Mam sentyment do telefonów Motoroli. Na produkty tej firmy - trochę z przekory - nigdy nie narzekałem, mimo że telefony te często krytykowano za specyficzną funkcjonalność, problemy z jakością, brak innowacyjności... Gdy do redakcji trafił nowy model, niemal zapłonąłem z ciekawości. Po godzinie - niestety - ochłonąłem.
Niesamowicie efektowne miniaturowe studio filmowe z funkcją telefonu. W dziedzinie wideoedycji Moto Z10 potrafi niemal wszystko. Niestety, całą przyjemność zabawy w filmowca burzy niestabilne oprogramowanie, nieporęczna klawiatura i menu rodem z działu szyfrów wywiadu wojskowego.
Na powitanie Motorola Z10 zafundowała mi niemałe zaskoczenie. To, co z początku wyglądało na zwykłą, rozsuwaną obudowę... złamało się! Nie, nie uszkodziłem komórki - jej obudowa po rozsunięciu w charakterystyczny sposób zgina się w połowie długości, dopasowując korpus telefonu do owalu twarzy. To dość niecodzienne rozwiązanie, poza faktem przykuwania wzroku, ma też znaczenie praktyczne: mikrofon znajduje się bliżej ust, co ma wpływ na jakość rozmowy. Co więcej, telefon świetnie leży w dłoni!
Niestety, to, co z początku zdaje się być wygodne, wcale takie nie jest. Konstrukcja obudowy wymusiła bowiem odpowiednie pomniejszenie klawiatury i "ukrycie" jej w zagłębieniu. Fakt, że klawisze są małe, to jeszcze nic. Wykonane zostały z dziwnego tworzywa, przez co pracują z ledwo wyczuwalnym skokiem, nie dając odpowiedniego "czucia". Za umieszczony na froncie okrągły klawisz nawigacyjny też należą się słowa krytyki. Do jego słabej precyzji można z czasem przywyknąć, ale jego gumowe obramowanie to już po prostu kpina. Przypomina ono w dotyku chińską klawiaturę z bazaru. Na plus można zaliczyć jedynie bardzo czytelne oznakowanie i doskonałe podświetlenie przycisków. Konstrukcja Motoroli zaskoczyła mnie także podczas instalacji SIM. Najpierw dość długo mocowałem się z pokrywą baterii. Po jej szczęśliwym demontażu... nie znalazłem miejsca na kartę. Ponieważ z zasady nie czytuję instrukcji, przyjrzałem się badawczo obudowie i odkryłem kolejną, znacznie mniejszą pokrywę. A pod nią szukane gniazdo... Dalsze oględziny obudowy były już znacznie spokojniejsze. Po bokach znalazłem kilka dużych, wygodnych tym razem przycisków oraz dwie całkiem solidne "zatyczki" - gniazda karty pamięci i ładowarki. Warto zauważyć, że Motorola często stosuje typowe gniazdo miniUSB, co w znaczący sposób ułatwia ewentualny dobór akcesoriów. Tak też jest w Z10. Co na to inni producenci?!
Po trwającym dłuższą chwilę uruchomieniu telefonu otrzymujemy do dyspozycji sensownie zaprojektowany ekran spoczynkowy. Możemy dodać na nim skróty do kilku najczęściej używanych funkcji, np. kalendarza, skrzynki pocztowej lub listy profili dźwiękowych. Menu telefonu początkowo sprawia dość korzystne wrażenie. Z10 wykorzystuje system Symbian, a zatem każdy, kto choć raz miał do czynienia z "symbianową" komórką, powinien się odnaleźć. Powinien, ale niekoniecznie. A to za sprawą niezbyt intuicyjnego, by nie powiedzieć dziwacznego sposobu nawigacji. Przykładowo, po zmianie sygnału dzwonka powinniśmy ujrzeć opcję "zapisz". Tymczasem widzimy tylko "anuluj" i "więcej". I dopiero po wybraniu tej ostatniej pozycji, znajdziemy polecenie zapamiętania ustawień. Podobne przykłady można mnożyć. Gdy dodamy do tego typowe dla Motoroli skróty w komunikatach ekranowych, zaczniemy szybko rozważać powrót do starej, dobrej V3. "Ekran gł. został pon. uruchomiony", "Odb. dow. klaw." - to tylko dwie z