tego urządzenia, to za tę funkcjonalność mogę 630-tkę śmiało pochwalić. Zdjęcia robiła szybko i sprawnie. A - co najważniejsze - fotki wychodziły bardzo dobre! Nokia sprawdzała się zarówno przy zdjęciach z odległości, jak i tych z bliska. Niestety, nie mogłem z nią poszaleć wieczorem i w nocy - a to za sprawą braku lampy doświetlającej. Ale w dzień - "mucha nie siada".
Fot. Adam Owczarek/mGSM.pl
Jak to we współczesnych telefonach bywa, smartfonem mogłem robić nie tylko fotografie, ale również nagrywać filmy. I tu także twórcom telefonu należą się słowa uznania.
|
|
|
|
Przykładowe filmy kręcone telefonem Nokia Lumia 630 wideo: mGSM.pl przez YouTube |
Ale, żeby ktoś sobie nie pomyślał, że wszystko było takie idealne... O ile telefon działał szybko i sprawnie, to kiedy zaczynałem korzystać z rozwiązania OneDrive i chciałem wysłać wykonane zdjęcia na tzw. "chmurę", pojawiały się kłopoty. Zaznaczałem wszystko, co chciałem, a telefon meldował, że "przekazywanie plików" i... nic się więcej nie działo. I w zasadzie nie wiedziałem, czy faktycznie nic się nie dzieje, czy tylko zabrakło odpowiedniego komunikatu na ekranie. Ale kiedy sprawdzałem skuteczność moich działań i przez przeglądarkę www wchodziłem na dysk - zaznaczonych przed chwilą filmów i zdjęć, niestety, nie widziałem.
Mijały minuty, mijały godziny... Próbowałem raz, drugi, trzeci... Wreszcie wszystkie zdjęcia i zrzuty ekranu (choćby te, wykorzystane w tym tekście) musiałem wysłać ręcznie. Ale... może zawodziło łącze internetowe, a telefon wcale nie jest winny?
Lumia - brandowana jeszcze jako Nokia - to pierwszy testowany przeze mnie telefon z Windowsem, który obsługiwał dwie karty SIM. W praktyce rozwiązanie to działało dość sprawnie, choć nie idealnie... Ale po kolei...
Do telefonu instalujemy dwie karty SIM. Obie muszą być w wersji mini. Znajdują się one wprawdzie obok siebie, ale jedną z nich wsuwamy od strony baterii, drugą zaś - z boku, od zewnętrznej strony. Takie przekorne, jeśli mogę tak powiedzieć, rozwiązanie...
Fot. Adam Owczarek/mGSM.pl
Ok, zainstalowaliśmy karty SIM. Teraz podajemy kody PIN, najpierwszy pierwszy, potem drugi. Banalnie proste. Jeśli wszystko nam się uda, na ekranie zobaczymy nie jeden, ale dwa kafelki symbolizujące połączenia i dwa - wiadomości. Domyślnie są osobne, choć - co bardzo wygodna opcja - można je bardzo łatwo połączyć.
Jedno i drugie rozwiązanie - jak to zwykle bywa - ma wady i zalety. Jeśli zdecydujemy się na jedną ikonkę, wszystko będziemy mieli w jednym miejscu. Jeśli w jednym slocie urzęduje u kogoś karta prywatna, a w drugim - służbowa, może powodować brak rozdzielenia poszczególnych połączeń. Może zatem warto zastanowić się nad wybraniem osobnych kafelków? Zachowamy wtedy większy porządek w połączeniach, jak i w wiadomościach. To pomocna opcja zwłaszcza dla osób, które bardziej zdecydowanie starają się oddzielać sprawy prywatne od służbowych.
Ok, kafelki kafelkami, ale jak obsługuje się takie dwusimowe urządzenie? Miszę przyznać, że całkiem sprawnie. W górnym rogu widzimy malutkie ikonki symbolizujące karty SIM. W moim przypadku były to sieci T-Mobile i Plus. Wystarczyło, że wybierałem odpowiednią ikonkę i telefonowałem z danej sieci. Podobnie było w przypadku wiadomości.
Odbieranie rozmów było jeszcze bardziej banalne - wystarczyło przesunąć palcem ekran i odsłonić wirtualny klawisz służący do odbierania. Chyba, że... ale o tym opowiem za chwilę...
