A bateria? Rozładowywała się bardzo szybko. Zdarzało się, że mimo iż komórka nie była tą, z której - jak już pisałem - rozmawiałem, niewiele również korzystałem z internetu (o innych funkcjach multimedialnych nie wspominając), to kiedy ją wyciągałem wieczorem z plecaka okazywało się... że jest rozładowana. Nie wiem, czym to było spowodowane, ale coś w zastraszającym tempie zjadało baterię w tym smartfoniku... A może to coś z moim plecakiem? ;)
A tak poważnie, to mam podejrzenia, że odpowiedzialne są za to usługi lokalizacyjne. No bo jeśli rodzic ma być informowany na bieżąco o tym gdzie jest jego dziecko, to telefon musi o tym bezustannie komunikować. Ale... jak to tak ma wyglądać, to późnym popołudniem już tego nie będzie robił, bo się najzwyczajniej w świecie rozładuje...
I - przyznaję się bez bicia - bardzo mało korzystałem z dedykowanych dla dzieci aplikacji. Jedna pozwalała poznawać wszystkie możliwe literki polskiego alfabetu, druga uczyła jak przygotować kilka podstawowych potraw. W przypadku pierwszej uznałem, że podstawową wiedzę mam już za sobą; zaglądając do drugiej znalazłem wprawdzie kilka ciekawych przepisów, ale ograniczyłem się jedynie do jajecznicy...
Aplikacje wyglądały sympatycznie i jeśli tylko rodzic wyrazi na to zgodę, zawartość telefonu można uzupełnić o inne elektroniczne zabawy. Przede wszystkim takie, które nie mają dużych wymagań sprzętowych, bo możliwości Smarty w tym zakresie nie są jakoś szczególnie rozbudowane (mam tu ma myśli choćby 512 MB pamięci RAM).
Gry i aplikacje można jednak instalować, a to dlatego, że Smarty to przecież zwykły telefon z Androidem. I jeśli ktoś nie uruchomi programu "KidsOS", to jego komóreczka będzie właśnie takim klasycznym smartfonem.
Nawet jak zajrzymy do menu ustawień, to widzimy, że jest jakieś takie... tradycyjne, prawda?
I tak, zbliżając się nieuchronnie do końca tego testu, trzeba odważnie zabrać się do odpowiedzi na pytanie, czy warto inwestować w to urządzenie. Powiem tak - sobie bym go nie kupił, to chyba oczywiste, ale dla takiego kilkulatka... w zasadzie - czemu nie. Możliwości ograniczone przeze mnie lub drugiego rodzica powodują, że mógłbym mu go spokojnie powierzyć w malutkie rączki, bez obawy, że stanie się coś złego. No bo skoro dodzwonię się ja, mama i - powiedzmy - rodzeństwo i dziadkowie, to mogę spać spokojnie. Jeśli do tego najmłodsza nie korzystałaby z "niecertyfikowanych" przeze mnie programów i stron internetowych, a do tego będę wiedział, gdzie się wybrała w razie sytuacji, gdyby nie byłoby jej tam, gdzie być powinna... Zdaje się być ok... Żeby tylko bateria jej się w telefonie nie rozładowała, bo wtedy szukaj wiatru w polu, a dziecka u wszystkich możliwych koleżanek... Ale nie - moja córka taka nie będzie... z pewnością nie...
Fot. Adam Owczarek/mGSM.pl
materiał własny
- Pokaż wszystkie |
- 1
- 2
- 3
- 4



















Zobacz najnowsze opinie lub dołącz do dyskusji i dodaj opinię!