licznych "ciekawostek". Wszystko to razem czyni z Z10 trochę nieznośny w obsłudze sprzęt. Obrazu dopełniły liczne zawieszenia się telefonu podczas testu i ciekawe komunikaty o błędach. Wiecie, czym jest "ogólny błąd"? Nie?! Ja także nie wiem, tym bardziej że potrafił on wystąpić nawet podczas tak prozaicznej czynności jak przeglądanie listy kontaktów czy wejście do menu budzika. Żywię nadzieję, że testowany przeze mnie egzemplarz pochodził z serii próbnej - bo w przeciwnym wypadku mogę wróżyć jedynie masę reklamacji. Szkoda, że kiepska klawiatura i niedopracowane menu niweczą wygodę korzystania z Z10, pomijając bowiem wspomniane problemy, byłby to naprawdę udany telefon. Jego wyposażeniu nie można właściwie niczego zarzucić. Ma i organizer, i Bluetooth, i odtwarzacz. Ma także gry, szybki dostęp do serwisów internetowych, przeglądarkę plików biurowych... Brakuje może Wi-Fi czy konwertera jednostek, ale cóż, nie można mieć wszystkiego. Wyświetlacz telefonu jest czytelny i bardzo ładnie prezentuje pełną paletę barw. Naprzeciw wyświetlacza tkwi zaś głośnik - najlepszy, jaki dotąd spotkałem w telefonie. A skoro mamy dobry obraz i dźwięk, pora na pierwszy klaps!
Tak, to jest prawdziwie filmowy telefon! W komplecie z Z10 dostajemy kartę pamięci, na której nagrane są aż trzy filmy - cała "trylogia" Bourne’a. I to z polskim lektorem! Dzięki temu prezentowi od razu możemy zobaczyć to, co Z10 potrafi najlepiej. Po prostu kino w kieszeni. Obraz jest czytelny, pozbawiony cyfrowych (d) efektów, a dźwięk, jak na rozmiary głośnika, wręcz powala. A gdy zechcemy, możemy stanąć z drugiej strony kamery i nakręcić komórką film, a potem samemu go zmontować. Oczywiście pod warunkiem, że oprogramowanie się nie zawiesi, co zdarza mu się niestety dość często. I znów, być może naiwnie, wierzę, że wersja, która trafi do handlu, będzie pracować stabilniej... Gdy wideoedytor działa normalnie - może sprawić sporo frajdy. Prawie jak w prawdziwym studiu, możemy wycinać, przesuwać i łączyć fragmenty filmu. Możemy podkładać ścieżki dźwiękowe, dodawać napisy czy komentarz - a wszystko szybko i sprawnie, choć wciąż w towarzystwie "logicznego inaczej" menu. Nasz projekt możemy skomponować nie tylko z ujęć wideo, ale i pojedynczych zdjęć, tworząc niekiedy szalenie ciekawe klipy. Producent zadbał o bogaty zestaw efektów specjalnych, jak choćby przejścia, zmiany kolorystyki, tła czy kształtu, koloru i rozmieszczenia napisów. Duże brawa!
Wbudowana w telefonie kamera sprawdzi się świetnie również w przypadku zdjęć. Mocny flesz i całkiem przyzwoita optyka sprawią, że nasze fotki będą ostre, z dobrze nasyconymi barwami. Rozdzielczość może nie zaszokuje, ale w zupełności wystarczy, by zapędzić w kozi róg wszystkie "dwumegapikselowce". Nie polecam jedynie wykonywania zbliżeń oraz fotografowania w ciemności. Ale w świetle dziennym czy w jasnym pomieszczeniu - super.
Od strony dźwiękowej - także nie można narzekać. W zestawie z Z10 otrzymamy całkiem przyzwoite słuchawki stereo, a dodatkowo, dzięki obsłudze protokołu A2DP, możemy skorzystać z bezprzewodowego zestawu Bluetooth. Wbudowany w Z10 odtwarzacz ma wszystko to, co powinien, poza equalizerem. Zastanawia mnie również brak radioodbiornika...
Na koniec zwykle wspominam o baterii. Zastosowana w Z10 "litówka"ma bardzo dobre osiągi. Ładuje się szybko, a wytrzymuje nawet trzy doby dość intensywnej pracy.
Artykuł pochodzi z miesięcznika Mobile Internet
Zobacz najnowsze opinie lub dołącz do dyskusji i dodaj opinię!