
W Indiach zadebiutował niezbyt drogi smartfon, który wygląda, jakby miał aparat fotograficzny z peryskopowym teleobiektywem. Niestety, Lava Blaze Pro chciałaby może móc kusić rozwiązaniem zastrzeżonym dla flagowców, ale ze względu na cenę - może je tylko imitować.
Kiedy z daleka patrzymy na rendery ukazujące nowy model marki Lava - Widzimy prawie flagowca. Na całkiem estetycznym tyle obudowy (występującej w kilku atrakcyjnych kolorach) widać pokaźną oprawkę potrójnego aparatu fotograficznego. Zdaje się, że jest tu bogato: jeden obiektyw jest wizualnie powiększony, a drugi wkomponowano w kwadratową ramkę, niczym peryskopowy teleobiektyw występujący (i to dość rzadko!) we flagowych smartfonach. Niestety, Lava Blaze Pro flagowcem nie jest, a wypasiony aparat to jedynie makieta. W rzeczywistości, sensowny jest tylko główny, 50-megapikselowy moduł. Pozostałe obiektywy zakrywają matryce 2 Mpx oraz VGA, oczywiście służące do zdjęć makro i rozmywania tła.
fot. Lava
Reszta specyfikacji Lava Blaze Pro jest już łatwa do przewidzenia: 6,5-calowy ekran LCD o rozdzielczości HD+ (ale z odświeżaniem 90 Hz!), procesor MediaTek Helio G37 oraz pamięci 4+64 GB. W razie potrzeby, RAM można powiększyć wirtualnie o 7 GB, a pamięć flash o 256 GB - kartą microSD. Wszystko to zasila akumulator o pojemności 5000 mAh z 10-watowym, powolnym ładowaniem, a wyposażenie dopełniają m.in. minijack i boczny czytnik linii papilarnych. Za urządzenie, które - przyznacie - wygląda na droższe, niż rzeczywiście jest, trzeba w Indiach zapłacić 10,5 tys. rupii, czyli ok. 130 dolarów albo 625 zł.