Sat, 27 Sep 2025 19:39:30 +0200Nasze testy telefonów :: mGSM.pl https://www.mgsm.pl/pl/testyTesty popularnych telefonów plTytan z długodystansową bateriąHuawei Watch GT 6 Pro robi EKG, jego bateria daje radę do 21 dni, a tytanowo-szafirowe połączenie jak zwykle zapewnia trwałość. No właśnie: jak zwykle. Smartwatchy na rynku dostatek i coraz trudniej odnaleźć różnice pomiędzy poszczególnymi urządzeniami.

Dwa słowa o cudach, jednostajności i smutnym powrocie do rzeczywistości

Huawei Watch GT 6 Pro to kolejny kawałek cudów technologicznych od Huawei, a ja na cuda narzekać nie zamierzam. Tytan to niemal zawsze dobry wybór na obudowę, choć wolałbym mieć do wyboru również porządną stal – jak jest w przypadku wersji bez „pro” w nazwie. Szafirowe szkło jest zawsze mile widziane, bo to nie dająca się przemilczeć odporność na zarysowania. To czemu narzekam? Ano z powodu klęski urodzaju.

Producenci rozpieszczają nas technologią, ale nie cenami. Zaawansowana technologia musi kosztować, oczywiście, ale jestem już tak stary, że pamiętam oszałamiającą różnorodność zegarków dostępnych swego czasu na rynku czasomierzy mechanicznych. – I tak, wiem, że tak większe pole do popisu było dla cyferblatów, gdy tu mamy wyświetlacze, które przecież potrafią wyświetlić wszystko…

Konfigurację zegarków Huawei zwykłem zaczynać od wyboru przynajmniej kilku spośród dostępnych w AppGallery tarcz. Obok tych płatnych, darmowych było zawsze zatrzęsienie; jak sądzę przynajmniej kilkaset. Nie czułem, by producent zmuszał mnie do zakupów – mogłem znaleźć dla siebie coś odpowiedniego bez wydawania ani grosza. Otóż dobre czasy się skończyły. W tej chwili dostępne są 63 darmowe tarcze. To sporo, można by było powiedzieć. Być może. Po prostu jeszcze w czasie gdy recenzowałem Huawei Watch 5 46 mm było ich właśnie kilka setek i mogłem wybrać za darmo taką, która jest bardzo wyraźna (wzrok nie ten), ale jednocześnie wyświetla wszystkie niezbędne mi informacje, a do tego mi się podoba. W tej chwili mogę sobie właściwą tarczę wyłącznie kupić albo – jak mi się zdaje – poczekać na kolejny miesiąc, bo chyba darmowy asortyment jest wymieniany każdego nowego miesiąca. Auć, Huawei, auć. Twórcom tarcz oczywiście trzeba płacić, nie mam co do tego wątpliwości, ale tu przecież nie o to chodzi. Sam smartwatch kosztuje 1399 zł w regularnej sprzedaży; dostępność szerokiego wybory tarcz była do tej pory rodzajem podziękowania dla kupującego. Dobre rzeczy niestety zawsze się szybko kończą.

Zegarek – materiały, sterowanie

Huawei Watch GT 6 Pro nie rozczarowuje. O kopercie i szkle już wspomniałem, dekiel, a w zasadzie spód koperty, jest ceramiczny; pozostają jeszcze paski. Poza tym, który mnie się trafił, czarnym fluoroelastomerowym (wersja Active) można także wybrać brązowy tkany (Safari) albo bransoletę z tytanu (Elite). Jeśli ktoś chciałby mieć większy wybór, trzeba niestety spojrzeć w stronę Huawei Watch GT 6 Pro. Zarówno paski jak i bransoleta przewidziane są na obwód nadgarstka 140-210 mm. Mój fluoroelastomer ma dwie szlufki, przy czym ta od strony zegarka dodatkowo ma wystająca wylewkę, która blokuje szlufkę w jednej pozycji, gdy trafi w dziurkę paska. Zarówno płótno jak i elastomer to wybory nieco mniej oficjalne, a bardziej sportowe. Bransoletę warto wybrać, gdy chcemy nosić zegarek podczas wieczornych wyjść albo do pracy.

Tarcza z wyświetlaczem Huawei Watch GT 6 Pro jest co prawda okrągła, ale okalający ją brzeg koperty już nie. Delikatnie obły ośmiokąt jest z pewnością wyborem niekonwencjonalnym i mogącym się podobać, choć przyznaję, że krągłości Huawei Watch 5 46 mm przypadły mi do gustu znacznie bardziej. Koperta jest bardzo estetyczna i ma dyskretnie matowy urok tytanowego stopu. Wzornictwo wyraźnie nawiązuje do poprzedniego modelu w serii – Huawei Watch GT 5 Pro 46 mm. Różnice są niewielkie, choć zauważalne. Ośmiokątne zwieńczenie koperty jest nieco wyższe i wyraźniejsze w najnowszym modelu.

Poza dotykowym wyświetlaczem, sterowanie odbywa się za pomocą dwóch przycisków. Ten na górze po prawej stronie wywołuje główne menu z aplikacjami i jest jednocześnie obrotową koronką, dzięki której można na głównym ekranie domyślnie obejrzeć powiadomienia, a po wciśnięciu poruszać się po menu z ikonami albo z listą aplikacji (zależy jaki wygląd wybierzemy w ustawieniach). Ten na dole po prawej stronie wywołuje domyślnie menu aktywności fizycznych, których jest tu jak zwykle całe mnóstwo, w tym narciarstwo, zaawansowany tryb rowerowy z FTP i szacowaną mocą kolarską, biegi przełajowe i golf.

Dodatkowe elementy fizycznego interfejsu nie są widoczne, bo znajdują się pod dolnym przyciskiem, ale ukryte w kopercie zegarka. Huawei Watch GT 6 Pro w przeciwieństwie do Huawei Watch GT 6 46 mm wyposażono np. w możliwość pomiaru EKG, a tak właśnie mieści się elektroda, do której przykładamy palec podczas pomiaru.

Wyświetlacz, odporności, bateria

Trudno się tu spodziewać czegoś innego niż AMOLED. Ten ma 1,47 cala (co oznacza, że jest większy od tego w GT 5 Pro, który miał 1,43”) , rozdzielczość 466x466 pikseli i punktową jasność w szczycie do 3000 nitów (poprzednik: 1200 nitów). Co to oznacza w praktyce? Wyświetlacz jest doskonale widoczny w słońcu późnego lata. Przy automatycznie ustawianej jaskrawości, zegarek dostosowuje się do warunków oświetleniowych otoczenia. Niekiedy trzeba kilka sekund poczekać, niemniej zarówno w ciemnym pomieszczeniu w nocy, jak i na świeżym powietrzu nie ma potrzeby ręcznego dostosowywania jasności wyświetlacza.

Materiały premium sprzyjają zwiększeniu odporności urządzenia na czynniki środowiskowe, ale przecież Huawei Watch GT 6 Pro jest dedykowany aktywnościom fizycznym, dlatego nie dziwi ani twardość szkła, ani stopień ochrony IP69, ani 5ATM. Żadnego z recenzowanych do tej pory zegarków Huawei nie udało mi się uszkodzić podczas noszenia. Przypadkowe stuknięcie i obtarcia są wtedy czymś normalnym. Nie nurkuję co prawda tak głęboko, jak pozwala 5ATM, ale podczas zwykłego pływania Huawei Watch GT 6 Pro sprawuje się bez zarzutu. Warto mimo wszystko pamiętać o wyrzucie wilgoci/osuszaniu za pomocą podręcznego menu.

