Nie będziemy tutaj dyskutować o tym, czy i kiedy dziecko powinno dostać swój pierwszy telefon komórkowy. Każdy rodzic musi sam sobie odpowiedzieć na to pytanie. Jeśli to uczyni i będzie "na tak", wtedy przyjdzie czas na rozglądanie się za odpowiednim modelem. Czy warto zwrócić uwagę na specjalny telefon dedykowany najmłodszym?
Generalnie - czemu nie. Takie urządzenia, skoro są dedykowane właśnie dla dzieci, zazwyczaj mają w sobie to "coś", co powoduje, że sprzęt w rękach najmłodszych będzie się spisywał szczególnie dobrze, ewentualnie będzie wyposażony w unikalne funkcje, które właśnie im mogą się przydać najbardziej. Im, albo ich rodzicom...
W opisywanym przypadku będziemy mieli do czynienia chyba raczej z tym drugim przypadkiem. Bo czy "Smarty" przypadnie do gustu dzieciom? To już one same będą wiedzieć (albo i nie) najlepiej. Jako podwójny rodzic mogę się z czystym sumieniem wypowiedzieć, jak urządzenie to mogłoby być postrzegane przez opiekunów.
Po kilku dniach zabawy tym błękitnym gadżetem, śmiało mogę powiedzieć, że choć nie jest on pozbawiony wad, to gdybym miał rozstrzygać problem zawarty we wstępie - czyli decydować, jaki telefon wybrać dla mojego małego dziecka - na testowaną komórkę z pewnością zwróciłbym uwagę.
Przede wszystkim dlatego, że ktoś, kto projektował urządzenie wziął "na tapetę" to, iż właśnie jakiś milusiński będzie z niego korzystał. I wyposażył komórkę w to i owo...
A zacząć trzeba od tego, że uwagę takiego małego klienta najprawdopodobniej przyciągnie już samo pudełko...
Fot. Adam Owczarek/mGSM.pl
Jest kolorowe, jakby opakowane papierem w kratkę, z rysunkowymi elementami i zwierzakami znanymi (być może) z telewizji dla dzieci.
W środku można znaleźć trochę akcesoriów, czyli słuchawki, ładowarkę i kabelek, jak również instrukcję obsługi. To ostatnie, to z pewnością dla rodzica, bo najmłodsi poradzą sobie - jak znam życie - bez najmniejszych problemów ;)
Sam telefon nie prezentuje się jakość szczególnie okazale. Ot, po prostu, zwykła słuchawka - powiedzmy sobie szczerze - z nie najwyższej póki cenowej, a co za tym idzie także jakościowej. Smartfon jest niewielki, ma zaokrąglone boki, a przez to jakiś taki... opływowy. Ale - skoro to telefon dla dziecka - to chyba dobrze, ponieważ milusiński nie zrobi sobie nim krzywdy, nie skaleczy jakimś ostrym kantem, albo wystającym elementem.
Warto zauważyć, że w obudowę wkomponowana została gumowa ramka ochronna, która - jak twierdzi producent - "zabezpieczy ekran przed uszkodzeniem w razie upadku smartfonu, czy przed rysami w razie trzymania telefonu ekranem w stronę blatu biurka". Faktycznie, kładąc telefon w ten sposób trudno będzie porysować wyświetlacz. Ta funkcja może być istotna i użyteczna, zwłaszcza jeśli weźmiemy pod uwagę, że z komórki mają korzystać dzieci, które - jak być może część z czytelników już wie (a pozostali posiądą tę wiedzę w swoim czasie) - nie zawsze potrafią obchodzić się ze sprzętami elektronicznymi tak, jak powinny. Czy mówiąc prościej - nie zawsze potrafią o nie dbać...
Fot. Adam Owczarek/mGSM.pl
A przypomnijmy, że cały czas mówimy o telefonie dla dzieci. Opisując zalety urządzenia na stronie internetowej producent pisze, że "kluczowe dla bezpieczeństwa aplikacje zostały zaprojektowane od podstaw. NEXO smarty to bezpieczeństwo dziecka oraz spokój rodziców".
Postarajmy się zatem wyjaśnić na czym ma polegać ten spokój, i co takiego znajduje się w tym telefonie, że przeznaczony jest dla dzieci. Czy jest w nim coś takiego, że będzie lepszy, niż pierwszy lepszy inny?
Podstawowa różnica polega na tym, że rodzic uruchamiający dziecku telefon i konfigurujący wszelkie ustawienia i usługi, może decydować z jakich funkcji, i w jakich okolicznościach, dziecko będzie używało telefonu.
Tak naprawdę chodzi tu o specjalną aplikację "KidsOS", która pozwala na korzystanie z komórki tylko w określonych i ewentualnie ograniczonych funkcjach. Wystarczy ją uruchomić, a telefon będzie działał według ustalonych przez nas reguł i zasad.
W ten sposób możemy wskazać np. adresy dozwolonych stron internetowych - wystarczy wpisać ich adresy. Dodatkowo można ustawić także godziny, w których będą one dostępne.
