Motorola Moto Z
Recenzja

Zabawa modułami

Niedawno - nie bez przyjemności - testowałem modułowy smartfon od Lenovo, Moto Z Play. Czas wypróbować modułowego flagowca - Moto Z - a wraz z nim pozostałe Moto Mods - głośniki, akumulator i aparat Hasselblad. Zapraszam.

Moto Z
Moto Z fot. Adam Łukowski/mGSM.pl

Moto Z Play, którą mogłem wypróbować wraz z dodatkowym, dołączanym projektorem InstaShare, pozostawiła po sobie miłe wrażenia. Niestety, rozbudziła też oczekiwania względem flagowego modelu. Czy Moto Z im sprostała? Zapraszam do lektury.


Spis treści

R E K L A M A

Budowa, wykonanie

Wraz z Moto Z otrzymałem również zewnętrzny moduł z głośnikami JBL, powerbank Incipio, a także aparat fotograficzny Hasselblad. Opowieść zaczniemy jednak od telefonu, gdyż pozostaje on wciąż naszym głównym przedmiotem zainteresowania. Moto Z w ogólnym zarysie i zamyśle stylizacyjnym, przypomina testowaną przeze mnie wcześniej Moto Z Play.

Oba modele mają kilka wspólnych, charakterystycznych cech. Wśród nich najbardziej wyróżnia się płaska tylna ścianka ze stykami zapewniającymi współpracę z modułami Moto Mods, a także z mocno wystającym, ostro zaakcentowanym obiektywem aparatu fotograficznego.

Detal ten momentalnie rzuca się w oczy. Przyznam, że w moim odczuciu, szpeci nieco telefon, ale zdaję sobie sprawę, że element ten przybrał wspomniany kształt nie bez powodu. Moto Z jest bardzo smukła - ma jedynie 5,2 mm grubości. Dobrej klasy moduł fotograficzny nie zmieści się w tak płaskim korpusie - to jedno.

Ale wystający obiektyw pełni też jeszcze jedną funkcję, ściśle związaną z modułami Moto Mods. Jest po prostu dodatkowym elementem mocującym i stabilizującym położenie modułu po połączeniu go z telefonem. Dzięki temu, patrzę na wystający aparat przychylniejszym okiem, choć wciąż obawiam się o trwałość tego elementu w przypadku, gdy będziemy używali Moto Z w wersji "saute" - bez modułu.

Nie martwi mnie natomiast trwałość reszty obudowy. Pomimo swej smukłości, Moto Z jest dość sztywna, urządzenie trzymane w dłoni nie ugina się pod naciskiem na ekran, oczywiście nie trzeszczy ani nie skrzypi. Jakość montażu jest znakomita. Za sztywność i solidność telefonu odpowiada metalowa ramka.

Da się ją zarysować, ale wymaga to sporego wysiłku. Jeśli telefon nie upadnie na beton, przy normalnym użytkowaniu ramki raczej nie porysujemy. Dodam, że wnętrzności telefonu zabezpiecza powłoka hydrofobowa. To jeszcze nie wodoszczelność, ale powiedzmy, że zabezpieczenie "na wszelki wypadek". Przypadkowo utopiony telefon ma wyższą szansę przetrwania.

Ekran zakryto szkłem Gorilla Glass 3, zatem i o jego odporność na zarysowania nie musimy się obawiać, a w razie upadku... cóż, każdy smartfon ma prawo popękać. Tył również pokryto szkłem, ale przybrało ono ciekawą fakturę, która sprawia, że powierzchnia przypomina w dotyku metal. Tył - jeśli już - narażony jest na zarysowania w dolnej części, bowiem górna, jak już wiecie, opiera się na wystającym module fotograficznym.

Zerknijmy na rozmieszczenie pozostałych elementów urządzenia - bo to nie koniec osobliwości, jakie czekają na jego użytkowników. Lewy bok obudowy jest zupełnie gładki, zaś na prawym, bliżej góry telefonu, mamy trzy jednakowej wielkości przyciski. To włącznik i klawisze głośności. Niby podobne, małe, położone blisko siebie - a jednak wygodne w użyciu. To dlatego, że klawisze głośności łączy zagłębienie w ramce, a z kolei przycisk włącznika ma porowatą fakturę. Bez problemu odróżnimy je dotykiem, a wyczuwalny skok sprawi, że będziemy dokładnie wiedzieć, co naciskamy - bez patrzenia.