Krzemowo-węglowa bateria tego smartfona nie ma nudnego prostokątnego kształtu, tylko dopasowuje się do obudowy. Ma imponującą wśród smartwatchy pojemność 867 mAh i jest w stanie wytrzymać według producenta 21 dni na jednym naładowaniu. Mogę uwierzyć, choć nie sprawdziłem w praktyce (mam go od 2 tygodni), ale zegarek przyszedł do mnie z baterią rozładowaną do 89%, a po dwóch tygodniach, dwóch sporych aktualizacjach i stałym monitorowaniu funkcji zdrowotnych (nie korzystałem z innych trybów sportowych poza chodem bez GPS), ale z wyłączonym AoD nadal na ekranie świeci 42%.

Proaktywnie, prozdrowotnie i rozrywkowo

Oglądałem niedawno statystyki trybów sportowych w smartwatchach, które niezmiernie mnie pocieszyły, bo jestem zazwyczaj niestety kanapowcem. Najwięcej użytkowników korzysta z chodu. No bo to w zasadzie nie wymaga niczego poza chodzeniem; nie trzeba biegać, pływać, mieć jakiegokolwiek sprzętu poza sprawnymi nogami, co przypomina mi, że Huawei zdecydował się na umieszczeniu w zegarku również trybu aktywności dla osób na wózku, co wydaje mi się bardzo dobrym pomysłem. Wracając do tematu: głównie chodzimy, dzięki czemu nie muszę mieć kompleksów. Dla tych zaś, którzy mają siłę i determinację, by uprawiać inne rodzaje aktywności fizycznej, Huawei Watch GT 6 Pro oferuje ponad 100 trybów jej rejestrowania, monitorowania czynności organizmu, przygotowywania różnych treningów. Jeśli ktoś jest podobnym do mnie fotelowym wysiadywaczem, to zegarek przypomni mu co jakiś czas o konieczności podniesienia się z fotela i wykonania kilku prostych ćwiczeń.

W menu aktywności fizycznych można znaleźć kursy fitness, kursy biegowe, plany treningowe. W śledzeniu postępów, wyznaczaniu i śledzeniu tras pomaga aktywnie dwuzakresowy odbiornik GPS współpracujący ze wszystkimi popularnymi systemami pozycjonowania i z mapami dostępnymi bezpośrednio na wyświetlaczu.

Aplikacje prozdrowotne, monitorowanie funkcji życiowych nie jest w zegarku Huawei czymś nowym. Najbardziej imponująca opcja to możliwość monitorowania EKG i zagrożenia arytmią, ale dzięki wszechstronnym czujnikom można monitorować również sen, stan emocjonalny, temperaturę, natlenienie krwi, puls. Oprogramowanie zaoferuje różne formy medytacji, ćwiczeń oddechowych, kursy fitness, a jeśli ktoś zdecyduje się na opcje płatne, to dojdą do tego analiza diety i spersonalizowany plan utraty masy ciała. Trzeba mieć na uwadze, że pomimo zaawansowanych opcji, smartfon nigdy nie zastąpi lekarza i nie jest urządzeniem medycznym, natomiast regularne kontrolowanie funkcji życiowych może pozwolić użytkownikowi na samodzielne wykrycie nieprawidłowości i podjęcie decyzji o odwiedzinach u specjalisty.

Warto pamiętać, że informacje dotyczące naszego zdrowia, to dane wrażliwe. Podczas aktywacji poszczególnych pomiarów, czy stałego monitoringu, oprogramowanie jednorazowo wymaga udzielenia zgody na zarządzanie tymi danymi.

Jeśli ktoś nie lubi zabierać smartfona na dłuższe wyprawy, Huawei Watch GT 6 Pro jest w stanie umilić czas muzyką, ponieważ potrafi nie tylko zarządzać odtwarzaniem na smartfonie – ma również własną pamięć, gdzie można przetransferować utwory ze smartfona, by później móc ich słuchać. Przesył nie jest niestety błyskawiczny, choć odbywa się przez Bluetooth 6.0. Jakość dźwięku jak na zegarek, jest imponująca. Niestety urządzenie w pełni smartfona nie zastąpi ze względu na brak obsługi eSIM. Dzięki BT można za to ze smartwatcha zdalnie odbierać i inicjować rozmowy telefoniczne na smartfonie, a także sterować migawką aparatu. Zegarek współpracuje zarówno ze smartfonami pracującymi na Androidzie, jak i na iOS. Ma NFC i obsługuje płatności zbliżeniowe – z tym że w praktyce sprawdziłem wyłącznie na Androidzie.

Krótkie podsumowanie

Przez te dwa tygodnie, od kiedy mam Huawei Watch GT 6 Pro, łapałem się na tym, że sprawdzałem co jakiś czas, czy nie trzeba go naładować. Sądzę, że ta podkreślana przez producenta zaleta będzie miała ogromne znaczenie podczas ewentualnych planów zakupowych. Poza brakiem obsługi eSIM, smartwatch jest niezwykle wszechstronny, ale także wytrzymały. Jeśli chodzi o wygląd, to jak zwykle kwestia gustu. Nie do końca odpowiada mi kształt koperty serii GT, wolę to, co producent zaprezentował w Watch 5. Jasność wyświetlacza świetna, choć prędkość reakcji na zmienne warunki oświetlenia już nie tak imponująca. Z drugiej strony: kto ciągle gapi się na zegarek? Te dwie sekundy opóźnienia można mu wybaczyć.

Do 26 października 2025 w polskim sklepie firmowym producenta i u partnerów, Huawei Watch GT 6 Pro można upolować o 200 zł taniej, o ile skorzysta się z rabatu. Do tego można dokupić dodatkowy pasek z fluoroelastomeru, a także dodatkowe słuchawki. Po szczegóły odsyłam do producenta.

Wybrane elementy specyfikacji technicznej Huawei Watch GT 6 Pro:

    Wymiary: 45,6 x 45,6 x 11,25 mm

    Waga: 54,7 g bez paska

    Materiały obudowy: Stop tytanu klasy lotniczej TC4, szafirowe szkło na ekranie

    Wyświetlacz: 1,43" AMOLED, 466x466 px

    Bateria: Li-Pol 867 mAh, do 21 dni na jednym naładowaniu

    Ładowanie: Bezprzewodowe 5V-10V / 2A; pełne naładowanie w 60 minut

    Odporności na czynniki środowiskowe: IP69, 5 ATM

    Temperatura pracy: od -20°C do 45°C

    Łączność: Bluetooth 6.0 BR + BLE + EDR, NFC

    Geolokalizacja: GPS, Glonass, Galileo, BDS, QZSS

    Czujniki: głębokości, temperatury, żyroskop, akcelerometr, optyczny pomiar tętna, barometr, EKG, światła otoczenia, magnetometr

    Funkcje dodatkowe: Głośnik i mikrofon (połączenia głosowe przez BT), asystent głosowy (w wybranych językach), zarządzanie odtwarzaniem muzyki, zdalna migawka, fazy księżyca i zmiany pływów, czas wschodu i zachodu słońca, ostrzeżenia o burzy, barometr i kompas, kalendarz, stoper, minutnik, alarmy, funkcja szukania telefonu, AppGallery, sklep z tarczami, płatności zbliżeniowe NFC

]]>
https://www.mgsm.pl/pl/katalog/huawei/watch-gt-6-pro/test/1476/Wed, 24 Sep 2025 17:49:24 +0200https://www.mgsm.pl/pl/katalog/huawei/watch-gt-6-pro/test/1476/Jacek Filipowicz
Robi wrażenie - nie robiąc wrażenia

Lansowana przeze mnie analogia jest może nieco naciągana (szczególnie, gdy mówimy o funkcjach AI), ale wierzę, że Google, projektując smartfony tworzy je tak, by były idealnie dopasowane do systemu - nie ma innej możliwości. Dlatego też zwykłem nazywać je iPhone'ami w świecie Androida. Pixele mają też to niekoniecznie uchwytne "coś", co dostrzegam też w smartfonach Apple. Mają swój unikalny charakter, są rozpoznawalne, a jednocześnie nie szokują "wodotryskami". Po prostu robią swoje. Kolejną wspólną cechą jest jeszcze wyjątkowo długie wsparcie w zakresie aktualizacji - to kolejna z cech, przez którą zdarza mi się przyrównywać Pixele do iPhone'ów. Z drugiej strony, w dziedzinie implementacji oraz działania funkcji AI czy integracji z Gemini, Pixele mocno wyprzedzają smartfony Apple.

