Huawei Mate Xs 2 dostarczył mi całej fury sprzecznych odczuć związanych z użytkowaniem elastycznego składaka, który ma być jednym z urządzeń wyznaczających przyszłość smartfonów.
Huawei Mate Xs 2 prawdopodobnie przysporzył projektantom wielu siwych włosów, a może nawet łysin, bo oczyma duszy mojej widzę stado dizajnerów, którym Pierwszy Prezes nakazuje stworzyć etui do tego smartfona, ale takie, żeby nie tylko chroniło, ale było jednocześnie funkcjonalne. Widzę, jak zaraz po wyjściu szefa garściami przerzedzają sobie bujne czupryny. Bo spróbujcie tylko wymyślić etui, które będzie chroniło zewnętrzny, owinięty wokół składaka wyświetlacz. Tak: ZEWNĘTRZNY. Podobnie jak w poprzedniku.
fot. J.Filipowicz
Rozumiecie, delikatny elastyczny wyświetlacz, podatny jak diabli na uszkodzenia mechaniczne; noszony w kieszeni ze wszelkimi paprochami, zamęczany kanciastymi przedmiotami w damskiej torebce; obecny z przodu, z tyłu smartfona, a dodatkowo jeszcze na zagiętym grzbiecie. A do tego etui miałoby nie przeszkadzać w użytkowaniu smartfona.
fot. J.Filipowicz
To dlatego Huawei nie publikuje aktualnego zdjęcia zespołu projektantów. Dlatego ja nie publikuję swoich aktualnych zdjęć w sieciach społecznościowych. Nadal jeszcze jest słonecznie i autofocus głupieje, bo puszczam głową zajączki.
R E K L A M AKlasycznie czarne pudło ze smartfonem
Huawei Mate Xs 2 jest smartfonem na wskroś nowoczesnym, urządzeniem skomplikowanym i nowatorskim. Sęk w tym, że sprzedać można je wyłącznie klientom zamożnym (podobnie jak inne również skomplikowane, nowoczesne i składane produkty konkurencji), a zatem trzeba je odpowiednio opakować. I tu Huawei powraca do najlepszych wzorców sprzed lat oferując zainteresowanym elegancki smartfon w równie eleganckim ogromnym czarnym pudełku ze złotymi napisami, złotym logo i magnetycznym zamknięciem. Nie kpię, naprawdę, chyba że z producentów, którzy wmawiają nam, że mniejsze pudełko, to większa ekologia, gdy ich produkty zalegają hałdami na afrykańskich brzegach i płyną z nurtem azjatyckich rzek. Kochani: papier jest surowcem odnawialnym. Wystarczy sadzić drzewa i przerabiać makulaturę. Niestety wiatr trochę po tym pudle hula.
fot. J.Filipowicz
A to prowadzi mnie jak po sznurku do kwestii ładowarki. Huawei nadal załącza do swojego smartfona ładowarkę i kabel do ładowarki. Ładowarka SuperCharge o mocy 66 W, niestety biała. To byłby dopiero szał, gdyby również była czarna ze złoceniami! Mniej więcej biały z zakusami w kierunku beżu jest etui na smartfona, o którym jeszcze wspomnę. Do tego jest jeszcze kluczyk do szufladki kart SIM i przegródka wyglądająca tak, jakby mogły się tam znaleźć słuchawki, choć się nie znajdują. Kierowany podejrzeniami dokładnie obejrzałem chińskie zestawy sprzedażowe: otóż nie, Chiny również nie dostały słuchawek w zestawie, więc Europa nie jest poszkodowana.
fot. J.Filipowicz
A jednak jeszcze przed premierą miałem nadzieję na nieco bogatszy zestaw. Nie wiem, może na słuchawki bezprzewodowe? Z drugiej strony ludzi kupujących smartfona za 8 tysięcy z pewnością stać na hi-endowe bezprzewodowe słuchawki własnego wyboru – zatem tylko niemerytorycznie marudzę, a wiatr jak hulał po pudle, tak hula.
fot. J.Filipowicz
Etui: kompromisy, kompromisy
Pisząc o etui załatwię jednocześnie wygląd smartfona, bo te dwa zagadnienia są tak nierozerwalne jak klej spajający etui ze smartfonem. Napisałem klej? Tak, klej.