Na górze telefonu mamy solidną, wysuwaną szufladkę na karty. Gniazda czytelnie opisano, montaż kart nie sprawia problemu. Mimo to - ponarzekam: slot jest hybrydowy, zatem trzeba wybrać - albo dwie karty nanoSIM i radość z dwóch numerów w jednej słuchawce, albo jedna SIM i możliwość rozbudowy pamięci kartą microSD.

Nie podoba mi się to, tym bardziej, że w tańszej Moto Z Play w gnieździe o podobnej wielkości i budowie można jednak użyć trzech kart jednocześnie.

To nie koniec przewagi tańszego modelu nad flagowym modułowcem. Kolejny problem napotkamy na dolnej ściance. Jest tam jedynie port USB-C. A gdzie minijack, zapytacie... W Moto Z Play, bo w "Zetce" go nie znajdziecie! Jego rolę przejął port USB, do którego jednak daje się podłączyć dowolne słuchawki z minijackiem, za pomocą przejściówki dodawanej do zestawu. I w sumie - wszystko jest w porządku, ale nie podładujemy telefonu, słuchając muzyki, a jeszcze poważniejszy problem czeka nas, gdy przejściówkę zagubimy... Tania raczej nie jest.

A skoro już mówię o zestawie, czas wspomnieć o kolejnym problemie, który "zapewnił" nam producent. Wraz z telefonem otrzymujemy szybką ładowarkę. I świetnie, ale ma ona nietypowy kształt - jest szeroka i nie zawsze daje się wygodnie skorzystać z gniazdka, w momencie, gdy sąsiednie jest "okupowane" przez inny zasilacz... To jednak nie jedyny problem z ładowarką. Kolejną jej osobliwością jest to, że ma nieodłączany przewód.

Nie byłoby to problemem w przypadku, gdyby telefon miał typowe microUSB, albo producent dodałby do kompletu osobny przewód pozwalający na wymianę danych z komputerem. Ale takowego nie ma, musimy zatem poszukać kabla USB-C na własną rękę albo korzystać z chmury. Alternatywnie - można za każdym razem wyjmować kartę pamięci - ale nie zawsze jest to możliwe, szczególnie, gdy hybrydowy slot wypełnimy dwoma SIM-ami.

Obawiacie się zapewne, czy korzystanie z tak smukłego telefonu, który w dodatku ma płaskie, ostro ścięte "plecki" jest wygodne. I słusznie, bo nie jest. Przyznam, że trzymanie Moto Z w ręku nie daje spektakularnie przyjemnych doznań.

Producent chyba o tym wie, bowiem oferuje Style Mods. To jeden z Moto Modów, który jest po prostu... plastikowymi pleckami. Jego nałożenie sprawia, że telefon nabiera zupełnie nowego wyglądu, a jednocześnie staje się zdecydowanie wygodniejszy w trzymaniu.

Jedne plecki - z matowego tworzywa - dostajemy w komplecie, ale dokładając 80-100 złotych, możemy nabyć jeszcze inne, np. pokryte skórą albo drewnem. Kupując kilka Style Mods możemy cieszyć się innym telefonem każdego dnia, zmieniając wygląd Moto Z, kiedy tylko chcemy. W sumie - pomysłowo wybrnięto z problemu, którego główną przyczyną jest "modułowość".

Osobliwością modułowych modeli Moto jest także ich skaner biometryczny. Czytnik linii papilarnych przyjął w nich formę kwadratowej płytki umieszczonej pod ekranem. Działa zupełnie dobrze, ale narzekałem na niego w recenzji Moto Z Play, ponarzekam i teraz.

Sensor jest mało praktyczny. Po pierwsze, przykładanie do niego palca, gdy telefon obsługujemy jedną dłonią, nie jest wygodne. Po drugie - element ten pełni tylko i wyłącznie rolę blokady telefonu. Nie da się wykorzystać go jako gładzika, nie dubluje nawet funkcji klawisza "home".

Ten - wraz z pozostałymi dwoma przyciskami nawigacyjnymi - wyświetlany jest na ekranie. A płytka czytnika papilarnego przez większość czasu pozostaje bezużyteczna. Zajmuje za to sporo miejsca, czyniąc ramkę pod wyświetlaczem telefonu nieestetycznie szeroką.

A skoro już o szerokich ramkach mowa - popatrzmy na przód smartfonu. Poza czytnikiem i dużym ekranem (o którym za chwilę), mamy tam również przednią kamerę oraz wspomagającą ją diodę LED. To rzadko spotykany, ale czasem przydatny dodatek. Pomiędzy rzeczonymi elementami mamy jeszcze głośnik słuchawki, który jest jednocześnie głośnikiem zewnętrznym całego telefonu.