Charakterystyczny, rozpoznawalny styl i świetne wykonanie

Napisałem, że Pixele mają swój charakter. I temu chyba nikt nie zaprzeczy. Za sprawą dość unikalnej i oryginalnej stylizacji, są rozpoznawalne już na pierwszy rzut oka. Ktoś mógłby narzekać, że tegoroczne Pixele 10 są podobne do poprzedników - ale dla mnie to bardziej zaleta, niż wada. Google wypracowało własny styl, którego konsekwentnie się trzyma - i bardzo dobrze! Nowe Pixele zachowały najbardziej rozpoznawalny element - czyli szeroką, biegnąca poprzecznie przez tylny panel oprawkę aparatów fotograficznych. Zmieniła się - ale nieznacznie. Wygląd Pixeli - a szczególnie rzeczona wyspa aparatów - bywa krytykowany, ale ja jestem zagorzałym fanem tej stylizacji. Szeroka ramka aparatów, poza tym, że przydaje smartfonom charakteru, ma też aspekt praktyczny. Położony na płaskiej powierzchni smartfon nie kiwa się - a doceni to każdy, kto choć raz próbował tapnąć w ekran iPhone'a czy Samsunga leżącego płasko na blacie. Ponadto, ramka ta zapewnia podparcie dla palców, gdy trzymamy smartfon. A to z kolei daje pewny chwyt, dość istotny szczególnie w przypadku większych smartfonów, do jakich należy właśnie testowany przeze mnie Pixel 10 Pro XL.

Pytanie o jakość wykonania w przypadku flagowych smartfonów, za jakie uznaję Pixele, jest trochę nie na miejscu, ale przecież nie każdy musi o tym wiedzieć. Zatem krótko - wykonanie na najwyższym poziomie, a do tego szczelność w klasie IP68. Ergonomia jest bez zarzutu, przyciski i czytnik trafiają idealnie pod palce - ale zaznaczam, mam duże dłonie i dla mnie wariant Pro XL jest idealny. Drobniejszym użytkownikom proponuję raczej bardziej kompaktowy wariant Pro. Pixela 10 Pro XL można mieć w kilku kolorach, z matowo wykończonym tyłem. Poza klasyczną czernią i bielą, można wybrać księżycową szarość i - moim zdaniem najładniejszy kolor - jasnozielony. To właśnie ten, który widzicie na większości zdjęć. Mnie zachwyca - ale to oczywiście rzecz gustu, nie cierpię czarnych smartfonów. Czy w tym całym zachwycie jest coś, co podoba mi się mniej? Owszem. Błyszcząca, metalowa ramka tworząca boki urządzenia. Jest ładna - ale dość szybko pojawiają się na niej ślady palców, a do tego, obawiam się, że w razie upadku smartfonu na porowatą powierzchnię, dość szybko się zarysuje. Na szczęście Google ma w ofercie estetyczne, dopasowane kolorystycznie i porządnie wykonane - choć niekoniecznie okazyjnie tanie - pokrowce. Warto się zaopatrzyć, zwłaszcza, że pokrowiec po części chroni też ekran, otaczając go lekko wystającym "odbojnikiem". Czasem może to być zbawienne...

Wypada jeszcze wspomnieć o zabezpieczeniach biometrycznych. Ultradźwiękowy czytnik linii papilarnych skrywa się pod ekranem i znajduje w optymalnym miejscu. Działa błyskawicznie i bezbłędnie - jak dotąd, nie zdarzył mi się błędny odczyt. Alternatywnie, jest też rozpoznawania twarzy, ale oparte jedynie o obraz rejestrowany przednim aparatem. Nie jest to zatem tak idealne zabezpieczenie jak skan twarzy 3D czy palca. Kolejny detal, na który zwróciłbym uwagę, to bardzo sympatyczna haptyka. Mechanizm wibracji działa w bardzo przyjemny dla dłoni sposób, a i w kieszeni pozwala wyczuć, że ktoś właśnie dzwoni. W tegorocznych Pixelach debiutuje jeszcze nowość - szczegół, który znów przywodzi mi na myśl smartfony Apple. Mowa o PixelSnap, czyli magnetycznym rozwiązaniu, pozwalającym na montaż akcesoriów do tylnej ścianki smartfonu. Google oferuje już zresztą bardzo ładnie prezentującą się na biurku podstawkę ładującą - w pixelowym stylu. Żeby nie było zbyt pięknie - zabrakło bezprzewodowego ładowania zwrotnego. Odbywa się ono jedynie drogą przewodową.

Wyświetlacz na miarę flagowca

Moim zdaniem, wyświetlacz jest kluczowym elementem smartfona. To on zapewnia nam interakcję z urządzeniem i - jeśli jest marny - może popsuć najlepsze wrażenia oferowane przez całą resztę podzespołów. Na szczęście ekran Pixela 10 Pro XL ma wszystko to, co lubię. Po pierwsze, jest duży, 6,8-calowy. Ma zaokrąglone narożniki, ale płaskie szkło (i znów ta analogia z iPhone...!). Do tego, ma też wysoką - niezbędną moim zdaniem przy tej przekątnej - rozdzielczość 1344 x 2992 piksele, a także miła dla oka częstotliwość odświeżania, regulowaną w zakresie 1-120 Hz. Więcej naprawdę nie potrzeba. Do tego, w tegorocznej edycji, ekran zyskał na jasności. Producent deklaruje 3300 nitów, ale ja zamiast laboratoryjnych pomiarów, wolę sprawdzić ekran w pełnym nasłonecznieniu. Czy obraz jest czytelny? Jest! Czy komfortowo korzysta mi się z telefonu, gdy słońce świeci prosto w wyświetlacz? Tak! I wszystko... jasne! Do tego mamy tu ładnie nasycone kolory (co oczywiście można dostosować do własnych upodobań w menu), mamy głęboką czerń - ale to nie dziwne, wszak to matryca OLED, zwana przez producenta Super Actua Display. Zgadzam się, jest super. Ekran chroni szkło Gorilla Glass Victus 2 - ale wolałbym nie przekonywać się o jego wytrzymałości, i wam też tego nie życzę.