Rodzic ma także kontrolę nad aplikacjami. Ustala, czy i w jakich dniach i godzinach syn lub córka będzie mogła korzystać z określonych programów. Może także wybrać opcję "pozwól używać wszystkich aplikacji".
Analogiczna sytuacja jest z kontaktami - można ustalić numery, pod jakie dziecko będzie mogło dzwonić i z jakich odbierać połączenia przychodzące. Wystarczy wpisać określony numer do książki telefonicznej, potem zaś dodać go do tak zwanych numerów zaufanych. Ewentualnie użyć opcji "pozwól używać wszystkich kontaktów", a wtedy będzie można odbierać wszystkie połączenia z książki telefonicznej i... tu małe zaskoczenie - także te do niej niewpisane. To ostatnie mnie trochę zaskoczyło, ale widać nieco inaczej rozumiem komunikat "pozwól używać wszystkich kontaktów"...
A co się stanie, jeśli zdefiniujemy ograniczenia, a do naszego dziecka zadzwoni ktoś z numeru, którego nie ma na liście? Nic. Telefon zabrzęczy przez sekundę, potem informacja o rozmowie przychodzącej zniknie z ekranu, dzwoniący usłyszy sygnał zajętości (ewentualnie zostanie przekierowany na pocztę głosową), a dziecko nie znajdzie w telefonie numeru połączenia przychodzącego. Niby fajnie, ale szkoda, że komórka w ogóle dzwoni. No bo jeśli nasza pociecha trzyma telefon w kieszeni, to zdąży zauważyć, że ktoś się próbował dodzwonić. Ale już nie sprawdzi - kto. Byłoby chyba lepiej, gdyby komórka po prostu milczała...
Podobnie jest z SMS-ami - dziecko nie można przeczytać wiadomości przesłanych przez kogoś postronnego, zatem rodzic może być spokojny - o czym pisałem na początku testu. Niestety, znowu mamy jedno małe "ale" - wiadomości nie można wprawdzie odczytać, ale powiadomienie o tym, że jest jakiś nieodczytany SMS pojawia się na ekranie. Choć potem już treści wiadomości nie można nigdzie znaleźć. Po co się pojawia i robi niepotrzebne zamieszanie?
Wracając na chwilę do połączeń, nie mogę nie wspomnieć o klawiszu SOS. To specjalna ikonka, klikając na którą dziecko połączy się ze zdefiniowanym wcześniej numerem - np. mamy lub taty. Nie musi już pamiętać numeru, wystarczy jedno tapnięcie w ekran.
Dla rodziców ważne może być również to, gdzie przebywa ich pociecha. Wystarczy uruchomić opcję geolokalizacji. Wcześniej rodzic powinien pobrać na swój telefon (niestety, w grę wchodzi tylko urządzenie z Androidem) specjalną aplikację. I będzie mógł otrzymywać informacje i alerty co określoną liczbę minut.
W tym momencie warto też wspomnieć o opcji geofence. Pozwala ona na dokładne określanie bezpiecznego dla dziecka obszaru. Można zatem wyznaczyć tzw. "dziecięcą strefę bezpieczeństwa", czyli np. teren szkoły i drogę do domu. Po jej przekroczeniu, na smartfonie rodzica pojawia się informacja o tym, że nasz milusiński zboczył gdzieś z trasy...
To co, ustawiliśmy już wszystko? Można dać telefon dziecku? Uruchamiamy zatem aplikację "KidsOS" i po chwili komórka wchodzi w specjalny tryb dla dziecka.
Od tego momentu telefon można ze spokojnym sumieniem podarować dziecku. Będzie się ono mogło poruszać po wyznaczonych przez nas ścieżkach, czyli będzie używało dozwolonych i wyznaczonych wcześniej opcji. Jeśli zechce uruchomić dajmy na to dostęp do internetu w niedozwolonych godzinach... po prostu tego nie zrobi. Jakiekolwiek zmiany będą - owszem - możliwe, ale dopiero po wpisaniu kodu zabezpieczającego, który powinien znać tylko rodzic. Ale tego chyba nikomu nie trzeba tłumaczyć ;)
Jeśli tylko mama lub tata na to pozwolą, dziecko będzie mogło skorzystać np. z aparatu fotograficznego. Niestety, obawiam się, że będzie to czynić sporadycznie. A to z powodu jakości zdjęć, jakie można rejestrować wbudowanym w Smarty aparatem.
Fot. Adam Owczarek/mGSM.pl
Mógłbym napisać, że jest słabo, ale ujmę to inaczej: widziałem aparaty, które robiły lepsze zdjęcia... Prawda, że tak ładniej napisane? :)
Choć - teoretycznie - nie powinno być tak źle, wszak opcje - jak widać na powyższych zrzutach ekranu - nie są takie ubogie. No, ale rozdzielczość... Można powiedzieć, że jakoś tak jakby z poprzedniego stulecia. Czyżby konstruktorzy sądzili, że najmłodsi nie lubią robić fotek?