Tak, to jedyny głośnik Moto Z, który po prostu obniża swą moc, gdy trzymamy telefon przy uchu. Z drugiej strony - jego moc w trybie pracy jako głośnika zewnętrznego jest jednak nieco za mała. Dzwonki nie są zbyt donośne... Na pocieszenie pozostaje nam dość czyste brzmienie...

R E K L A M A

Wyświetlacz, interfejs

Wyświetlacz Moto Z zasługuje na wysokie noty. Mamy tu 5,5-calową matrycę AMOLED o rozdzielczości 2560x1440 pikseli. Ekran jest świetny, jasny, wyraźny, z dobrą reprodukcją barw. Jeśli lubimy intensywniejsze kolory - proszę bardzo, w menu możemy przełączyć wyświetlacz w tryb "żywych kolorów".

Jeśli czytujemy w nocy - minimalny poziom jasności jest w stanie zapewnić spory komfort, podobnie, jak maksymalna jasność ekranu w słoneczne dni. Kąty czytelności są szerokie, a automatyczny regulator podświetlenia spisuje się bez zarzutu. Podobnie czyni panel dotykowy. Pracuje precyzyjnie i pewnie, a szkło nie ma tendencji do brudzenia się ponad miarę.

Ten znakomity wyświetlacz zaprezentuje nam surowy, czysty interfejs systemu Android - obecnie już w wersji 7.0 Nougat. "Czystość" interfejsu jest kolejnym elementem, za który pochwalę Moto Z. Nie ma żadnych obciążających nakładek, żadnych niepotrzebnych aplikacji - jest tylko to, co Google przewiduje jako bazowe składniki systemu.

Ekran blokady prezentuje nam powiadomienia i skróty do sterowania głosowego i aparatu. Po odblokowaniu, widzimy klasyczny pulpit z zasobnikiem, podobnie w klasycznej formie zachowano pasek powiadomień. Rozwijane menu skrótów również cechuje się klasyczną, androidową formą, ale teraz ma dwie "strony", które możemy przewijać w bok. Co więcej, układ menu skrótów możemy edytować, co powitałem z ogromną radością.

Co więcej, najpotrzebniejsze skróty widzimy również po rozwinięciu paska powiadomień, co jest bardzo wygodne. Trochę mniej podoba mi się menu "ostatnich aplikacji". Nie zabrakło tam "klawisza" do zamknięcia wszystkich apek z listy, ale z nieznanych mi powodów znalazł się on na początku, zamiast na końcu listy. Trzeba zmienić przyzwyczajenia... Z drugiej strony, w Nougacie zyskujemy możliwość pracy na podzielonym ekranie - i choć nie wszystkie aplikacje jeszcze obsługują tą funkcję - chyba nie będę narzekał.

Ponarzekam natomiast na klawisze nawigacyjne. O tym, że są na ekranie - już wspomniałem. Ale czemu nie można zmienić ich układu?! To bez sensu - zabierają miejsce na ekranie, a korzyści z tego nie mamy żadnej... Kolejnym problemem jest brak diody powiadomień. Jej rolę przejął wyświetlacz wspierany dodatkowymi czujnikami pod nim. Rozwiązanie Lenovo przypomina konkurencyjne Always on display - ale jest bardziej pomysłowe. Telefon wyświetla dyskretne, monochromatyczne powiadomienia, gdy przesuniemy nad nim dłoń, albo gdy weźmiemy go do ręki. Dzięki temu, ekran nie marnuje energii na świecenie, gdy jest to niepotrzebne.

Rozwiązanie to jest częścią aplikacji Moto - jedynej, jaką producent wzbogacił surową postać systemu. Poza zarządzaniem powiadomieniami na wygaszonym ekranie, aplikacja daje nam również dostęp do sprawnie działającego sterowania głosowego oraz gestów. Można np. przełączać latarkę poprzez odpowiednie potrząśnięcie telefonem, albo uruchomić aparat ruchem nadgarstka. Gestem można także włączyć tryb "nie przeszkadzać", jak również wyciszyć dzwonek. Przewidziano też możliwość pomniejszenia ekranu do obsługi jedną ręką oraz zapobieganie jego wygaszeniu podczas czytania - telefon wykrywa, czy użytkownik spogląda na ekran.

R E K L A M A

Wydajność, bateria, komunikacja

Surowa, pozbawiona obciążających elementów postać interfejsu w połączeniu z mocną jednostką obliczeniową i dużą pamięcią (Snapdragon 820 + 4 GB RAM) daje nadzieje na płynną pracę smartfonu. I słusznie. Moto Z pracuje niesamowicie gładko i płynnie, w zasadzie nie sposób sprawić, by telefon spowolnił pracę.