Interfejs, jaki uwielbiam

Nie ukrywam, że nie przepadam za bogatymi w dodatki i mocno zmodyfikowanymi nakładkami na Androida. Może właśnie dlatego tak lubię korzystać z Pixeli czy Motoroli...? W każdym razie, system pochodzi od twórców smartfonu, a smartfon od twórców systemu. To musi zagrać. I gra! W Pixelu 10 Pro XL pracuje zoptymalizowany pod kątem AI system Android 16 z nową nakładką graficzną Material 3 Expressive. W skrócie - to czysty android ubrany w nowe, efektowniejsze i modniejsze szaty. Atutem Pixela - poza optymalizacją pod kątem Gemini i AI - są oczywiście aktualizacje. Pixele 10 będą wspierane w zakresie nowych wersji systemu przez 7 lat, czyli do 2032 roku. Mamy zatem smartfon na lata, szczególnie, że będzie też bezpieczny - Google będzie przez te 7 lat wysyłać comiesięczne aktualizacje poprawek zabezpieczeń - i tego akurat możemy być pewni. W świecie Androida w tej dziedzinie konkurować mogą jedynie wybrane modele Samsunga - a potem długo, długo nic...

Co najważniejsze - system w Pixelu nie zawiera śmieciowych aplikacji, ale oferuje za to efektowne widżety, przejrzystą i czytelną formę, a także trochę opcji personalizacyjnych. Jest tu oczywiście też Always-On-Display, który w najnowszym wydaniu zyskał na funkcjonalności, nie jest już tylko zegarem. Co więcej, po umieszczeniu smartfonu na wspomnianej wcześniej ładowarce magnetycznej - z Pixela robi się efektowy zegarek do sypialni... W smartfonie Google nie mogło zabraknąć AI - szczególnie, że to właśnie pod tym kątem zoptymalizowano działanie smartfonu. Sztuczna Inteligencja nie tylko poprawi nam zdjęcia, ale dzięki Gemini Live może ułatwić nam życie i odpowiadać na ważne lub mniej ważne pytania. Szczególnie, że "widzi" nie tylko to, co na ekranie, ale i w oku aparatu fotograficznego. Co prawda na razie, nie wszystkie funkcje działają w języku polskim. Nie zadziałają jeszcze w pełni kontekstowe sugestie "Magiczna podpowiedź", integrujące informacje z rozmaitych aplikacji, podobnie jak tłumaczenie rozmów telefonicznych czy transkrypcje z dyktafonu. Ale to oczywiście zapewne się zmieni w drodze którejś z nadchodzących aktualizacji. Tym niemniej - z warstwy systemowej można być zadowolonym, choć wyczekując rychłego poszerzenia funkcjonalności AI. Jakby nie patrzeć, Pixele dysponują jedną z najbardziej zaawansowanych AI na rynku - i tym aspektem zdecydowanie górują nad smartfonami Apple. Warto dodać, że nabywcy wariantów Pro otrzymują wraz z telefonem roczną subskrypcję Google AI Pro.

Płynność nad cyferki

Kolejną cechą, która w moim odczuciu łączy Pixele i smartfony Apple jest podejście do wydajności. Żadne z tych smartfonów nie mają ambicji przodowania w benchmarkach, ale za to na co dzień cieszą stabilną i płynną pracą. Google w tym roku zmieniło dostawcę autorskich procesorów i montuje w Pixelach układy Tensor G5, produkowane przez TSMC w litografii 3 nm i zoptymalizowane pod kątem AI. procesor składa się z mocarnego rdzenia Cortex-X4 3,78 GHz, dwóch wydajnych rdzeni Cortex-A725 3,05 GHz oraz pięciu Cortex-A520 2,25 GHz do podstawowych zadań. Komplet uzupełnia układ graficzny Imagination Technologies PowerVR D-Series DRX-48-1536 oraz pamięci typu LPDDR5X i UFS 4.0. Jak to wszystko działa? Zestaw, jak wspomniałem, nie błyszczy w benchmarkach, nie imponuje wysokimi punktacjami. Dość powiedzieć, że w popularnym benchmarku AnTuTu Pixel 10 Pro XL wykręca niecałe 1,4 mln punktów, podczas, gdy większość flagowców osiąga spokojnie 2 mln. Heca polega na tym, że liczby to nie wszystko. Liczą się wrażenia.

A te, paradoksalnie, są pozytywne. System nie razi przycinkami, gry uruchamiają się na wysokich poziomach detali, a wszystko działa płynnie i równo. Smartfon pracuje płynnie i stabilnie, nie rażąc w trakcie użytkowania wyraźnie mocnym throttlingiem, nie spowalniając działania nawet podczas dłuższych, obciążających sesji. Co ciekawe, benchmarki nie oceniają najlepiej stabilności pracy tego smartfonu - z czasem spada ona nawet o ponad 30%. Tyle, że użytkownik tego nie czuje... Poprzedni procesor od Google był krytykowany za zbytnie nagrzewanie się - ale nowy wygląda na niemal zupełnie wolny od tej niepożądanej cechy. Skłamałbym mówiąc, że Pixel 10 Pro XL wcale się nie nagrzewa - ale nie robi tego bardziej i wyraźniej, niż konkurencyjne smartfony z tej samej półki. Zaliczyłbym go wręcz do tych "chłodniejszych". I chyba o to chodzi - nie musi być imponująco, by było dobrze, a co najważniejsze - komfortowo dla użytkownika. Optymalizacja robi swoje - a trudno o smartfon lepiej dopasowany do Androida, niż Pixele!

Dobre brzmienie, rzetelna komunikacja

W tegorocznym Pixelu formatu XL zmieniło się sporo na lepsze w zakresie dźwięku. Głośniki grają donośniej, ale niezmiennie czysto i klarownie. Da się wyczuć stereofonię, a i bas zaznacza swą obecność. Dźwięk ma głębię, nie ma za to metalicznego przydźwięku. Innymi słowy, da się tego słuchać, i to nawet z pewną przyjemnością. Co do jakości rozmów czy działania modułów komunikacyjnych, nie mam absolutnie żadnych zastrzeżeń, jest dokładnie tak, jak oczekuję od smartfonu najwyższej klasy. Nie zabrakło oczywiście eSIM czy NFC, GPS działa jak należy - wszystko w jak najlepszym porządku. Warto zwrócić uwagę, że w niektórych regionach świata Pixele wspierają nawet łączność satelitarną - ale niestety u nas nie. Taki mały brak...

Akumulator nie rozczarowuje

Z akumulatorem jest jak z wydajnością. Niby "na papierze" bez szału, ale w użytkowaniu - bardzo dobrze. Bateria już na starcie zaskoczyła mnie pozytywnie, wytrzymując bez ładowania dość potężną, pierwszą aktualizację i optymalizację systemu, a potem cała konfigurację telefonu. Akumulator ma pojemność 5200 mAh i 45-watowe ładowanie, widać zatem progres względem poprzednika - ale względem chińskiej konkurencji wygląda to niekoniecznie powalająco. Ale spokojnie: nawet pod koniec intensywnego dnia, Pixel 10 Pro XL potrafi zachować 20-30% energii. Przy oszczędniejszym użytkowaniu, dwa dni bez ładowania też są całkiem realne. Napełnienie baterii zajmuje 70-80 minut, zależnie od użytej ładowarki - kostki w zestawie przecież nie uświadczymy. Warto natomiast dodać, że nowe Pixele wspierają ładowanie indukcyjne standardu Qi2 - czyli szybsze. Żałuje, ale nie miałem okazji wypróbować akcesoriów ładujących PixelSnap - ale myślę, że będą one dobrym towarzystwem dla tego smartfona.