Huawei Mate Xs 2 składa się z dwóch nierównych części połączonych zawiasami i elastycznym wyświetlaczem. Po złożeniu, część wyświetlacza pokrywająca szerszą część smartfona staje się „wyświetlaczem zewnętrznym”. Takie rozwiązanie jest z pewnością tańsze, niż dodanie dodatkowego wyświetlacza w konstrukcji, w której ekran elastyczny chowa się po złożeniu wewnątrz obudowy. Niemniej: znacznie mniej wygodne. Wyobraźcie sobie, że prawa krawędź składaka została pogrubiona, by zmieścić tam kilka niezbędnych elementów konstrukcyjnych, a jednocześnie tak, by wypełnić miejsce po złożeniu węższej części smartfona. Na całej długości prawej krawędzi umieszczona została wysepka, która mieści na samym dole (ale od strony dolnej krawędzi smartfona) port USB-C, przycisk power połączony z czytnikiem linii papilarnych, regulację głośności (prawa krawędź smartfona), trzy aparaty fotograficzne + lampka LED i mechaniczny przycisk zwalniający blokadę smartfona po złożeniu ekrany (tył krawędzi). Tak, wiem, że to skomplikowane.
|
|
|||
|
Huawei Mate Xs 2 wideo: mGSM.pl przez YouTube |
|||
Z pewnością dałbym radę równie prosto i jasno objaśnić jak na to wszystko zakłada się etui, ale sądzę, że lepiej to pokazać. Konstruktorzy z pewnością się starali, ale otwarcie smartfona tak, by było to wygodne jest po prostu niemożliwe. Są dwa plusy etui: po złożeniu chroni jedną część wyświetlacza przed uszkodzeniami i od biedy może służyć jako podpórka podczas oglądania multimediów. I tak, etui jest mocowane na klej, na krawędzi smartfona. Nie jest to moje pierwsze etui przyklejany do obudowy, ale nigdy mi się to rozwiązanie nie podobało.
R E K L A M ADetale obudowy
To dosyć zadziwiające, ale Huawei zdecydował się na wmontowanie sprężynującego zatrzasku mocującego wyświetlacz po złożeniu. Zatrzask mieści się po wewnętrznej stronie wspomnianej wcześniej wysepki, gdy jego gniazdo znajdziemy na prawej krawędzi smartfona, gdy go rozłożymy. Przy składaniu zatrzask zaskakuje automatycznie. Żeby smartfona rozłożyć, trzeba zwolnić zatrzask poprzez wciśnięcie przycisku na tylnej części wysepki.
fot. J.Filipowicz
Po rozłożeniu na dolnej krawędzi smartfona mamy kolejno: szufladkę na karty SIM i kartę pamięci, dziurki jednego z zewnętrznych głośników, dziurkę mikrofonu do rozmów. Smartfon obsługuje dwie karty nano-SIM albo jedną kartę SIM i kartę pamięci w standardzie producenta: Nano Memory (NM card). Na górnej krawędzi mamy otworki drugiego głośnika i kolejnego mikrofonu. Jeszcze jeden mikrofon kryje się na wysepce aparatów.
fot. J.Filipowicz
Cała ramka Huawei Mate Xs 2 wraz z zawiasami i mechanizmem zatrzaskowym są zrobione z metalu. Konstrukcja zawiasów wygląda na solidną i raczej rozsądnie odporną na użycie siły, ale jak to mówi każdy polski szwagier: potrzymaj mi sok chmielowy... Otwieranie wyświetlacza to cała opowieść. Skrócę ją do najważniejszych zwrotów akcji. Jeśli mamy założone etui (co pomimo niewygody mocno sugeruję), należy zdjąć jego lewą część i wcisnąć przycisk zatrzasku pod prawą krawędzią smartfona. Po wciśnięciu przycisku. Wyświetlacz lekko otwiera się do kąta ok. 75-80 stopni, a później należy użyć nieco siły i rozgiąć powierzchnie do pełnych 180 stopni. Przyznam, że nie tylko za pierwszym razem bałem się, że uszkodzę mechanizm. Całe to siłowe otwieranie jest niewygodne i zdaje się wymagać dopracowania bez względu na to czy producent pozostanie przy podobnych konstrukcjach, czy zdecyduje się na jakąś alternatywę.