Moto Z bez problemu "dźwiga" wymagające graficznie gry, podobnie bezproblemowo obsługuje wszelkie aplikacje użytkowe. Aplikacje startują szybko, nie ma również problemów podczas przełączania się między nimi. Moto Z śmiało może konkurować z innymi flagowcami, choć w benchmarkowych pomiarach nie zbliża się do wyników czołówki.

Moto Z występuje w wersji z pamięcią wewnętrzną o pojemności 64 lub 32 GB. Ja testowałem model 32 GB, w którym na starcie pozostawało mi nieco ponad 23 GB wolnego miejsca. Niestety, nie ma możliwości instalowania całych aplikacji na kartę, zatem warto - o ile macie taką możliwość - wybrać model z większym nośnikiem.

Zwłaszcza, gdy zamierzacie korzystać z dwóch kart SIM - pamiętajmy, że slot jest hybrydowy. Na pocieszenie dodam, że port USB-C może działać w trybie OTG, można zatem skorzystać z pamięci typu pendrive. Sęk w tym, że takie, obsługujące typ C nie są jeszcze powszechnie dostępne, podobnie jak krótkie przejściówki - "ogonki".

Moto Z, choć pracuje naprawdę błyskawicznie, nie jest jednak zupełnie wolna od problemów. Telefon nie najlepiej odprowadza ciepło generowane przez elektronikę. Obudowa Moto Z, nawet już przy niewielkim obciążeniu procesora i układu graficznego, nagrzewa się dosyć intensywnie - szczególnie w dolnej strefie.

Ciepło emitowane przez "Zetkę" jest naprawdę mocno odczuwalne, ale - co ciekawe - nie zauważyłem, by wraz ze wzrostem temperatury obudowy znacząco spadała wydajność urządzenia. Jej zmianę zauważy może benchmark, ale użytkownik - raczej już nie. To zapewne efekt smukłości obudowy...

Smukłość obudowy obwiniałbym również za raczej przeciętne osiągi akumulatora. Bateria nie należy do najpojemniejszych - ma 2600 mAh. To musi przełożyć się na niezbyt imponujący czas pracy - i rzeczywiście tak jest. Moto Z jest w stanie wytrzymać cały dzień bez ładowania, ale na wiele więcej już bym nie liczył. Przy naprawdę oszczędnym gospodarowaniu możliwościami telefonu, mojemu egzemplarzowi udało się przeżyć dwa dni, ale czy naprawdę ktokolwiek kupuje mocny smartfon, by z niego wyłącznie telefonować?!

Generalnie, dla bezstresowej eksploatacji, powinniście przyjąć, że telefon wymaga ładowania każdego wieczora. Na szczęście dodawana do zestawu ładowarka jest w stanie napełnić baterię w czasie nawet poniżej 1,5 godziny - warto zatem korzystać z tej możliwości i doładowywać baterię przy każdej okazji. Alternatywnie, możecie dokupić Moto Mod zwany Incipio OffGrid - czyli dodatkowy akumulator. O nim za chwilę...

Najpierw przyjrzyjmy się możliwościom komunikacyjnym Moto Z. Jakość połączeń głosowych jest znakomita - tu naprawdę nie ma na co narzekać. Problemy pojawią się dopiero, gdy skorzystamy z trybu głośnomówiącego.

Tu komfort zaburzy nieco zbyt mała moc głośnika (jak pamiętamy - jest jeden). Głos przekazywany jest czysto i wyraźnie, ale w niektórych okolicznościach (np. w samochodzie) nazbyt cicho. Jeśli dużo rozmawiacie podczas jazdy - warto pomyśleć o zewnętrznym urządzeniu głośnomówiącym albo o słuchawce.

Dwie karty SIM obsługiwane są w trybie stand-by, a do zarządzania nimi przewidziano osobną pozycję w menu. Kartom można nadać własne oznaczenia, przypisać domyślne przeznaczenie i ustawić automatyczny wybór lepszej opcji połączenia - ale transmisja danych możliwa jest tylko dla jednej z linii. Moduły LTE, Bluetooth i Wi-Fi sprawują się bez zarzutu, podobnie, jak GPS. Ani razu nie napotkałem problemów z jakąkolwiek formą łączności. Jeśli chodzi o komunikację tekstową, mamy do dyspozycji standardową klawiaturę Gboard. Oferuje ona dość szerokie możliwości personalizacyjne, ale nie ma jednak przeszkód, by zastąpić ją inną.

