
Rzadko piszemy o popularnej w Indiach marce Lava, równie rzadko goszczą u nas klasyczne telefony, nie będące smartfonami. Dla Lava Pulse robię jednak wyjątek, bo to ciekawy model. Dlaczego?
Lava Pulse wygląda dość zwyczajnie. Ma klasyczną budowę - z mechaniczną klawiaturą numeryczną oraz 2,4-calowym kolorowym ekranikiem o rozdzielczości 240 x 320 pikseli. W telefonie znajdziemy jeszcze miejsce na kartę microSD, radyjko FM oraz minijacka. Dodano też bliżej nieokreślony aparat fotograficzny (zapewne VGA), Bluetooth i trzy gry: Snake, Air strike i Danger Dash.
fot. Lava
Tym, co wyróżnia Lava Pulse na tle setek prostych i tanich telefonów, jest wbudowany sensor, umożliwiający pomiar pulsu oraz ciśnienia krwi. Producent nie precyzuje, jaki to czujnik, ale wiadomo, że pomiar odbywa się poprzez przyłożenie palca. Zapewne nie jest super dokładny - ale dla osoby mającej problemy z ciśnieniem, może stanowić całkiem dobre, podręczne rozwiązanie. Sensor - jak podejrzewam - zamontowany został poniżej aparatu fotograficznego. Jak widać na załączonych grafikach, wyniki pomiaru są prezentowane czytelnie, niczym na prawdziwym ciśnieniomierzu. Ten w Lava Pulse ma jednak przewagę, bowiem jest mały, zawsze pod ręką - i zapewne zapewniający szybszy pomiar, niż klasyczne urządzenia tego rodzaju.
fot. Lava
Wszystko to zasila akumulator o pojemności 1800 mAh, mający wystarczyć na 6 dni działania. Całość zamknięto w obudowie o wymiarach 124,5x52x12,45 mm, z bliżej niesprecyzowany, ale "militarnym" standardem wytrzymałości. Cena Lava Pulse wynosi 1949 rupii, czyli 27 dolarów albo 97 zł.
Na podstawie informacji Lava