mało znana u nas, ale bardzo popularna w Indiach marka Lava zaprezentowała ostatnio tani smartfon Blaze, stanowiący dowód, że tani telefon wcale nie musi wyglądać... tanio.
Cóż takiego jest w Lava Blaze? Popatrzcie - czyż ten smartfon nie wygląda ładnie? O ile czarny można nazwać "poprawnie eleganckim", o tyle wersję czerwoną czy pistacjową śmiało można określić jako efektowne. Co więcej, tył obudowy wykonano ze szkła. Można się spierać na temat praktyczności tego rozwiązania w budżetowym smartfonie, ale nie da się zaprzeczyć, że szkło jest przez wielu użytkowników uznawane za materiał premium.
fot. Lava
Niestety, niska cena (8700 rupii, czyli 110 USD lub 520 zł) i wygląd to nieliczne cechy, którymi Lava Blaze może przekonać potencjalnego nabywcę. Powiedzmy, że pozytywnie można jeszcze ocenić akumulator o pojemności 5000 mAh (choć z tylko 10-watowym ładowaniem) czy obecność potrójnego gniazda kart oraz minijacka - ale reszta jest już mocno budżetowa. Mamy tu procesor Helio A22 wspierany przez marne 3 GB RAM-u (które można powiększyć do sensownych 6 GB - ale niestety tylko wirtualnie) oraz pamięć wewnętrzną 64 GB, z której ponad 15 GB zajmuje system Android 12 wraz ze wspomnianym wirtualnym RAM-em.
Ekran jest oczywiście wykonany w technologii IPS i ma typowo budżetową rozdzielczość HD+ przy przekątnej 6,5 cala, a także kropelkowy, niezbyt już modny notch skrywający 8-megapikselowy aparat do selfie. O wyższej częstotliwości odświeżania ekranu możemy zapomnieć, podobnie jak o wypasionych aparatach fotograficznych. W Lava Blaze jest tylko 13-megapikselowy aparat główny, wspierany 2-megapikselowcem do makro oraz rozmywaczem tła. Choć telefon jest bardzo tani, ma jeszcze czytnik linii papilarnych, radio FM czy USB-C, a do tego w Indiach producent oferuje darmową wymianę rozbitego ekranu w ciągu 100 dni od zakupu. Jak zatem widzicie, nawet wybitnie budżetowy smartfon można uczynić całkiem przyzwoitym - ale niestety nie na naszym, europejskim rynku.