R E K L A M A

Fotografia, wideo

Moto Z może sprawić przyjemność fanom fotografii. Ma dwa dość "mocne" aparaty fotograficzne. Przedni jest 5-megapikselowy, a do tego można go wspomóc diodą LED. Jakość zdjęć z przedniej kamery jest przyzwoita, musicie jednak pamiętać, że dioda doświetlająca może bezlitośnie obnażyć niedostatki waszej cery. Z pomocą przyjdzie elektroniczne upiększanie, ale i tu proponuję ostrożność i skorzystanie z manualnej regulacji stopnia "prasowania" naszej twarzy.

Zdjęcia z tylnego aparatu robimy już w większej rozdzielczości - 13 lub 9,7 Mpx, zależnie od wybranych proporcji kadru. Pełna rozdzielczość uzyskiwana jest w najpopularniejszym formacie 4:3. Zdjęcia cechują się dobrym odwzorowaniem detali i barw, choć zdecydowanie najlepsze efekty uzyskujemy w świetle dziennym.

W przypadku zdjęć nocnych, aparat Moto Z niestety ustępuje nieco czołowym konstrukcjom. Widać już nieco szumów, a co za tym idzie - utratę detali. Przy sztucznym oświetleniu możemy też zauważyć problemy z reprodukcją barw, ale można im częściowo zaradzić, regulując ręcznie balans bieli.

Menu ustawień manualnych pomoże także w fotografiach makro, przy których automat nie zawsze daje sobie radę. Autofokus trzeba natomiast pochwalić za prędkość działania. W normalnych warunkach jest naprawdę błyskawiczny, choć bezbłędnie działa dopiero na dystansie powyżej kilkudziesięciu centymetrów.

Na szczęście aparat wyposażono w przyjazny i przejrzysty interfejs z bardzo wygodnie rozwiązanym sterowaniem ręcznym. Jedynym, na co ponarzekam, jest brak szybkiego dostępu do filmowania. By nagrać film, trzeba najpierw przełączyć się w tryb wideo - a przecież można byłoby robić to prościej - umieszczając włącznik kamery wprost obok klawisza migawki "fotograficznej".

Trochę szkoda, bowiem w zapisie wideo Moto Z radzi sobie całkiem dobrze. Możemy nagrywać nawet w 4K, ale do wyboru mamy również zwolnione tempo czy Full HD z prędkością 60 kl/s. Filmy są wyraźne i płynne, a jedyne, na co można narzekać, to chwilowa utrata ostrości po skorzystaniu z cyfrowego zbliżenia. Nie jest to jednak krytyczna wada - bowiem generalnie z cyfrowego zoomu nie warto korzystać - i Moto Z nie jest pod tym względem wyjątkiem.


Filmy nagrywane Moto Z
wideo: mGSM.pl przez YouTube
R E K L A M A

Moduły Moto Mods: Incipio OffGrid JBL SoundBoost

Czas przyjrzeć się bliżej temu, co w Moto Z najważniejsze - czyli możliwości współpracy z wymiennymi modułami Moto Mods. Telefon jest przystosowany konstrukcyjnie do Moto Mods, które opracowano jako akcesoria przeznaczone do konkretnych smartfonów.

Zarówno Moto Z, jak i Moto Z Play, którą opisywałem wcześniej, mają płaskie tyły obudów, na których umieszczono zespoły specjalnych styków, zapewniających komunikację modułów z telefonem.

Mocowanie modułów zapewniają magnesy, a ich stabilizację wspomaga wystający obiektyw aparatu w telefonie i jeden z "pinów" w module, wchodzący w otworek na tyle telefonu. O samej idei Moto Mods pisałem szerzej w recenzji Moto Z Play, zatem zainteresowanych odsyłam właśnie do niej, dziś skupimy się na modułach, które testowałem wraz z Moto Z.

Powiem jedynie, że rozwiązanie to niezmiennie mi się podoba. Moduły są proste w użyciu, a ich najważniejszą zaletą jest to, iż są gotowe do pracy natychmiast po zamontowaniu na telefonie. Nie wymagają żadnych dodatkowych aplikacji - są automatycznie rozpoznawane przez smartfon i wykorzystywane zgodnie z przeznaczeniem.

