Jak słuchałem muzyki i ładowałem Imperiusa Aero w Barcelonie
Jako że zabrałem smartfona na wycieczkę do miasta Gaudiego, a przy okazji służył mi jako podręczny aparat foto do zapisywania specyfikacji, nazw modeli, wyglądu stoisk, itd., itp, wiem ile można nim zrobić zdjęć na jednym naładowaniu baterii z włączonym stale WiFi. Wychodzi jakieś 900, po czym telefon jest rozładowany. Organizatorzy MWC 2013 pomyśleli na szczęście o dziennikarzach z postępująca sklerozą i dla tych, którzy notorycznie zapominają ładowarek przygotowali specjalne, zamykane na kluczyk szafki ładujące z zestawem najpopularniejszych wtyczek. Imperiusa Aero nie udało mi się podłączyć, choć gniazdo ładowarki wydaje się zwyczajnym micro-USB. Nietypowe wtyczki, pomyślałem, ale podczas późniejszego porównania mogłem się przekonać, że gniazdo smartfona jest po prostu umieszczone zbyt głęboko w obudowie. Ładowarka z zestawu ma odpowiednio wydłużona końcówkę wtyczki, ale inną ładowarką telefonu raczej nie naładujemy.
Traf chciał, że podróż zabrałem własny zestaw słuchawkowy, a nie ten z pudełka. Nic specjalnego - tanie chińskie słuchawki dokanałowe, bo zawsze mam problem ze słuchawkami bez gąbek, które wypadają mi z uszu. Słuchawki spełniły swoje zadanie, nie miałem kłopotu ze złączem. Po powrocie do domu chciałem jednak sprawdzić jakość dźwięku na nieco lepszym sprzęcie. Dwa domowe zestawy nauszne odmówiły współpracy. Po krótkiej inspekcji okazało się, że ich wtyczki jack są nieco krótsze niż w zestawie pudełkowym i w dokanałowych, które miałem w Barcelonie. Z telefonem współpracowały za to słuchawki Bluetooth. Dzięki Boku za interfejsy bezprzewodowe.
Materiał własny