Dawno nie widziałem tak sympatycznie prezentującego się telefonu. Elegancki ekranik, opływowe kształty, niewielkie gabaryty... - Chyba się zaprzyjaźnimy - pomyślałem, instalując w nim kartę SIM. Kiedy jednak po kilku dniach ją z telefonu wyciągałem, wiedziałem już, że przyjaciółmi nie będziemy, ale dobrymi znajomymi - czemu nie...
Szybki, ładny, sprawny i... troszkę zbyt delikatny. Smartfon z Androidem, łącznością Bluetooth, Wi-Fi, GPS-em, przyzwoitym aparatem cyfrowym i radiem. No i całkiem dobrą baterią.
Zacznę od tego, że telefon na pierwszy rzut oka sprawia bardzo pozytywne wrażenie. I nie jest to tylko moja opinia, ale także niektórych przedstawicielek piękniejszej części naszej redakcji. Skąd takie pozytywne odczucia? Telefon jest po prostu ładny, niewielki, ma opływowe kształty i dobrze leży w dłoni. Tylna część obudowy wykonana jest z charakterystycznego plastiku przypominającego gumę. Faktura taka zabezpiecza komórkę przed przypadkowym wysunięciem się z ręki, a co za tym idzie - przed uszkodzeniem.
Skoro mowa o uszkodzeniach, to przyznam się, że telefon udało mi się, niestety, lekko zepsuć już podczas... instalowania karty SIM. Jak to możliwe? Jakoś nie mogłem sobie poradzić ze wspomnianą gumowaną klapką zakrywającą baterię i gniazdo na SIM. Operację uruchamiania karty wykonałem tak niezręcznie, że urwałem zaczep znajdujący się na klapce, przez co nie do końca się domykała i telefon trzymany w dłoni lekko trzeszczał. Ech... Niech żyje (moja) zgrabność!
Kiedy już powołałem telefon do życia, a na ekranie w prawym rogu pojawiła się nazwa operatora, zgodnie z moimi oczekiwaniami telefon sam się skonfigurował i od razu mogłem korzystać ze wszystkich opcji. A takowych było wiele, albowiem Huawei U8510 to smartfon, który pracuje pod kontrolą systemu operacyjnego Android 2.3.3, a co za tym idzie oferuje dostęp do szeregu aplikacji o przeróżnej funkcjonalności. Wystarczy zalogować się hasłem do konta Google do sklepu Android Market i po prostu wybrać coś dla siebie.
To, że sugeruję odwiedzenie sklepu z aplikacjami, nie oznacza jednak, że użytkownik otrzymuje "gołą" komórkę, na której niewiele można zrobić - jak to bywa czasami w przypadku komputerów. Korzystając z preinstalowanych aplikacji, mogłem przeglądać strony internetowe, pisać SMS-y i MMS-y, wysyłać i odbierać pocztę elektroniczną, korzystać z aparatu, radia, kalendarza, szybkiego dostępu do YouTube i wyszukiwarki Google, wybierania głosowego lub też programu Documents To Go. Już na wstępie dawało mi to duże możliwości, a - jak już wspominałem - mogłem je szybko i sprawnie, a czasami nawet bezpłatnie, rozszerzyć...
Czy mając "na pokładzie" tyle programów i opcji, użytkownik nie ma szansy się pogubić? Szansa jest zawsze, ale opcje związane z nawigacją, jakie są w tym telefonie, raczej temu nie sprzyjają. Korzystając z telefonu, miałem do dyspozycji duży, dotykowy ekran zawierający pięć przewijanych pulpitów, a także umieszczone pod ekranem trzy wirtualne klawisze funkcyjne ("wróć", "opcje" i "szukaj") i jeden fizyczny - "home". Na każdy ze wspomnianych pulpitów mogłem wyciągać ikonki służące do uruchamiania poszczególnych programów, a także widżety, czyli miniaplikacje - np. z prognozą pogody lub pokazującą najnowsze wpisy znajomych na portalach społecznościowych. Przyznaję, że łatwość dostępu i zarządzania pulpitami i posługiwania się klawiszami mnie pozytywnie zaskoczyły. Podobnie jak czułość samego ekranu i precyzja rozpoznawanego dotyku.
Szkoda tylko, że po kilku... no może po kilkunastu... dniach korzystania z Ideosa na jego ekranie pojawiły się niewielkie zarysowania! I komórka przestała już wyglądać tak ładnie i estetycznie. A dodam tylko, że aparat zazwyczaj spoczywał w kieszeni, w której urzędował sam - bez towarzystwa kluczy lub drobnych monet, które by można było podejrzewać o bycie sprawcą wspomnianych zarysowań. Cóż... Wszystkim, którzy chcą się wyposażyć w ten telefon, proponuję rozejrzeć się od razu za jakimś futerałem.