Na razie - nieco wbrew moim oczekiwaniom - gama dostępnych modułów nie zwiększyła się, choć co pewien czas pojawiają się przecieki mówiące o tym, że ktoś, gdzieś nad nimi pracuje. Za ten stan rzeczy jestem skłonny winić niewielką popularność telefonów obsługujących moduły... Pewną barierę stanowi również zapewne cena. A szkoda, bo koncepcja Moto Mods jest ciekawa, a co najważniejsze - dopracowana.

Modułem, który z racji przeciętnych osiągów akumulatora Moto Z używałem najczęściej, był zewnętrzny akumulator przygotowany przez Incipio. Moto Mod OffGrid ma postać nasadki, zawierającej w sobie baterię o pojemności 2220 mAh. Po jego założeniu telefon staje się grubszy i cięższy, ale za to dobrze leży w doni. Incipio OffGrid może pracować w dwóch trybach: normalnym i oszczędnym.

W pierwszym - po prostu dopełnia baterię Moto Z i po wyczerpaniu energii zaprzestaje pracy. Takie ładowanie wydłuży czas działania Moto Z o kilka godzin. Mniej więcej o 5-6, ale to oczywiście zależy od tego, jak intensywnie używamy telefonu i w którym momencie podłączyliśmy powerbank. Jeśli podepniemy go do mocno rozładowanego telefonu, "padnie" zdecydowanie szybciej.

W trybie oszczędnym ładowanie z modułu jest sterowane tak, by utrzymać baterię telefonu w ok. 80% naładowania i czynić to jak najdłużej. Tu OffGrid wyłącza się po kilkunastu godzinach. Stan naładowania powerbanku (wraz z baterią telefonu) możemy śledzić na ekranie telefonu, zaś po odłączeniu akumulatora rolę wskaźnika przejmuje diodka, aktywowana przyciskiem. Moduł jest bardzo przydatny, a jedynym jego mankamentem jest to, iż trzeba go ładować poprzez smartfon - nie ma własnego portu USB. Incipio OffGrid kosztuje 299 zł.

Kolejnym modułem, jaki tym razem towarzyszył testowemu smartfonowi, był zestaw głośnikowy JBL SoundBoost. W przypadku tego modułu, cała tylna część została zajęta przez dwa głośniki stereo, o średnicy 27 mm i mocy 3 W każdy. Głośniki rozdziela pasek metalu, który można unieść i wykorzystać jako podpórkę telefonu.

Głośniki grają dość czysto i oferują zdecydowanie lepsze brzmienie, niż głośniczek telefonu. Urządzenie można też wykorzystać jako zestaw głośnomówiący. Niestety, dźwięk z głośników płynie do tyłu i nieco w dół. Ogranicza to nieco odbiór wysokich tonów, ale właściwie... nie jest źle.

Pojawia się nawet delikatny efekt stereofonii, a gdy oglądamy na smartfonie film, dźwięk zdaje się dobiegać zza ekranu. Miło i przyjemnie, a do tego - całkiem długo. JBL SoundBoost ma wbudowaną baterię, dzięki czemu nie "drenuje" akumulatora telefonu. Zestaw głośnikowy można doładować osobno - ma własne wejście USB-C, a stan naładowania sprawdzimy w podobny sposób, jak w powerbanku Incipio. Za tę przyjemność trzeba zapłacić 449 zł.

R E K L A M A

Moduł Moto Mods Hasseblad True Zoom

Najbardziej wyczekiwanym przeze mnie modułem był Hasseblad True Zoom. To dodatkowy aparat fotograficzny, przygotowany we współpracy z legendarną firmą, zajmującą się fotografią od 76 lat. Moto Mod Hasseblad True Zoom daje smartfonowi możliwości, jakich nie znajdziemy nawet w najlepiej fotografujących telefonach. Mam na myśli przede wszystkim obiektyw z 10-krotnym zoomem, o zakresie ogniskowej 25-250 mm i jasności zmieniającej się od f/3,5 do f/6,5.

Za obiektywem znalazła się matryca BSI CMOS o rozmiarze 1/2,3", mieszcząca 12 megapikseli. Aparat może pracować z czułościami od 100 do 3200 ISO i rejestrować zdjęcia w formacie RAW.

Mamy do dyspozycji optyczną stabilizację obrazu podczas fotografowania, zaś przy nagrywaniu wideo - cyfrową. Oprócz tego, dzięki temu modułowi zyskujemy mechaniczny klawisz migawki, pierścieniowy regulator zoomu oraz grip, umożliwiający stabilne trzymanie telefonu z modułem.

Wyposażenie uzupełnia ksenonowa lampa błyskowa z niewielkim reflektorkiem. Niestety, w module fotograficznym zabrakło osobnej baterii, zatem robiąc zdjęcia, warto zabrać także ze sobą moduł Incipio OffGrid...

