Czasy, kiedy telefony z logo BlackBerry nosili tylko i wyłącznie panowie w garniturach i koszulach z białymi kołnierzykami, minęły już chyba bezpowrotnie. Dziś czarne "jeżynki" dzwonią w kieszeniach osób reprezentujących bardzo różne profesje. Wszystko dlatego, że kanadyjska firma RIM obok "wypasionych" modeli proponuje także tańsze i "lżejsze" wersje - jak choćby Curve 9220.
Smartfon z rodziny BlackBerry w wersji lite - bez UMTS-u, GPS-u i dotykowego ekranu, ale za to z dopracowaną klawiaturą, użytecznymi rozwiązaniami ułatwiającymi korzystanie z opcji komunikacyjnych i ze sprawnie działającym systemem operacyjnym.
Kilka lat temu kompletnie nie mogłem się przekonać do urządzeń ozdobionych logotypem BlackBerry. Nie przemawiała do mnie pełna klawiatura QWERTY, odstraszała także nieco skomplikowana konfiguracja samego urządzenia, jak i konieczność dokupywania dodatkowych usług u operatora sieci komórkowej... Dziś jest inaczej. Być może po prostu zestarzałem się, a może zmieniły się moje preferencje i oczekiwania? Nie można także wykluczyć, że to Kanadyjczycy dopracowali swoje urządzenia... Finał jest więc taki, że teraz po smartfony BlackBerry sięgam znacznie chętniej, zaś moment rozstawania się ze sprzętem po redakcyjnych testach powoduje, że wpadam w nastrój zdecydowanie minorowy...
Tak było i tym razem, kiedy w moje ręce trafiło urządzenie z serii Curve, oznaczone jako 9220. To jeden z prostszych smartfonów tego producenta, tzw. budżetowy lub młodzieżowy. Oznacza to choćby fakt, że nie ma on np. GPS-u i nie współpracuje z sieciami UMTS. Czy to źle? Funkcjonowanie tylko w paśmie GPRS/EDGE ma swoje dobre strony - telefon nie musi szukać sieci trzeciej generacji, a co za tym idzie, bateria nie jest tak bardzo obciążona (choć, jak się okazało, nie uchroniło mnie to przed kłopotami natury "energetycznej", ale o tym później...).
Poza tym jeśli korzystałem czy to z poczty elektronicznej, czy to z lekkich stron www, prędkości transferu oferowane w technologii EDGE (najprawdopodobniej w połączeniu z korzystaniem z dedykowanego APN-u blackberry.net) w zupełności mi wystarczały. Tym bardziej że jeśli pojawiałem się w pracy lub wracałem do domu, zawsze mogłem przełączyć się na znacznie szybszy WLAN i, nie nadszarpując limitu gigabajtów wykupionych na karcie SIM, pobrać np. jakąś obszerną aktualizację. A przyznać muszę, że owe programy wspomnianych aktualizacji domagały się niemal codziennie: a to nowa wersja Facebooka, a to najświeższy Twitter, czy też poprawiona jakaś inna apka... Przy okazji warto dodać, że nie opłaca się aktualizować kilku programów jednocześnie - smartfon dość poważnie się wtedy zamyśla i - przynajmniej przez chwilę - można zapomnieć o jego normalnym wykorzystywaniu...
"Jeżynka" nigdy mi się jednak nie zawiesiła, nie musiałem także wyciągać baterii, aby urządzenie restartować. Redakcyjne testy urządzenia sterowanego systemem operacyjnym BlackBerry OS 7.1 wspominam zatem (prawie) bardzo dobrze.
Co mi się podobało? To, że mogłem szybko i sprawnie redagować e-maile i SMS-y. Pełna klawiatura w sposób naturalny wymuszała pisanie ich oburącz. Brałem telefon w dłonie i kciukami wklepywałem poszczególne literki. Ponieważ BlackBerry to smartfon, komunikację tekstową prowadziłem nie tylko w wykorzystaniem SMS-ów i poczty elektronicznej, ale także kilku komunikatorów i portali społecznościowych. I tutaj - czapki z głów dla konstruktorów - bodaj na żadnym innym telefonie taka komunikacja nie przebiegała równie szybko i sprawnie. Żadna z wirtualnych dotykowych klawiatur, choćby najlepiej dopracowanych, nie sprawdzała się tak jak przyciski w BlackBerry Curve 9220. Nic, tylko siedzieć i pisać...