Aparaty nie zawiodły

Pixel 10 Pro XL ma znany już z poprzedniego modelu zestaw aparatów fotograficznych. Selfie zapewnia 42-megapikselowy aparat o dość szerokim polu widzenia 103 stopni. Na czele aparatów tylnych stoi optycznie stabilizowany moduł 50 megapikseli, obok jest 48-megapikselowy aparat szerokokątny z polem widzenia 123 stopni i opcją makro, zaś zestaw dopełnia kolejny, 48-megapikselowy aparat z teleobiektywem o 5-krotnym przybliżeniu bezstratnym i 100-krotnym zoomie wspieranym przez AI. Sztuczna inteligencja wspiera też dodatkowe funkcje aparatów, jak choćby "Najlepsze ujęcie", ułatwiającą wykonywanie zdjęć grupowych czy "Fotoasystent" pomagającą w kadrowaniu zdjęć.

W zakresie sprzętowym nie widać wielu zmian, ale to oprogramowanie odpowiada za końcowe efekty. A te, jak to w Pixelach, są znakomite. Zdjęcia są wyraźne, kontrastowe, z pełnymi kolorami i szeroką rozpiętością tonalną. Są dobrze doświetlone i praktycznie zawsze wychodzą ostre, bez względu na warunki, w jakich są wykonywane. Co ważne, nie widać znaczących różnic ani w detalach, ani w barwach czy ekspozycji pomiędzy poszczególnymi obiektywami. Bez względu na użyty obiektyw, nawet w fotografii nocnej możemy liczyć na porównywane - i oczywiście dobre rezultaty.

Z racji wykorzystania matrycy o dużej rozdzielczości, bardzo dobrze udają się też zdjęcia makro, portrety również wychodzą znakomicie, z dobrze separowanym tłem. Aparat do selfie również nie daje powodów do narzekania, nawet po zmroku czy w portretach pokazuje pazur. Za najbardziej interesującą funkcję aparatu uważam cyfrowy Pro Res Zoom 100x, wspierany AI. Z wielką ciekawością patrzyłem na efekty przetwarzania zdjęcia przez AI i nie raz byłem pozytywnie zaskoczony. co prawda czasami bywało, że AI trochę gubiła się próbując "odtworzyć" fotografowane z oddali napisy i tworząc na ich podstawie własne abstrakcje - ale z większością obiektów radzi sobie zadziwiająco. W roli ciekawostki rozwiązanie to sprawdza się świetnie i czasem robi wrażenie.

W dziedzinie filmowania - jest tak samo, jak w fotografii. Znakomicie. Ulepszona stabilizacja optyczna naprawdę "robi robotę", nie można mieć zastrzeżeń ani do obrazu, ani do dźwięku. Oczywiście można nagrywać w 8K, ale chyba lepiej przejść na 4K i cieszyć się płynnością 60 kl/s. Oczywiście można przełączać się pomiędzy obiektywami bez przerywania zapisu, ale niestety nie da się przejść w ten sposób na aparat przedni. Czy w fotografii i filmowaniu coś zgrzyta? Chyba tylko interfejs, którego nie potrafiłem zmusić do automatycznego przełączania się pomiędzy trybem horyzontalnym a pionowym. Zawsze trzeba było nacisnąć pojawiającą się w rogu ekranu ikonkę.

Jeśli Pixel - to tylko XL

Gdybyście zapytali mnie, którego Pixela wybrać, bez wahania wskazałbym Pixela 10 Pro XL. Podobnie, jeśli zapytalibyście mnie o androidową alternatywę dla iPhone. Ale czy w ogóle warto interesować się Pixelem? Smartfony Google cenię za charakterystyczny styl i znakomite wykonanie. Nie mam powodów by narzekać na jakość wyświetlacza czy stronę komunikacyjną "Dziesiątki", doceniam też dopracowanie szczegółów, jak choćby brzmienia głośników czy haptyki. Aparaty i serce Pixela 10 Pro XL dobitnie pokazują, że ważniejsze od liczb są własne wrażenia i przyjemność z użytkowania sprzętu, warto też wspomnieć, że nowy procesor Tensor jest wyraźnie chłodniejszy od poprzednika. Akumulator i tempo ładowania uznaję za wystarczające, choć nie obraziłbym się, gdyby w kolejnych Pixelach ładowanie jeszcze przyspieszyło. W dziedzinie wsparcia Google jest bezkonkurencyjne, choć okrojone możliwości AI pozostawiły we mnie pewien niedosyt. Na szczęście czysty Android w nowym stroju rekompensuje ten niedostatek, szczególnie, że nie należę do przesadnych entuzjastów AI... Najkrócej ujmując, Pixel wypada w praktyce zdecydowanie lepiej, niż można ocenić na podstawie specyfikacji i pierwszego wrażenia. To nie jest smartfon do imponowania - to smartfon do... życia. Jeśli wahacie się, czy Pixel spełni wasze oczekiwania i czy nie zawiedzie w codziennym użytkowaniu - spokojnie możecie mu dać kredyt zaufania. A chwalenie się osiągami i wyśrubowanymi parametrami, których na co dzień nie odczujecie, zostawcie innym.

Teraz - do 11 września 2025 - kupując Pixela 10 Pro albo Pixela 10 Pro XL w MediaExpert możesz zyskać do 2300 zł. Jak to zrobić? Wystarczy, że odsprzedasz swój stary smartfon, otrzymując gwarantowany zwrot od 850 do 1100 zł, zależnie od odsprzedawanego modelu. Ponadto, kupując Pixela 10 Pro lub Pro XL otrzymujesz bezpłatnie roczną subskrypcję Google AI Pro o wartości 1175 zł.

]]>
https://www.mgsm.pl/pl/katalog/google/pixel-10-pro-xl/test/1475/Tue, 16 Sep 2025 13:12:18 +0200https://www.mgsm.pl/pl/katalog/google/pixel-10-pro-xl/test/1475/Adam Łukowski
Udana kontynuacjaSamsung Galaxy A56 - następcy bardzo popularnego i ogólnie dobrze ocenianego Samsunga Galaxy A55. Czy nowy model okaże się równie atrakcyjny?

Odświeżony design

W tym roku główny średniak Samsunga, czyli Galaxy A56 zyskał nową odświeżoną stylizację. Zauważycie ją głównie po zmodyfikowanej oprawce aparatów fotograficznych, która teraz moim zdaniem wygląda nawet lepiej, niż dotąd. Smartfon zachował płaskie ścianki i ostre narożniki, ale dzięki temu wygląda bardzo elegancko.

Ergonomia bez zarzutu

Urządzenie ma ciekawe przetłoczenie na wysokości przycisków, które dodatnio wpływa na ergonomię telefonu, dzięki czemu jest ona na wysokim poziomie. Przyciski są tam, gdzie trzeba, czytnik linii papilarnych również. Jest to optyczny czytnik podekranowy, który działa bardzo szybko i bardzo dobrze. Nie mam do niego absolutnie żadnych zastrzeżeń. Ewentualnie jak ktoś woli - jest też rozpoznawanie twarzy. Smartfon ma metalową ramkę i klasę szczelności IP67, czyli całkiem niezłą.

Wyświetlacz i dużo opcji personalizacji

Z przodu zamontowano wyświetlacz AMOLED o przekątnej 6,7 cala o rozdzielczości Full HD+ i częstotliwości odświeżania do 120 Hz. Ekran wygląda całkiem dobrze, oczywiście częstotliwość odświeżania możemy powierzyć automatyce, ale możemy sobie ustawić także na sztywną. Producent deklaruje jasność do 1900 nitów, czyli całkiem wysoką. Jednak powiem szczerze, że w słoneczne dni trochę mi tej jasności brakowało. Wcale bym się nie obraził, gdyby ten wyświetlacz był jeszcze trochę jaśniejszy.