Interfejs aparatu Hasselblad nie różni się znacząco od standardowego interfejsu kamery, jaki mamy w Moto Z. Zyskujemy osobny tryb fotografii czarno-białej, a także zapisu RAW+JPG.

Oprócz tego, mamy kilka programów tematycznych (sport, nocny portret, portret pod światło, nocny pejzaż, pejzaż), a także tryb manualny i w pełni automatyczny. Interfejs jest surowy w formie, ale dość intuicyjny.

Jakość zdjęć mnie nie zaskoczyła, powiedziałbym nawet, że w niektórych przypadkach nawet delikatnie rozczarowała. Zdjęcia robione przy dobrym świetle są znakomite - tu nawet nie ma o czym dyskutować. Pełne detali, barw, bez zniekształceń i wad typowych dla mikroobiektywów... Ale spodziewałem się, że padnę z wrażenia - a nie padłem.

Zdjęciom niczego nie mogłem zarzucić, ale fotografowanie wcale nie było czystą przyjemnością. Dokuczy nam słabo wyczuwalny, podwójny skok klawisza migawki. Wciskając go do połowy powinniśmy "łapać" ostrość, a zdjęcie wykonywane jest po pełnym wciśnięciu. Sęk w tym, że niełatwo odróżnić połowiczne wciśnięcie od pełnego.

Suwak zoomu również nie należy do najprecyzyjniejszych - mechanika reaguje nerwowo, trudno ustawić pożądany przez nas stopień zbliżenia. Zauważyłem również, że autofokus słabo radzi sobie z korektą ostrości przy dużym zbliżeniu. Po "zzomowaniu" do pożądanego kadru, aparat po prostu gubił ostrość, nie mogąc jej odzyskać. Wracała po dłuższej chwili, czasem pomagało "cofnięcie" zoomu.

Zdjęcia dzienne były świetne, ale im bliżej był wieczór, tym aparat Hasselblada radził sobie gorzej. Trzeba pamiętać, że podczas korzystania z zoomu, jasność obiektywu, czyli ilość chwytanego przezeń światła, dość mocno spada. Gdy jest mniej światła - trzeba zwiększyć czułość, a wtedy rośnie ilość szumów.

Receptą może być wydłużenie czasu otwarcia migawki, wszak mamy stabilizację optyczną. Owszem, spisuje się ona świetnie, ale im większy zoom, tym efekty jej działania stają się słabsze. Innymi słowy - duży zoom, na który tak czekałem, nie do końca spełnił pokładane w nim nadzieje.

Może by tak spróbować RAW-ów? Ale tu z kolei, przy szerokim kącie ujęcia zauważymy efekt winiety i deformacje obrazu, które w przypadku zapisu JPG skorygowała elektronika aparatu. W RAW-ie musimy to zrobić sami. A zatem - chyba trzeba fotografować, jak zwykłym smartfonem - unikając dużej ogniskowej, słabego światła i do tego - w trybie automatycznym.

Przy fotografowaniu we wnętrzach pomoże nam dość mocna, zdecydowanie lepsza niż smartfonowe LED-y, lampa błyskowa. Pozwala zachować w miarę neutralny, akceptowalny balans barw, ale w plenerze sprawdzi się już gorzej. Jej realny zasięg to mniej więcej 3-4 m.

W przypadku wideofilmowania - również nie dostałem tego, czego spodziewałem się po aparacie z logo Hasselblad. Moto Z może nagrywać filmy 4K, a Moto Mod True Zoom - jedynie Full HD, w 30 klatkach na sekundę. W dodatku, jakość filmów jest przeciętna, nie wyróżnia się na tle nagrywanych smartfonem bez modułu.

Przy wideofilmowaniu kolejny raz dokuczy nam zoom. Nie uzyskamy płynnego zbliżenia na filmie - autofokus momentalnie gubi ostrość, a jej ponowne ustawienie trwa jeszcze dłużej, niż w przypadku fotografowania. Co więcej, w zapisie dźwięku wyraźnie słychać pracę mechanizmu. A zatem - główny atut modułu Hasselblada traci na znaczeniu.


