Gionee nie daje nam o sobie zapomnieć, choć niekoniecznie w sposób, o jakim marzy którykolwiek producent. Ledwo dowiedzieliśmy się o karze, jaka spadła na firmę, a już chiński urząd donosi o smartfonie Gionee, który już na starcie będzie mieć poważny problem.
Jaki, dowiecie się za chwilę. Najpierw rzućmy okiem na specyfikację, która w sumie nie jest najgorsza, jak na taniego średniaka. Według urzędu TENAA, Gionee GSE1020 ma 6,53-calowy wyświetlacz TFT o rozdzielczości HD+, ośmiordzeniowy procesor z taktowaniem 2 GHz oraz 6 lub 8 GB pamięci operacyjnej. Do kompletu jest jeszcze 128 albo 256 GB pamięci flash, gniazdo na kartę microSD oraz akumulator o pojemności 4000 mAh.
Gionee GSE1020 jest ponadto wyposażony w 8-megapikselowy aparat do selfie, a także w 16-megapikselowy główny aparat z tyłu, któremu towarzyszą jeszcze dwa nieopisane moduły. Wszystko to zamknięte jest w nawet niebrzydkiej obudowie (z okrągłą oprawką aparatu na tyle), o wymiarach 164,3x77,7x9,7 mm i waży 204,2 g. Do tego, obudowa będzie oferowana w pięciu wersjach kolorystycznych. To w czym jest problem...? W wersji systemu. O ile edytor TENAA nie popełnił błędu (a raczej trudno popełnić go w tym miejscu), Gionee GSE1020 trafi na rynek w 2020 roku z... Androidem 7.1.1 na pokładzie. Co na nowym, wprowadzanym właśnie modelu robi system z 2016 roku? To już słodka tajemnica Gionee. Może nie mieli innego oprogramowania pozbawionego szkodliwych dodatków...?
AKTUALIZACJA:
Wygląda na to, że opisany powyżej smartfon doczekał się oficjalnej premiery - jako Gionee K30 Pro. Potwierdzono powyższe dane - ale warto zwrócić uwagę na rendery z pięknie zwężoną ramką urządzenia i znakiem sugerującym obecność ekranowego czytnika linii papilarnych, choć ten znajduje się z tyłu. Smartfon kosztuje 699 albo 799 juanów, czyli 394-450 zł, co po części tłumaczy niektóre z jego niedociągnięć.
fot. JD.com
fot. JD.com
Na podstawie informacji TENAA