Stylizację telefonu każdy oceni indywidualnie, natomiast mi się podoba, a szczególnie tył i boki, bo wyświetlacz ma dla mnie zbyt szeroką ramkę. A jaki jest sam wyświetlacz? Oczywiście mamy tutaj wszystkie potrzebne ustawienia w rodzaju balansu, kolorów i tak dalej. Mamy też oczywiście ochroną wzroku przed szkodliwym światłem niebieskim i mamy Always On Display, który możemy szeroko spersonalizować. Całą nakładkę, czyli One UI 7 bardzo mocno możemy sobie spersonalizować i dostroić ten telefon do naszych potrzeb i oczekiwań.

Jest trochę preinstalowanych aplikacji, ale wcale nie tak dużo. Poza tym, większość z tych aplikacji jest po prostu przydatna, zatem i tak byśmy je pobrali. Natomiast Samsung oszczędza nam gier i tego rodzaju podobnych śmieci, co można pochwalić. Producent obiecuje sześcioletnie wsparcie tego systemu, zatem jest to telefon na dosyć długi okres użytkowania.

Stabilność pracy sięgająca 99%!

A jak to wszystko pracuje? Mamy tutaj ośmiordzeniowy procesor Exynos 1580 z głównym rdzeniem A720 o taktowaniu 2,9 GHz, trzema rdzeniami A720 o taktowaniu 2,6 GHz i czterema rdzeniami A520 o taktowaniu 1,95 GHz z układem graficznym Eclipse 540 i pamięciami 8 GB RAM LPDDR5 i 128 albo 256 GB pamięci wewnętrznej UFS 3.1.

Ten telefon cechuje się przede wszystkim bardzo wysoką kulturą pracy. Nie nagrzewa się za bardzo i nie widać tu w ogóle praktycznie throttlingu. Benchmarki oceniły stabilność pracy tego telefonu na ponad 99%, czyli znakomicie. Wydajność nie jest może najwyższa, bo sięga 800-900 tys. w Benchmarku AnTuTu. Jest to prawie milionowy wynik, więc też jest całkiem nieźle jak na średnią półkę.

Stabilność, kultura pracy, emisja temperatury stoi tu na naprawdę iście flagowym poziomie. Nie zawahałbym się powiedzieć, że ten telefon może być w niektórych scenariuszach użytkowania lepszy od flagowca ze Snapdragonem 8 Elite, bo tamten zazwyczaj ma spadki wydajności, a ten nigdy.

Przeciętna bateria i przeciętne ładowanie

Telefon czerpie zasilanie z baterii o pojemności 5000 mAh, czyli zupełnie zwyczajnej. Zwyczajne jest też ładowanie o mocy 45 W, co jest dobrym wynikiem jak na Samsunga, ale konkurenci dają na tym polu zdecydowanie więcej. Chciałbym mieć możliwość szybkiego ładowania, kiedy naprawdę go potrzebuję, a tak pozostaje nam tylko 45 W.

Telefon napełnimy do połowy w nieco ponad 20 minut, a do pełna w nieco ponad godzinę. Na szczęście nie musimy zbyt często szukać ładowarki, bo bateria spisuje się całkiem nieźle, a i procesor nie jest szczególnie prądożerny. Cały dzień pracy bez problemu, 2 dni również są jak najbardziej osiągalne. Oczywiście wszystko zależy od tego, w jaki sposób użytkujecie telefon, ale powiedzmy, że takie normalne, zwyczajne użytkowanie - to pełne półtora dnia, jak nie lepiej.

Komunikacyjnie bez niedociągnięć

Do komunikacyjnej strony tego smartfona nie mam najmniejszych zastrzeżeń. Wszystko czego potrzebujemy tutaj mamy i wszystkie formy łączności działają tak jak należy. Smartfon obsługuje dwie fizyczne karty SIM, ma również opcję eSIM, czyli również tutaj mamy pełen wachlarz wyboru. Jeżeli chodzi o łączność, nie zauważyłem żadnych problemów. Telefon dobrze radzi sobie w miejscach o kłopotliwym zasięgu, a jakość dźwięku w słuchawce jest naprawdę bardzo dobra.

Przeciętne głośniki stereo

Samsung otrzymał również głośniki stereo, ale niestety nie jest to w pełni symetryczne stereo. Dolny głośnik gra zdecydowanie głośniej i zdecydowanie lepiej od górnego, słuchawkowego, zatem do pełni szczęście niestety troszeczkę nam tutaj brakuje, ale zawsze lepiej mieć takie sobie stereo niż nie mieć żadnego, prawda? Ogólnie oceniając telefon jako średniopółkowy jest nie najgorzej.

Bardzo przyzwoite aparaty

Nie najgorzej jest również w kwestii fotografii, aczkolwiek mamy tutaj podobny zestaw aparatów jak w poprzednim modelu. Aparat główny 50 Mpx, aparat szerokokątny 13 Mpx, 5 Mpx do zdjęć makro, a z przodu 12 Mpx do selfie. Warto oczywiście zaznaczyć, że główny aparat ma optyczną stabilizację obrazu, a jak wychodzą zdjęcia?

Podobnie jak w poprzedniku, całkiem dobrze jak na średnią półkę cenową. Oceniam ten smartfon fotograficznie wysoko, pamiętając, że nie jest to najdroższe urządzenie na rynku. Jak na średniaka, zdjęcia są bardzo dobre zarówno w dzień, jak i w nocy. Nie widzimy dużych rozbieżności w odwzorowaniu detali kolorów pomiędzy aparatem szerokokątnym, a głównym, aczkolwiek ten szerokokątny niestety po zmroku zaczyna głównemu już nieco ustępować.

Aparaty radzą sobie w każdych warunkach. Tryb nocny załącza się w razie potrzeby samoczynnie, więc nawet nie musimy o tym pamiętać. Galaxy A56 nie próbuje robić dnia z nocy i zdjęcia nocne mają zachowany przyjemny klimat. Temperatura barwowa w nocnych zdjęciach jest nieco ocieplana, ale dzięki temu te zdjęcia są po prostu bardzo przyjemne w odbiorze. Jeżeli chodzi o zdjęcia dzienne, kolory są pokazywane w zasadzie tak jak je widzimy, czyli po prostu wiernie.

Brak teleobiektywu i większego optycznego przybliżenia

Jeżeli chodzi o przybliżenie, to niestety zabrakło tutaj teleobiektywu, ale producent proponuje dwukrotny zoom matrycowy, który również daje całkiem dobre efekty, natomiast dalej jest już typowy zoom cyfrowy i im dalej tym gorzej. Maksymalne zbliżenie jest 10-krotne, ale proponuje, żebyście korzystali z niego jak najrzadziej.

Cieszy obecność 5-megapikselowego aparatu zamiast 2-megapikselowego aparatu do makro, ale to już też widzieliśmy w poprzednim modelu, podobnie jak możliwości aparatu przedniego, który oferuje całkiem ładne portrety, nawet te z HDR, który również może załączyć się automatycznie.