fot. J.Filipowicz
Wyświetlacza nie da się otworzyć szybko i sprawnie. Przeszkadza etui, przeszkadza opór przy otwieraniu. Brakuje poczucia, że obcuje się z w pełni dopracowanym urządzeniem premium. Do mechanizmu i niepokoju podczas otwierania można się jednak przyzwyczaić. Przez okres testów udało mi się niczego nie uszkodzić, choć przy każdym otwieraniu byłem w lekkim stresie, bo nie lubię psuć urządzeń za 8 tysięcy nawet w sytuacji, gdy za nie osobiście nie zapłaciłem.
fot. J.Filipowicz
Wyświetlacz elastyczny, że mucha nie siada
Próbowałem wcześniej niejasno wspominać, ale może powiem jaśniej: Huawei Mate Xs 2 ma jeden wyświetlacz i jest to wyświetlacz elastyczny. W stanie rozłożonym OLED-owa matryca ma przekątną 7,8 cala i rozdzielczość 2200x2480 pikseli, natomiast po złożeniu obszar roboczy widocznej części wyświetlacza ma przekątną 6,5 cala i rozdzielczość 1176x2480 piksela. Wyświetlacz w obu trybach pracuje z maksymalną częstotliwością odświeżania 120 Hz i próbkuje dotyk z maksymalną częstotliwością 240 Hz. Nie wiem gdzie to wrzucić: jest opcja „zawsze na ekranie”. Standardowo wyświetla godzinę, datę, stan naładowania baterii i animowany obrazek nonsensownie irytujący baterię.
fot. J.Filipowicz
Wyświetlacz fabrycznie pokryty jest folią ochronną, której nie należy odklejać pod groźbą utraty gwarancji. Folia zapobiega mikrouszkodzeniom podczas codziennego użytkowania. Przy lewej krawędzi wyświetlacz jest płaski i dodatkowo chroniony metalem obudowy. Przy lewej jest zaokrąglony, a rolę ochraniacza pełni plastikowe etui. Po prawej, od góry i od dołu margines wokół wyświetlacza wraz z krawędzią obudowy ma ok 4 mm. Inaczej jest od prawej strony, bo krzywizna powoduje, ze margines jest nieco cieńszy. W prawym górnym rogu nieskazitelną powierzchnię psuje oczko przedniego aparatu. Na szczęście jest stosunkowo niewielkie.
fot. J.Filipowicz
Podstawowym pytaniem w przypadku elastycznych składanych wyświetlaczy bywa pytanie o widoczność zagięcia w miejscu składania. Otóż jest widoczne, ale po 3 tygodniach użytkowania nadal jest ledwie widoczne. Widać je, gdy parzy się na wygaszony wyświetlacz pod światło. W codziennej pracy nie razi w oczy dysonansem. Nie jest wykluczone, że przy dłuższym czasie użytkowania uwidoczni się bardziej. Jedyna nadzieja w tym, że producentom upierającym się przy składaniu wyświetlaczy uda się znaleźć wystarczająco elastyczny i przejrzysty materiał z pamięcią kształtu. Najlepiej taki, który można w prosty sposób i bez uszkodzeń zaaplikować na matrycę OLED. Warto trzymać kciuki.
fot. J.Filipowicz
Jasność wyświetlacza, gama kolorów i kontrast są bez zarzutu. Moje oko nie widzi różnicy pomiędzy tym, a innymi nieelastycznymi wyświetlaczami OLED używanymi w konstrukcjach Huawei. Pewnym problemem może być geometria, ponieważ sprawdza się świetnie w wypadku tekstu: czytanie e-booków, przeglądanie dokumentacji czy stron internetowych to przyjemność. Filmy ze względu na charakterystyczny aspekt boków pozostawiają większość wyświetlacza niewykorzystaną. W ustawieniach znajdziemy menu: „widok podzielony” gdzie można wybrać aplikacje, które mają korzystać z ekranu w sposób bardziej efektywny. Domyślnie z takiego widoku korzysta klient poczty, notatnik i aplikacja „wiadomości”. Ku mojemu ogromnemu zdziwieniu początkowo nie znalazłem znanego z innych smartfonów Huawei menu krawędziowego i możliwości uruchomienia więcej niż jednej aplikacji na ekranie – dopiero po złożeniu udało mi się wywołać te opcje, a później znów nie dałem rady otworzyć ich przez przytrzymanie i przesunięcie ku środkowi krawędzi ekranu. Menu krawędziowe działa zarówno na rozłożonym, jak i na złożonym ekranie. Po prostu genialne etui nieco przeszkadza w jego uruchomieniu. Albo mam niezgrabne palce – tak, jest taka możliwość.
