Historia, którą dziś przytocze spodoba się z pewnością wszystkim zwolennikom teorii spiskowych. Sprawa idealnie wpisuje się w nurt obaw o permanentną inwigilację użytkowników smartfonów, choć z drugiej strony - ma proste i przekonujące wyjaśnienie.
Kilka dni temu jeden z użytkowników Reddita, niejaki Glarznak opisał ciekawe doświadczenie, jakie zafundował mu jego iPhone 5S. W drodze na urlop Glarznak spostrzegł, że ładowarka do telefonu, którą zabrał w podróż, jest uszkodzona. Uznał jednak, że urlop ma swoje prawa - i postanowił nie kupować kolejnej, skazując się na przymusowy odwyk od telefonu. Telefon popracował jeszcze parę godzin, po czym wyłączył się z braku energii. Glarznak wytrzymał bez telefonu do końca urlopu, jednak po powrocie postanowił go włączyć. Po uruchomieniu mocno się zdziwił, ponieważ zainstalowana w iPhonie aplikacja turystyczno-sportowa Argus (zapisująca m.in. trasę podróży) zgrabnie odnotowała miejsca, które odwiedził na wakacjach wraz ze swą rozładowaną (i wyłączoną!) komórką. Mamy zatem niezbity dowód, że iPhone może śledzić użytkownika, nawet, gdy jest wyłączony i teoretycznie ma pustą baterię.
To woda na młyn zwolenników teorii o ciągłym szpiegowaniu nas przez operatorów, producentów czy wreszcie agencje rządowe. Można pokusić się o stwierdzenie, że Apple celowo wprowadza w swych smartfonach taką funkcję. By wiedzieć o nas więcej, niż chcielibyśmy zdradzić... Tak, to możliwe - niemniej wyjaśnienie całej sytuacji może być znacznie bardziej przyziemne. Jak wiemy, telefon nie wyłącza się w momencie, kiedy bateria rzeczywiście jest pusta. Specjalny układ dba, by nie rozładować baterii poniżej pewnego, minimalnego poziomu, którego przekroczenie mogłoby zaszkodzić ogniwom. Telefon nie działa, bowiem nie ma wystarczającej energii, by zasilić ekran, procesor, moduły łączności i tak dalej. Ale bateria wciąż ma pewien zapas prądu, który wystarcza do zasilania bardziej energooszczędnych elementów urządzenia. Takim może być właśnie "winowajca" całego zamieszania, czyli mały koprocesor zbierający dane z czujników, choćby żyroskopu czy kompasu. To wystarczy, by urządzenie "zapamiętało" miejsca, które odwiedziło. Aplikacja Argus po włączeniu po prostu pobrała zebrane dane - i dlatego mogła je pokazać.
![]() |
![]() |
![]() |
|
|
iPhone 5S fot: Adam Łukowski/mGSM.pl |
|||
Czy stało się coś złego? Nie! Wręcz przeciwnie, Glarznak nie stracił zapisu swych wakacji, choć nie korzystał z telefonu. Niektórzy z was nazwą mnie może naiwnym, ale nie wierzę, że jest to funkcja wprowadzona przez producentów z premedytacją. To raczej uboczny skutek odpowiedniego sterowania telefonem, który wyłącza się, choć jego niektóre części wciąż mogą pracować. Czasem może to przynieść korzyść, czasem może być zgubne. Umysły użytkowników przerażonych faktem, że są non-stop śledzeni, rozgrzały się do czerwoności... Ale zastanówmy się: jeśli nie jesteśmy przestępcą, uciekinierem, tajnym agentem czy kimkolwiek podobnym - co mogą dać producentowi takie dane? Co dadzą agencji rządowej? Oni wiedzą, gdzie jesteśmy, bez pomocy koprocesorów i Apple - wystarczy zwykły telefon zalogowany do sieci, prawda? Jeśli chcemy naprawdę zniknąć z oczu elektronicznym szpiegom, musimy totalnie odciąż się od sieci, przestać korzystać z kart płatniczych, społeczności, zabawek z GPS-em i uważnie rozglądać się wokół, schodząc z oczu jakimkolwiek kamerom monitorującym otoczenie. Możemy także zaakceptować fakt, że ktoś może nas obserwować, przestać o nim myśleć i po prostu robić swoje. Tak jest chyba zdrowiej... A wy - jak myślicie?
Na podstawie informacji BGR



Zobacz najnowsze opinie lub dołącz do dyskusji i dodaj opinię!