Wśród ikonek był rzecz jasna klawisz, kierujący mnie do nawigacji Google. A jeśli tylko chciałem - tapałem w ekranik i mogłem dzwonić. Fajna sprawa. Tym bardziej, że jakość takich połączeń była po prostu dobra - i ja słyszałem rozmówców, i oni nie narzekali na to, że nie wiedzą co mówię. Zatem wszystko było chyba ok...
Wracając jednak do moich wątpliwości, czy czasem ktoś do mnie nie dzwonił, to spieszę nadmienić, że informowała mnie o tym specjalna dioda. Malutka, a przez to nie rzucała się w oczy.
Jej wielkość miała jednak swoje dobre strony. Inne telefony, które wyposażono w podobnie działające diody, tyle tylko, że w mocniejsze i bardziej widoczne, musiałem w nocy chować, przykrywać czymś lub odwracać plecami do góry. A to dlatego, że świeciły zbyt mocno - a przynajmniej taką wersję przedstawiała moja tzw. lepsza połowa. I ją to denerwowało. A HTC? Na niego wyżej wymieniona nie psioczyła. Szczęściarz z niego, co nie ;)
A jeśli już mówimy o sytuacji, kiedy to telefon leży w nocy gdzieś w pobliżu naszego łóżka, to HTC wyposażono w opcję "nie przeszkadzać". Czasem z niej korzystałem. Zasada działania nie jest szczególnie odkrywcza - urządzenie jest wyciszone i przyjmuje połączenia tylko i wyłącznie od kontaktów przez nas wyznaczonych. Reszta zostaje odrzucona lub trafia na pocztę głosową. I rano można spokojnie sprawddzić co i kto chciał.
materiał własny











 
				 
						
					 
                 
                 
                 
                 
                 
                 
                 
                 
                 
                 
                