Pozostaje mieć nadzieję, że najmłodsi - czyli zakładani przez producenta użytkownicy tego telefonu - nie będą chcieli chwalić się wykonywanymi tym telefonem zdjęciami, ewentualnie nie umieszczą ich choćby na portalach społecznościowych... Choć w zasadzie... jeśli pojawią się jakieś wątpliwości, to zawsze można podpisać, kto jest na zdjęciu, co nie? ;)
Wspomniane portale społecznościowe można odwiedzać, ponieważ - jeśli tylko rodzice wyrażą na to zgodę - Smarty może się łączyć z internetem przez sieć komórkową (w standardzie 2 lub 3G), albo przez Wi-Fi. I o ile z połączeniami z internetem nie miałem najmniejszych problemów, to chwilę ponarzekać muszę na jakość rozmów. Niestety, dźwięk był jakiś taki strasznie szklisty. Kilka razy w słuchawce słyszałem nawet pytanie "gdzie Ty jesteś?", ewentualnie coś w stylu "wpadłeś do jakiejś studni?". Także i moje wrażenia akustyczne były co najwyżej średnie... Nie będę ukrywał, że nie lubiłem prowadzić rozmów przez Smarty'ego...
A bateria? Rozładowywała się bardzo szybko. Zdarzało się, że mimo iż komórka nie była tą, z której - jak już pisałem - rozmawiałem, niewiele również korzystałem z internetu (o innych funkcjach multimedialnych nie wspominając), to kiedy ją wyciągałem wieczorem z plecaka okazywało się... że jest rozładowana. Nie wiem, czym to było spowodowane, ale coś w zastraszającym tempie zjadało baterię w tym smartfoniku... A może to coś z moim plecakiem? ;)
A tak poważnie, to mam podejrzenia, że odpowiedzialne są za to usługi lokalizacyjne. No bo jeśli rodzic ma być informowany na bieżąco o tym gdzie jest jego dziecko, to telefon musi o tym bezustannie komunikować. Ale... jak to tak ma wyglądać, to późnym popołudniem już tego nie będzie robił, bo się najzwyczajniej w świecie rozładuje...
I - przyznaję się bez bicia - bardzo mało korzystałem z dedykowanych dla dzieci aplikacji. Jedna pozwalała poznawać wszystkie możliwe literki polskiego alfabetu, druga uczyła jak przygotować kilka podstawowych potraw. W przypadku pierwszej uznałem, że podstawową wiedzę mam już za sobą; zaglądając do drugiej znalazłem wprawdzie kilka ciekawych przepisów, ale ograniczyłem się jedynie do jajecznicy...
Aplikacje wyglądały sympatycznie i jeśli tylko rodzic wyrazi na to zgodę, zawartość telefonu można uzupełnić o inne elektroniczne zabawy. Przede wszystkim takie, które nie mają dużych wymagań sprzętowych, bo możliwości Smarty w tym zakresie nie są jakoś szczególnie rozbudowane (mam tu ma myśli choćby 512 MB pamięci RAM).
Gry i aplikacje można jednak instalować, a to dlatego, że Smarty to przecież zwykły telefon z Androidem. I jeśli ktoś nie uruchomi programu "KidsOS", to jego komóreczka będzie właśnie takim klasycznym smartfonem.
Nawet jak zajrzymy do menu ustawień, to widzimy, że jest jakieś takie... tradycyjne, prawda?
I tak, zbliżając się nieuchronnie do końca tego testu, trzeba odważnie zabrać się do odpowiedzi na pytanie, czy warto inwestować w to urządzenie. Powiem tak - sobie bym go nie kupił, to chyba oczywiste, ale dla takiego kilkulatka... w zasadzie - czemu nie. Możliwości ograniczone przeze mnie lub drugiego rodzica powodują, że mógłbym mu go spokojnie powierzyć w malutkie rączki, bez obawy, że stanie się coś złego. No bo skoro dodzwonię się ja, mama i - powiedzmy - rodzeństwo i dziadkowie, to mogę spać spokojnie. Jeśli do tego najmłodsza nie korzystałaby z "niecertyfikowanych" przeze mnie programów i stron internetowych, a do tego będę wiedział, gdzie się wybrała w razie sytuacji, gdyby nie byłoby jej tam, gdzie być powinna... Zdaje się być ok... Żeby tylko bateria jej się w telefonie nie rozładowała, bo wtedy szukaj wiatru w polu, a dziecka u wszystkich możliwych koleżanek... Ale nie - moja córka taka nie będzie... z pewnością nie...
Fot. Adam Owczarek/mGSM.pl
materiał własny
- Pokaż wszystkie |
- 1
- 2
- 3
- 4








































Zobacz najnowsze opinie lub dołącz do dyskusji i dodaj opinię!