Pisałem zatem i czytałem. Tym bardziej że cały czas byłem online. Poczta synchronizowała mi się "od ręki", a o tym, że otrzymałem jakiegoś nowego e-maila, dowiadywałem się chwilę po tym, jak wiadomość trafiała na dysk mojego serwera pocztowego. Biorąc pod uwagę rodzaj wykonywanej przeze mnie pracy - rewelacja!
Klawiatura sprawdzała się także podczas dzwonienia, a konkretniej - wyszukiwania numerów osób, z którymi chciałem się połączyć. Jeśli tylko wprowadzałem na klawiaturze np. pierwsze litery z nazwiska naszego redaktora naczelnego, od razu widziałem na ekranie nie tylko ikonkę z kontaktem do Maćka, ale także kilka innych znaczków kierujących mnie do poczty elektronicznej lub wiadomości tekstowych, które do mnie pisał. Pojawiały się także ikony wspomnianych komunikatorów i listy połączeń odebranych/wykonanych/nieodebranych (w każdym przypadku trafiałem na ślad głosowych lub tekstowych rozmów z red. Bębenkiem). Przyznać trzeba, że taki sposób komunikacji i wyszukiwania informacji można podsumować krótko: szybko, sprawnie i bez kłopotów.
Skoro jesteśmy przy przyciskach, to warto także dodać, że do określonego klawisza mogłem przypisać kontakt danej osoby. Jeśli zatem chciałem zadzwonić do Maćka, wystarczyło, że dłużej przytrzymałem (wcześniej zaprogramowany) klawisz z literką "B", a BlackBerry momentalnie łączył mnie z redaktorem. Analogicznie jeśli wybierałem inne spersonalizowane klawisze - zestawiane było połączenie z innymi osobami. Fajowo!
O ile o samym telefonie mogę się wypowiadać zdecydowanie pozytywnie, o tyle gorzkie słowa muszę przekazać na temat akumulatora. A może raczej takiej konfiguracji sprzętu, która powodowała, że kilka razy bateria wytrzymywała... jedynie kilka godzin. Jak to możliwe? Smartfon odłączałem od ładowarki zazwyczaj ok. godziny 7.30. Niestety, kilka razy zdarzyło się, że przed godziną 13 "jeżynka" meldowała, że w związku z rozładowanym akumulatorem dziękuje mi już za współpracę! Czasem telefon wytrzymał nieco dłużej, bo do godziny 17, a czasem - do późnych godzin wieczornych. A w dniu pisania tego testu o godz. 16.55 stan naładowania baterii wynosił 79 proc. I gdzie tu logika? Dodać może trzeba, że zazwyczaj w tych "krótkich" dniach urządzenie bardzo się nagrzewało, najwyraźniej nad czymś intensywnie pracowało. Ale co robiło? Nie, nie pobierałem wtedy aktualizacji, nie wysyłałem większej liczby SMS-ów, nie przesyłałem MMS-ów, ani nie słuchałem muzyki. Co się zatem działo w sercu tego małego czarnego telefonu? Tego nie wiedzą chyba nawet najstarsi górale...
Efekt był taki, że nagle byłem pozbawiony telefonu! Dobrze, że w BlackBerry urzędowała tylko jedna z dwóch bliźniaczych kart SIM, druga zaś umieszczona była w telefonie zapasowym. Gdyby nie to, musiałbym albo nerwowo poszukiwać gniazdka z prądem, do którego mógłbym podpiąć ładowarkę, albo pogodzić się z tym, że na drugą połowę dnia pozostanę po prostu bez łączności.
Pozostaje tylko mieć nadzieję, że to przypadłość tego konkretnego egzemplarza, a bateriożerność nie jest domeną całej rodziny Curve 9220. Ale zaraz... Po co ja się zastanawiam nad zmiennością żywotności baterii... Przecież "jeżynka" to kobieta, a takowa - zmienną jest...
Artykuł pochodzi z numeru 11.2012 miesięcznika Mobile Internet