fot. J.Filipowicz
Rzecz zabawna, choć z początku nieco niepokojąca: wyświetlacz Huawei Mate Xs 2 ma input-laga w aplikacji aparatu foto. Niepokojąca dlatego, że wygląda jakby trzymany niemal nieruchomo aparat nie mógł utrzymać ostrości. Zabawna dlatego, że nie wpływa to na jakość zdjęcia – stąd mój początkowy wniosek, że winne jest odświeżanie ekranu, a nie AF w aparacie: obraz zaczyna szumieć przy mikroporuszeniach. Nie miałem jednak racji; to samo ma miejsce nie tylko w przypadku ustawienia odświeżania na 120 Hz, ale również w przypadku dynamicznej częstotliwości i w przypadku zwykłych 60 Hz. Huawei coś zepsuło w aplikacji aparatu. To naprawdę zbyt drogi smartfon, by takie rzeczy miały miejsce, dlatego mam nadzieję, że rzecz zostanie szybko załatana.
fot. J.Filipowicz
A skoro już o aparatach...
Z tyłu 50 Mpx z przysłoną f/1.8 i nagrywaniem filmów w 4K. Towarzyszą mu aparat do zdjęć szerokokątnych z matrycą 13 Mpx i f.2.2 oraz 8 Mpx ze stosunkowo jasnym obiektywem tele z f/2.4. Z przodu 10,7 Mpx. Nie wiem co się stało z zoomem hybrydowym, ale producent deklaruje, że teleobiektyw daje bezstratne powiększenie 3x, a maksymalne cyfrowe to 30x. W zależności od trybu, powiększenia oferowane przez aparaty smartfona są różne:
- w trybie priorytetu przysłony i portretowym: 1x, 2x, 3x
- w trybie zdjęć standardowych, nocnych i super makro: szeroki kąt, 1x; 3,5x; 5x
- w trybie wysokiej rozdzielczości brak możliwości powiększenia, co zrozumiałe
fot. J.Filipowicz
Od kiedy do użytku weszły układy wieloaparatowe, utyskujemy co jakiś czas z kolegami dziennikarzami na kompletne zidiocenie AI. Nie zrozumcie mnie źle, gdyby postęp, który obserwujemy w fotografii mobilnej (a pisząc „mobilnej” mam na myśli smartfony) producenci aparatów zaimplementowali do swoich kompaktów, to nikt by nie chciał kupować lustrzanek. Serio. I tak, wiem, że algorytmy odszumiania, kolorowania i wyostrzania są niedoskonałe, ale to rozbój w biały dzień, gdy kompakt „znanej firmy” z przyzwoitą optyką robi zdjęcia gorsze od smartfona. Ale wracając do AI. Otóż postulujemy odkąd w smartfonach pojawił się więcej niż jeden aparat (a konkretnie postulujemy chyba od czasów Huawei P20 Pro – bo to był pierwszy godny zauważenia układ wieloobiektywowy), by w interfejsie aparatu pojawiła się możliwość wyboru konkretnego aparatu, a nie tylko standardowe: zdjęcie, portret, priorytet przysłony, makro itd, itp. AI wie zawsze lepiej i psuje sporo ujęć przełączając aparaty w locie.
fot. J.Filipowicz
Wyobraźcie sobie: płochliwe zwierzę (np. słoń), ustawiacie świetny kadr, wybieracie podprogram z tych, które dała fabryka, stabilizujecie całe ciało, później łokcie i wreszcie pst... - nie, nie pstrykacie jeszcze, bo tuż przed pstryknięciem AI decyduje, że lepiej od świetnie wyostrzonego słonia wyjdzie na zdjęciu nieostra... trąba słonia – i teraz „pstryk”. Ze słoniem przesadziłem. Mamy z tym do czynienia przede wszystkim przy zdjęciach drobnych obiektów. Kwiatów, owadów, ptaków. Ktoś powie: mamy od tego podprogram makro. Nie, nie mamy, bo zbliżenie aparatu powoduje cień, bo płochliwy owad odleci, bo zmienią się warunki oświetleniowe albo słoń kopnie fotografika od siedmiu boleści w bolesne miejsce. Lubimy AI, bo potrafi laikowi zapewnić w miarę fajną fotkę. Nie znosimy AI, bo przeszkadza w wykorzystaniu pełnego potencjału układu aparatów. Urawniłowka po całości.