Wrócę jeszcze na chwilę do wykonywania połączeń, ponieważ właśnie w tym miejscu objawiała się najbardziej denerwująca przypadłość tego modelu. Bardzo często okazywało się, że po zakończeniu rozmowy na ekranie nie widziałem klawisza tzw. "czerwonej słuchawki" służącej do finalizowania rozmowy. Przed oczami miałem natomiast inne fragment menu (np. listę połączeń, powiadomienia z Facebooka lub planszę, na której musiałem wpisać kod odblokowania telefonu).
Jak zatem zakończyć rozmowę? Otóż "wystarczyło" kliknąć na obecny na górze pasek z tajemniczym napisem: "naciśnij, aby rozwinąć". Dopiero kiedy na niego klikałem rozwijało się menu ze wspomnianym czerwonym klawiszem. Niestety, taka sytuacja nie miała miejsca raz, czy dwa. Zdarzało się to notorycznie! Nie prowadziłem wprawdzie dokładnych statystyk, niemniej jednak odnoszę wrażenie, że musiałem tak kończyć jakieś 30 procent połączeń. Było to męczące i bardzo irytujące.
Nie mogę też nie wspomnieć o zawieszaniu się. Podczas testów kilka razy nie odebrałem od kogoś telefonu tylko dlatego, że w chwili kiedy czyjeś nazwisko (a czasem i zdjęcie) pojawiało się na ekranie, przestawał działać dotyk, a co za tym idzie nie mogłem odebrać połączenia. Ani odrzucić. Mogłem tylko czekać, aż ktoś przestanie telefonować i potem oddzwonić.
Inna opcja, która mnie już nie tylko denerwowała, ale wręcz doprowadzała do białej gorączki, to zmienianie się nasycenia podświetlenia ekranu. Ktoś pomyśli, że jestem zbyt nerwowy? A jaki miałem być, jeśli czasem nawet kilka razy dziennie musiałem zmieniać jasność wyświetlacza.
Jak wyglądał jeden dzień ze zmieniającym się podświetleniem wyświetlacza w roli głównej? Ustawiam je na najjaśniejsze i chowam telefon do kieszeni. Za kilka minut, może za godzinę wyciągam i... jest przygaszone na minimum. Ok, przestawiam. Nie mija kwadrans, wyciągam telefon z kieszeni, ponieważ czuję wibrację - znaczy się ktoś napisał SMS. Ale okazuje się, że nie mogę go odczytać, ponieważ idę ulicą, świeci słońce, a ekran... znów jest przyciemniony. I tak kilka razy dziennie...
Inny "drobiazg"? Zdarzało się - i nie było to odosobnione przypadki - że ekran powiększał się do gigantycznych rozmiarów. I zamiast klawiatury pozwalającej na odblokowanie telefonu widziałem jedynie "2" i "3", czyli jej górny prawy róg. Tak - uprzedzając ewentualne pytania - nie można było tego nijak przesunąć, ani zmniejszyć. A przynajmniej mnie się nie udało. Rozwiązanie? Restart. I to przez wyjęcie baterii, bo przecież żeby wyłączyć normalnie, konieczne jest skorzystanie z wyświetlacza. Oj... to chyba nie na moje nerwy...
Fot. Adam Owczarek/mGSM.pl
Aby jednak nie pozostawiać czytelnika w przeświadczeniu, że w tym telefonie nic nie działało, przypomnę, że 630-tka ma bardzo dobry aparat fotograficzny i kamerkę. Pomijając denerwujące mnie kwestie wspomniane wcześniej, które być może były przypadłością tego konkretnego modelu, całość działała sprawnie i szybko. Nic się nie zacinało, nie lagowało. A to ważne, prawda?
Nie miałem też kłopotów z rozmowami. Bez zarzutu działały także opcje związane z dwoma kartami SIM. W tej materii telefon śmiało mogę polecić - jest prosto, intuicyjnie, czytelnie i logicznie.
Bateria? Standardowo, znaczy się jeden dzień intensywnej pracy. A nawet bardzo intensywnej.
Zdarzyło się kilka razy, że telefonu używałem jako mobilnego hotspota. Uruchomiłem, podałem hasło i... działało. Kłopotów nie było też z funkcjonowaniem nawigacji (poza tym, że aplikacja pokazywała błędy, ale do tego już się - na przykładzie innych Lumii - przyzwyczaiłem). Tak jak do tego, że aby uruchomić radio potrzebne były słuchawki.
Fot. Adam Owczarek/mGSM.pl
materiał własny



































Zobacz najnowsze opinie lub dołącz do dyskusji i dodaj opinię!