Film nagrany aparatem Moto Mods Hasselblad HB4116
wideo: mGSM.pl przez YouTube

Aparat wyceniono na 1199 zł. W pewnych warunkach pozwoli on zrobić zdecydowanie lepsze zdjęcie, niż jakikolwiek smartfon, ale w innych - może zawieść. Gdyby był bezpłatnym dodatkiem do Moto Z, chwaliłbym go pod niebiosa. A tak, cóż... Zabrakło lepszych możliwości filmowych, pewniejszego autofokusa i wyższej jakości zdjęć z zoomem. Mówiąc wprost - za taką cenę liczyłem na więcej. Ale jeśli pieniądze nie mają dla was znaczenia... kupujcie!

R E K L A M A

Podsumowanie, wideorecenzja

Ponarzekałem, ponarzekałem... ale wiecie co? Lubię używać Moto Z i bawić się modułami. Może nie są nadzwyczajne, może są drogie - ale podoba mi się to, że mogę przerabiać, zmieniać swój telefon zależnie od potrzeb. Na co dzień - noszę Moto Z z drewnianymi pleckami, ale kiedy wychodzę na dłużej, zabieram ze sobą moduł Incipio, a gdzieś w innej kieszeni mam aparat Hasselblada w futerale.

Modułu głośnikowego używam najrzadziej, ale to przez zimę, która nie sprzyja wypoczynkowi w plenerze... A w domu są lepsze sposoby na relaks przy muzyce. Mimo to - fajnie byłoby mieć cały komplet, wraz z projektorem, który opisywałem wcześniej. Sęk w tym, że za taki zestaw i Moto Z musiałbym wyłożyć naprawdę sporą sumkę. I to jest chyba największy problem koncepcji Moto Mods i flagowca Moto. Ceny!

Te są niestety za wysokie w stosunku do tego, co rzeczony sprzęt oferuje. Moto Z to świetny, udany smartfon, ale nie idealny. Przy cenie zbliżającej się do 3 tys. zł, w podobnie dobrych smartfonach możemy już przebierać. Moto Z przekonuje przede wszystkim możliwością współpracy z Moto Mods, a także smukłością obudowy i płynną pracą systemu uwolnionego od zbędnych dodatków.

Ze względu na nikłą grubość obudowy, jestem skłonny wybaczyć mało imponujące możliwości akumulatora, ale nie potrafię przemóc się do USB-C z jednoczesnym brakiem minijacka i do dołożonego niemal na siłę, niezbyt funkcjonalnego czytnika linii papilarnych.

Telefon nie oczarował mnie również jakością połączeń w trybie głośnomówiącym, choć z drugiej strony - obraz na wyświetlaczu może rekompensować inne mankamenty tego smartfonu. Jakość zdjęć robionych przez aparat Moto Z jest po prostu taka, jakiej spodziewamy się w telefonie za ponad 2,5 tys. zł.

Innymi słowy - to dobry telefon, ale czegoś mi zabrakło. I znów - pojawia się kwestia ceny. Gdyby cały zestaw Moto Z z modułami był tańszy, atrakcyjność sprzętu wzrosłaby zauważalnie. A tak - cała koncepcja Moto Mods pozostanie ciekawostką dla gadżeciarzy. Trochę szkoda...


Lenovo Moto Z: Wideorecenzja
wideo: mGSM.pl przez YouTube


R E K L A M A

Plusy i minusy

Plusy:

  • Współpraca z Moto Mods
  • Płaska obudowa
  • Dobra jakość połączeń głosowych
  • 4 GB pamięci RAM
  • Świetny ekran
  • Filmowanie 4K, dobra jakość zdjęć
  • Interfejs w niemal czystej wersji
  • Sterowanie gestami
  • Płynne działanie

Minusy

  • Hybrydowy DualSIM
  • Mało funkcjonalny skaner biometryczny
  • Cichy głośnik
  • Wysoka emisja ciepła
  • Brak przewodu USB-C w komplecie
  • Brak minijacka
  • Brak diody powiadomień

materiał własny

O autorze
adam-lukowski.jpg
Adam Łukowski

Od 25 lat w branży nowoczesnych technologii. Pamięta pierwsze komórki i początki mobilnego internetu, ma za sobą również pracę w poczytnych czasopismach. Od początku istnienia mGSM.pl dostarcza aktualności i recenzuje urządzenia, korzystając z wiedzy i nabytego przez lata doświadczenia.

Artykułów: 16612

Ten artykuł nie ma jeszcze opinii. Bądź pierwszy i zapoczątkuj dyskusję!
Dodaj swoją opinię!
R E K L A M A

 Niestety, ale nie ma jeszcze żadnych opinii.

 Dodaj swoją opinię!


Ostatnio przeglądane

mGSM.pl na YouTube

mgsm-premium-icon-small KONTO PREMIUM od 4,92
zł/mies