fot. J.Filipowicz
Ładne kolory, choć czerwień zdaje się nieco zbyt podkolorowana, fajna ostrość i szczegółowość zdjęć i sporadyczne głupienie AI w trybie priorytetu przysłony na temat co i jak rozmywać a czego nie. Jak już wspomniałem, miałem dziwne problemy z panoramami (w trybie zdjęć zwykłych, a nie dedykowanym dla panoram), ale tylko na wyświetlaczu. Na zdjęciach są ostre. Makro działa fajnie, choć tryby dodatkowego powiększenia są dla mnie pewną zagadką; jak rozumiem używane jest dodatkowe powiększenie cyfrowe, które nie daje ładnych efektów. Po co? Nieźle w różnych warunkach oświetleniowych radzi sobie przedni aparat. Jestem ze zdjęć zadowolony. Standardowe i niewysilone ujęcia są ok, bo pstrykając 5 fotek w końcu trafi się najlepszą. To nie jest genialny, ale całkiem niezły aparat, choć powtórzyć mogę jak mantrę: za 8 tysięcy, nawet uwzględniając inflację, spodziewałbym się czegoś lepszego. Przy czym staram się to pisać ostrożnie, żeby przypadkiem nie spowodować spontanicznego samozapłonu szybu gazu ziemnego w kraju producenta.
fot. J.Filipowicz
W interfejsie aparatów Huawei Mate Xs 2 większość pozycji znajoma. Nowe EMUI zabrało możliwość ręcznego ustawienia rozdzielczości zdjęć. Standardowo zdjęcia robione są w 13 Mpx (4096x3072 px). Jak sobie podzielimy to 50 Mpx na 4, bo AI grupuje przecież po 4 piksele, żeby było ładniej, to mniej więcej tyle wyjdzie. Chyba wspominałem, że można zrobić zdjęcie w rozdzielczości 50 Mpx, o ile w menu aparatu wybierzemy: więcej → wysoka rozdzielczość. Za zdjęcia makro prawdopodobnie odpowiedzialny jest aparat z obiektywem szerokokątnym, bo mają standardowe 13 Mpx, czyli 4160x3120 px. Jest oczywiście tryb Pro, gdzie parametry fotki można sobie ustawić ręcznie.
fot. J.Filipowicz
Migawkę można, poza dotknięciem przycisku dotykowego albo zmniejszenia głośności, wyzwolić głosowo. Słowem kluczowym albo po prostu mówiąc głośniej. Można również za pomocą wykrywania uśmiechu. Samowyzwalacz można ustawić maksymalnie na 10 sekund. Szybkie zdjęcie można zrobić naciskając szybko dwukrotnie zmniejszanie głośności. W dodatkowych trybach znajdziemy m.in. zwolnione tempo wideo w FHD 120/240 i 960 kl/s, nagrywanie w widoku podwójnym z przedniej i tylnej kamery, film poklatkowy, malowanie światłem i obiektyw AR.
fot. J.Filipowicz
Pomimo różnicy zdań z AI uważam, że zdjęcia są jednak zaskakująco dobre. Zawsze oczywiście może być lepiej, ale po moich doświadczeniach z jednym z ostatnich flagowców Huawei poprawa jest wyraźna. Niestety nie wiem jakie konkretnie moduły zostały użyte w konstrukcji, ale albo Huawei uzyskał znów możliwość zakupu aparatów renomowanych firm, albo programiści dokonali cudów. Warto obejrzeć przykładowe zdjęcia z Huawei Mate Xs 2 w pełnej rozdzielczości na karcie smartfona, bo tu są zmniejszone. Wystarczy tu kliknąć.