Możliwość przełączania się między obiektywami

Filmy są ostre, wyraźne z dobrym dźwiękiem. Co ważne, możemy przełączać się bez przerywania zapisu pomiędzy wszystkimi trzema obiektywami, czyli szerokim kątem, aparatem przednim oraz aparatem głównym. Do filmów nie mam absolutnie żadnych zastrzeżeń, może, poza tym, że zabrakło tutaj nagrywania 4K w 60 klatkach na sekundę. Mamy tylko 30 klatek, ale za to zarówno z przodu, jak i z tyłu możemy nagrywać w 4K. Aparatowi towarzyszy przejrzysta i intuicyjna aplikacja fotograficzna. Tutaj również nie mamy żadnych powodów do krytyki.

Porządny średniak za dobre pieniądze

Tak naprawdę, w tym smartfonie nie znalazłem żadnych powodów do większej krytyki. Mógłby mieć tylko jaśniejszy ekran i trochę lepsze głośniki, a reszta jest jak najbardziej strawna, jak najbardziej poprawna i mogę ten telefon śmiało wam polecić jako bardzo dobrego średniaka na ten rok. Kosztuje on niecałe 1800 złotych i uważam, że nie będą to źle wydane pieniądze. Telefon ma drobne niedociągnięcia, natomiast ma całkiem sporo świetnych "dociągnięć", zatem udało się. Poprzedni model był bardzo dobry, ten również takim jest - i ten również wam polecam jako średniopółkowy smartfon z wyboru.

]]>
https://www.mgsm.pl/pl/katalog/samsung/galaxy-a56/test/1474/Thu, 04 Sep 2025 15:56:43 +0200https://www.mgsm.pl/pl/katalog/samsung/galaxy-a56/test/1474/Adam Łukowski
Gra i mruga Otwieram żółte pudełko z Realme 14 5G, czytam wewnątrz „Make it real” i myślę sobie, że obecna promocja w sklepie, gdzie smartfona w wersji 12/256 GB można kupić za 1399 zł jest częścią tego „spełniania” czy „urzeczywistniania” marzeń. Sprawdzę czy tak jest w istocie.

Innymi słowy: postaram się zweryfikować to, co dostajemy realnie za te 1399 zł. Oceniając po specyfikacji spodziewam się porządnego urządzenia z górnej budżetowej półki albo równie porządnego z dolnych rejonów półki średniej. Realme 14 5G jest mocno promowany jako sprzęt w rozsądnej cenie dla początkujących graczy.

Advertisement

Pudełko, wygląd

W pudełku poza smartfonem jest jeszcze przewód USB-A---USB-C, silikonowe plecki, szpilka do szufladki SIM i dokumentacja. Zanim użyjecie szpilki, żeby włożyć kartę albo karty, bo w końcu smartfon obsługuje dwie, zwróćcie uwagę, żeby przypadkiem nie włożyć szpilki w mikrofon słuchawki. Blisko szufladki są dwie dziurki, ta właściwa jest bliżej lewej krawędzi, gdy trzymamy smartfona ekranem w górę. Mikrofon jest niebezpiecznie blisko, ale po prawej stronie. Szufladka jest płytka, a karty są w niej ułożone jedna nad drugą, a nie jedna obok drugiej.

Realme 14 5G to estetyczny i ładny smartfon. Tak, o gustach się nie dyskutuje, ale wydaje mi się, że jego technologiczny wygląd może przypaść do gustu wielu użytkownikom. Metalowa jest nie tylko rama, ale i plecki. Odpowiednio dopasowane tworzywo sztuczne użyte do pokrycia wyspy z aparatami również sprawia wrażenie metalowego współgrając w ten sposób z całością projektu. Zdobione dodatkowymi wzorami wykonanymi w procesie litografii nanoskopowej plecki muszą być bardzo cieniutkie, ponieważ reagują minimalnie na niezbyt silny ucisk palca. Smartfon jest smukły, obudowa w najcieńszym miejscu ma 7,97 mm, a całość waży 196 gramów.

Wyspa z aparatami mieści dwa obiektywy, zaślepkę okoloną okręgiem LED (producent nazywa to Pulse Light) będącą poza tym jedynie elementem ozdobnym, a także dodatkowy doświetlający LED. Niewielka dziurka zaznacza obecność mikrofonu używanego podczas nagrywania wideo. Na górnej krawędzi są jeszcze dwa otworki, z których jeden to również mikrofon, a drugi - głośnik; gdy przyjrzeć się nieco bliżej, u zbiegu krawędzi ramki i wyświetlacza łatwo dostrzec podłużny wylot głośnika używanego do rozmów. Na prawej krawędzi mamy włącznik i podwójny przycisk regulacji głośności, a lewa jest całkowicie niezagospodarowana. Włącznik w kolorze czerwonym ładnie kontrastuje z matowym srebrem metalu. Na dolnej krawędzi mamy kolejno od lewej: otwór na szpilkę, szufladkę kart SIM, mikrofon, gniazdo USB-C i cztery podłużne otworki głośnika.

Cieszą silikonowe plecki w zestawie, cieszy ładny niebanalny wygląd obudowy. Rozmieszczenie przycisków i innych elementów jest raczej klasyczne. Warto uważać podczas wkładania kart.

Odporności

Największą zaleta obudowy wydają się jednak klasy szczelności. Realme 14 5G został osobno przetestowany na IP66, IP68, IP69. Pierwsza cyfra – 6, oznacza wszędzie to samo: ochronę przed pyłem i ochronę przed dostępem za pomocą drutu do części niebezpiecznych. Natomiast drugie cyfry to:

    6 – ochrona przed strumieniem wody 100 litrów na minutę lana na obudowę z dowolnej strony

    8 – ochrona przed ciągłym zanurzeniem w wodzie (ponad 30 min., zanurzenie na ponad 15 cm powyżej wierzchu obudowy)

    9 – ochrona przed strumieniem wody pod ciśnieniem 8-10 MPa przy 80 stopniach Celsjusza

Wszystko według normy: IEC 60529-2013.

Stopień ochrony IP68 jest nieco skomplikowany, ponieważ wynika z umowy pomiędzy producentem a użytkownikiem. Czyli to producent w warunkach użytkowania określa odporność na zanurzenie. W tym wypadku Realme gwarantuje w dokumentacji możliwość zanurzenia na 2,5 metra na 30 minut. Zazwyczaj te warunki dotyczą czystej wody, dlatego jeszcze bardziej godna uwagi jest adnotacja na stronie produktowej polskiego oddziału: „Niestraszna mu rozlana kawa, para wodna w łazience, a nawet wypadki przy basenie i w myjni...” - a zatem zabezpieczenie miałoby chyba dotyczyć również wody chlorowanej. Gdyby nie ten zapis, zapewne przeszedłbym nad tym do porządku dziennego, ale ze względu na niego, musiałem nieco zagłębić się w dokumentację.

Przyjmując do wiadomości wszystkie te pokrzepiające zabezpieczenia warto pamiętać, że Realme, podobnie jak inni producenci, poucza również w informacjach dotyczących bezpieczeństwa (dokumentacja w pudełku), że smartfona nie należy używać w środowiskach z zapyleniem, wilgocią, dymem, brudem i w otoczeniu pól magnetycznych. Czemu psuję zabawę zapytacie? Dlatego, że gdy poczyta się dokładnie warunki użytkowania, łatwo znaleźć tekst: „Uszkodzenia będące skutkiem zanurzenia w wodzie nie są objęte gwarancją.” Pamiętajcie o tym, zanim celowo poddacie smartfona testom odpornościowym. Realme przy tym nie jest wyjątkiem. Taką praktykę stosują wszyscy producenci.