Skoro już wspominam o wadach urządzenia i niedociągnięciach ze strony konstruktorów, muszę powiedzieć o tym, że o ile sam ekran nie budził moich zastrzeżeń, to panel dotykowy pod wyświetlaczem, niestety, nie zawsze chciał dobrze działać. Oporna była zwłaszcza jego lewa część z "klawiszem" powrotu. Wiele razy go naciskałem, a on - nic.
Jedynym rozwiązaniem zdawało się wyjście z aplikacji z wykorzystaniem jedynego fizycznego klawisza "home". "Zdawało się", albowiem po ponownym wybraniu ikonki aplikacji telefon nie uruchamiał programu, tylko... wracał do niego. No jasne... przecież to Android, czyli system operacyjny, który pozwala programom na pracę w tle. A wybierając "home", nie zamykałem programu, tylko go chowałem...
Wróćmy jednak do pozytywów. Teraz będzie chyba najważniejsza pochwała najnowszego modelu Huawei U8510 - bateria. Zaskoczyła mnie i to bardzo. Sądziłem, że - tak jak w przypadku innych smartfonów - każdego wieczoru będę musiał podłączać telefon do prądu. A tutaj okazało się, że mogłem to robić co drugi dzień! I to także wtedy, kiedy nie oszczędzałem baterii włączając Bluetooth, 3G i inne opcje, które zazwyczaj w innych komórkach niemal na moich oczach zjadały baterię.
U8510 działał w sieciach 2G i 3G, bez kłopotów radził sobie także z logowaniem się do domowej i firmowej sieci Wi-Fi, kilka razy sprawdził się w samochodzie podczas podłączenia do bezprzewodowego zestawu słuchawkowego. A bateria dawała radę! Warto także podkreślić, że wszelkie operacje wykonywałem na nim bardzo szybko i sprawnie. Chyba ani razu mi się nie zawiesił, ani nie zresetował. Nie miałem także problemów z tym, że byłem szybszy od telefonu i musiałem czekać, aż się namyśli. A troszkę się o to obawiałem, zważywszy na zainstalowany procesor 600 MHz. A tutaj - niespodzianka - Ideos sprawnie radził sobie nawet z mapami i wyznaczaniem pozycji poprzez wbudowany GPS.
Jak już jesteśmy przy pochwałach - pozytywnie zaskoczył mnie także aparat cyfrowy. Robił całkiem przyzwoite zdjęcia, obsługa nie nastręczała kłopotów. Telefonem mogłem nie tylko robić zdjęcia również wykorzystując przednią lub tylną kamerkę, ale także nagrywać filmiki. A potem je udostępniać: MMS-em, pocztą elektroniczną, przez Bluetooth lub wrzucając do albumu Picasa, ewentualnie na Facebooka lub Twittera. Szkoda tylko, że zdjęcia wyjdą jedynie w jasnym otoczeniu. Jeśli nie ma dobrego światła, telefon można schować do kieszeni lub go stamtąd w ogóle nie wyciągać - wszystko dlatego, że nie ma lampy błyskowej.
Skoro tak od zalet płynnie przeszliśmy znowu do wad (jak widać, telefon budzi dość mieszane uczucia), to wspomnę na koniec, że zauważyłem jeszcze jeden błąd. Ale to już raczej wina samego Androida albo programu do komunikacji z Gmailem - kłopoty z synchronizacją poczty. Otrzymuję wiele e-maili i sytuacja taka, że przez całą godzinę na żaden z moich adresów poczty elektronicznej nie przychodzi żaden list, jest raczej niemożliwa. Telefon zazwyczaj na bieżąco radził sobie z e-mailami, ale czasami milkł. Nikt do mnie nic nie napisał? Sprawdzam skrzynkę ręcznie - pusto... Sprawdzam na innym telefonie lub poprzez stronę WWW - wiadomości, owszem, są. Ale, tak jak napisałem, nie winiłbym za to samego telefonu, ponieważ z takim błędem spotkałem się także w innych telefonach innych producentów, ale z zainstalowanym Androidem...
Artykuł pochodzi z numeru 12.2011 miesięcznika Mobile Internet
Zobacz najnowsze opinie lub dołącz do dyskusji i dodaj opinię!