R E K L A M AInterfejs, bateria
Pomimo innej niż normalna rozdzielczości wyświetlacza, interfejs dopasował się właściwie bez większych kiksów. Przy rozłożonym ekranie ma się wrażenie pracy z nietypowym tabletem Huawei. Z kronikarskiego obowiązku, choć mam wrażenie, że pisałem już o tym zbyt wiele razy:
- brak usług Google poza tymi, z których można korzystać w przeglądarce, albo oferowanymi przez firmy trzecie
- konieczność podania danych Wi-Fi i utworzenia konta w serwisie firmowym Huawei, żeby uruchomić smartfona; bez tego się nie da
- sporadyczne, ale istniejące problemy z działaniem różnych płatności i współpracą z niektórymi serwisami bankowymi
- pobieranie i zakup aplikacji wyłącznie poprzez AppGallery i serwisy firm trzecich, wyszukiwarka i mapy Petal
fot. Huawei
Huawei Mate Xs 2 ma spore możliwości ustawienia interfejsu pod siebie. Można dobrać wielkość poszczególnych elementów, zindywidualizować tła i widżety. Jest tryb seniora, zamiana tekstu na mowę, obsługa gestów, obsługa jedną ręką itd., itp. Jest oczywiście Huawei Assistant, ale radzę poczekać aż Celia nauczy się mówić po polsku i Urzadzenie+, które może zrobić ze smartfona centrum sterowania dla innych urządzeń Huawei. Naprawdę zbyt wiele aplikacji firm trzecich. Co prawda większość to ikony skrótów do instalacji tych aplikacji, a nie skróty do aplikacji, ale nadal może się to nie podobać. Albo podobać. Bo ci, którzy sami nie lubią szukać, mają wszystko podane na tacy. Tylko czy naprawdę „tego wszystkiego” potrzebują?
fot. Huawei
Nie liczyłbym na ładowanie tylko raz dziennie, choć można oczywiście użytkować bardzo, bardzo oszczędnie i ładować raz na 1,5 dnia. Trochę filmów z internetu w FHD, kilka zdjęć, synchronizujące się w tle społecznościówki i kilka rozmów: od porannego ładowania do południa 34% baterii. Huawei Mate Xs 2 nie wygląda mi na urządzenie energooszczędne. Na szczęście baterię o pojemności 4600 mAh dosyć szybko się ładuje 66-watową ładowarką. Stosunkowo niska pojemność baterii jest zrozumiała ze względów konstrukcyjnych. Nie da się mieć pojemnej baterii i cienkiej obudowy, a tu mamy w stanie rozłożonym 5,4 mm (nie licząc wysepki), a w złożonym 11,1 mm. Etui dodaje jeszcze ze dwa milimetry. Aż się zastanawiam, czy ten elastyczny wyświetlacz naprawdę jest wart gorszego niż we flagowcach zestawu aparatów i mniejszej niż standardowa baterii, która musi wystarczyć większemu niż standardowy wyświetlaczowi. Kłamię: nie zastanawiam się. Jeżeli przyszłość przyniesie wydajniejsze ogniwa i niższą cenę takich wynalazków, być może zmienię zdanie. Na razie po prostu mogę tylko szanować wybory zamożnych geeków.
fot. Huawei
Znów się powtórzę, ale inaczej nie da rady: uwielbiałem klasyczne tylne czytniki linii papilarnych Huawei. Były błyskawiczne i niezawodne. Nie trzeba było dwa razy przykładać palca. Boczny czytnik w nowszych smartfonach chińskiego producenta też bywa niezły, ale nie działa koncertowo. Winię, nie zgadniecie: etui. Jedno podwójne skanowanie palca, później drugie tego samego palca, a później raz jeszcze innego palca dla pewności. Nadal nie zawsze działa za pierwszym razem, choć zazwyczaj tak. Pozostaje rozpoznawanie twarzy, które po prostu nigdy nie przestało dobrze działać w smartfonach tej marki.
fot. Huawei
Huawei Mate Xs 2 – nowatorski delikatniś
Nie dogadałem się z Huawei Mate Xs 2, ale to nie znaczy, że nie jest to urządzenie warte uwagi. W moim odbiorze składane smartfony z elastycznymi wyświetlaczami cenowo wyprzedziły swoje czasy. Do tego są delikatne, a ich użytkownicy muszą godzić się z kompromisami w rodzaju gorszych aparatów (bo byłoby jeszcze drożej), mniejszych baterii (bo byłoby jeszcze grubiej), krótszego czasu pracy na jednym naładowaniu. Kolejnym kompromisem dla mnie jest konieczność troskliwego obchodzenia się z urządzeniem. Nie jestem psują, ale w tym wypadku korzystanie ze smartfona było dla mnie stresujące zarówno podczas rozkładania, jak i podczas zwykłego noszenia, gdy musiałem się zastanawiać jak go przetransportować bez przypadkowych uszkodzeń. W zamian otrzymujemy większy po rozłożeniu wyświetlacz i poczucie, że jako użytkownik jesteśmy w awangardzie geekowskiej w skali globalnej.
fot. J.Filipowicz
Codzienna praca z urządzeniem też nieco różni się od użytkowania zwykłego smartfona. Huawei Mate Xs 2 jest nieco cięższy, jego rozłożenie wiąże się z osobnym ceremoniałem i wymaga trochę czasu. Żeby założyć etui, trzeba przeczytać instrukcję, a samo etui jest dla mnie po prostu niewygodne. Pod koniec użytkowania dodatkowo stwierdziłem, że okładzina smartfona (na pleckach w stanie rozłożonym) nie przylega ściśle do reszty obudowy i jest się tam w stanie gromadzić kurz. Być może nie można jej podkleić, zgrzać, czy w inny sposób zintegrować ze względu na zawiasy. Nie wiem, ale to chyba nie jest optymalne rozwiązanie. Kurz usuwałem również spod metalowej ramki wyświetlacza, choć nie jest to łatwe.
fot. J.Filipowicz
Zdawało mi się, że pierwszy Huawei Mate Xs to rozbiegówka, tester rynku. W takim ujęciu każde urządzenie może cierpieć na choroby wieku dziecięcego, ale budzić podziw nowymi rozwiązaniami czy pomysłowością inżynierów. W przypadku drugiego modelu taryfa ulgowa już nie obowiązuje. Jako że jestem dziwnym użytkownikiem, bez problemu akceptuję brak 5G i usług Google w tak drogim urządzeniu, natomiast trudno mi zrozumieć dlaczego składany smartfon nie daje mi możliwości używania połowy ekranu jako wyświetlacza roboczego, gdy na drugiej połowie udostępnia klawiaturę. Wiem, nie pozwala na to ani konstrukcja, ani oprogramowanie. Dlaczego? Czemu nie mogę używać Mate Xs jako mini-booka?
fot. J.Filipowicz
Dlaczego żeby zarządzać plikami na smartfonie muszę obowiązkowo zainstalować teraz na PC-cie HiSuite? Do tej pory nie było to konieczne i w trybie wymiany danych mogłem przenosić dowolnie muzykę, e-booki, pliki. W tej chwili bez instalacji zewnętrznego oprogramowania mogę najwyżej przenieść na komputer zdjęcia. To krok wstecz w kwestii wygody użytkowania, to kolejny agresywny krok do przody w stronę ochrony mojej prywatności.
fot. J.Filipowicz
Duży wyświetlacz jest ok. Praca z tekstem i przeglądanie internetu jest ok. Aparaty ujdą (na plus obiektyw tele, choć również ze względów konstrukcyjnych bez peryskopu), bo można naprawdę zrobić udane zdjęcia. Tylko czy to wystarczy? Jeżeli jesteś zamożnym gadżeciarzem, masz luźne 8 tysięcy złotych i wydanie takiej kwoty nie zrujnuje ci budżetu, sam/sama możesz sprawdzić. W przeciwnym wypadku: marka oferuje nadal sporo udanych, choć nieco bardziej klasycznych konstrukcji z lepszymi aparatami i pojemniejszą baterią.
Materiał własny






















































































































































Zobacz najnowsze opinie lub dołącz do dyskusji i dodaj opinię!