Wyświetlacz

Ramki wyświetlacza nie są bardzo szerokie, ale jednak widoczne. Boczne i górna krawędź razem z metalową ramką mają ok 2 mm, natomiast dolna nieco więcej, ok. 2,5 mm. Centralnie na górze widać oczko przedniego aparatu. Ekran jest płaski wystaje poza ramkę na ok 1 mm. Producent zdecydował się na naklejenie fabrycznej folii ochronnej.

Realme 14 5G ma matrycę AMOLED o przekątnej 6,67 cala i rozdzielczości 1080x2400 px. W praktyce zarówno kontrast jak i jasność są na wysokim poziomie. Daje się korzystać ze smartfona w jasny dzień, a wrażenia z oglądania wideo czy grania są naprawdę bardzo pozytywne tym bardziej, że można włączyć tryb HDR. Maksymalna chwilowa punktowa jasność w szczycie wynosi 2000 nitów, a współczynnik kontrastu to 6 000 000:1. Odświeżanie to 120 Hz, natomiast konwencjonalne próbkowanie dotyku – 180 Hz, ale w szczycie jest w stanie chwilowo osiągnąć 1500 Hz, co może przydać się w grach wymagających dużej responsywności.

Pod ekranem ukryty jest czytnik linii papilarnych, który działa standardowo w zależności od dokładności skanu. Po trzecim skanie udało mi się uzyskać niemal 100-procentową skuteczność. Parametry wyświetlanego obrazu można oczywiście zmienić w ustawieniach, które obejmują zarówno gotowe wzorce kontrastu i nasycenia kolorów, jak i możliwość zmian manualnych. W zależności od tego czy priorytetem użytkownika jest czas pracy na baterii, czy wrażenia wizualne, można wybrać odpowiednią częstotliwość odświeżania (można na sztywno ustawić 60 Hz), działanie HDR, tryb domyślny lub ciemny interfejsu. Nie zauważyłem możliwości ręcznego ustawienia niższej rozdzielczości pracy wyświetlacza, natomiast są oczywiście opcje ochrony wzroku.

Czy nadaje się do grania?

Procesor i pamięć

Nadaje. Co prawda nie jest to smartfon z najwyższej póki – raczej z tej aspirującej, ale pograć na nim spokojnie można. Producenci i wydawcy gier mobilnych naprawdę starają się, żeby ich produkcje działały na jak największej liczbie platform, bo to w końcu czysty żywy pieniądz. Ze względu na cenę i półkę mamy tu Snapdragona 6 Gen 4, który ma całkiem niezłe jak na średnią półkę osiągi, do tego godne uwagi 12 GB pamięci RAM. 256 GB z których po odjęciu tej potrzebnej na system i aplikacje (9,33 GB system + 10,2 GB preinstalowane aplikacje + 7,67 GB inne) pozostaje ok. 229 GB. Współczesne duże gry potrafią mieć po 40 GB. Na własnym smartfonie mam takie dwie. Jeśli chcemy do tego dodać szybko zapełniające się miejsce wykorzystane na nagrywane filmy czy zdjęcia, to może zacząć brakować pamięci. A zatem użytkownik musi się nieco ograniczać, gdy chodzi o liczbę dużych gier. Tych mniejszych zmieści się znacznie więcej.

Tryb GT i wydajność

Co warte uwagi, system udostępnia tryb GT ograniczając inne funkcje smartfona podczas grania i przekierowując całą moc podzespołów na potrzeby uruchomionej gry. Radzi sobie z popularnymi grami typu Asfalt, Roblox, Stardew Valley, które są atrakcyjne, ale nie wymagają wyśrubowanej specyfikacji smartfona. System na dzień dobry proponuje osobny folder „Musisz zagrać” z prostymi grami do instalacji na już. Nie polecam, chyba że lubicie reklamy.

Samodzielnie można znaleźć takie odpowiedniki, w których reklamy dają się pomijać i nie są tak agresywne. Mniejszą wydajność Realme 14 5G osiąga w dużych tytułach typu Genshin Impact, Honkai: Star Rail czy Wuthering Waves, gdzie trzeba na początku popracować nad obniżeniem jakości szczegółów i dopasowaniem częstotliwości odświeżania. Pograć można, choć trzeba liczyć się ze zgubionymi klatkami i chwilowym brakiem responsywności wyświetlacza.

Temperatura i chłodzenie

Duży wydatek mocy podczas grania to nie tyko apatyt na energię z baterii, ale również spore ilości wydzielającego się ciepła. Z oczywistych względów nie rozbierałem urządzenia, ale producent zapewnia, że o dobre odprowadzanie ciepła ma zadbać układ chłodzenia z komorą parową 6050 mm² i technologią HyperTherm Graphite. Podczas mojego grania, ciepło było odprowadzane prawidłowo. Smartfon na dotyk nie osiągał temperatury wyższej niż 40-kilka stopni Celsjusza, niemniej czasem musiałem robić przerwy ze względu na spocone ręce. Pasywne odprowadzanie ciepła w połączeniu z układami ze średniej półki po prostu tak działa. Zdaje mi się, że temperatura jeszcze nieco spadła po ostatniej aktualizacji. Oprogramowanie GT pozwala na bieżąco śledzić podczas gry ilość klatek na sekundę, użycie procesora i grafiki, dlatego dosyć łatwo można dostosować ustawienia wyświetlanej grafiki tak, żeby zbliżyć się do jak największego komfortu termicznego.

Bateria

Bateria to najnowsza generacja ogniw o podwyższonej pojemności i wydajności energetycznej. 6000 mAh daje radę, a w razie potrzeby można ją w miarę sprawnie podładować ładowarką do 45 W. Tak, ładowarkę trzeba dokupić osobno, bo unijne przepisy nakazujące obowiązkową sprzedaż zestawów bez ładowarki nie nakazują jednocześnie obowiązkowej obecności na rynku zestawów z ładowarką. Dla producenta rachunek jest prosty.

Czas pracy

Producent podaje z testów laboratoryjnych do 10,5 godz. grania na jednym naładowaniu baterii. Nie do końca mam czas żeby grać 10 godzin ciurkiem, ale po 4,5 godz. Genshin Impact bateria miała jeszcze ok. 32%. Przy czym jaki system, taki wynik. Wszystko zależy co działa w tle, czy gracie on- czy off-line. Na ile zasobożerna jest sama gra i tym samym – jakie ma zapotrzebowanie na energię.

Bypass Charging

Przebojową funkcją jest Bypass Charging. Co to? Możliwość grania z włączonym ładowaniem, ale smartfon zamiast z baterii, pobiera prąd prosto z ładowarki. Bateria nie jest niepotrzebnie zużywana i namnażamy bez sensu cykli ładowania. Do tego podczas gry w trybie zasilania z ładowarki smartfon grzeje się zauważalnie mniej. To wydaje się takie oczywiste, a jednak nadal niewiele urządzeń dysponuje takim rozwiązaniem.

Wyświetlacz da radę

Wyświetlacz wystarczy z naddatkiem. Realme nadaje mu przydomek „Esports” sugerując tym samym jego przeznaczenie. Tak, ma widoczne ramki i przedni aparat, ale parametry techniczne ma w zupełności wystarczające i nie chyba nie ma co biadolić że odświeżanie tylko 120 Hz (a nie 144 czy więcej), bo to naprawdę wystarcza. Rozdzielczość FHD+ może się wydawać graczom niewielka i właściciele gęstszych ekranów mogą kręcić nosem, ale to rozsądne wyjście pomiędzy atrakcyjnością wizualną, a czasem pracy na jednym naładowaniu. Uwierzcie, że płynnie działający przy 120 Hz AMOLED z FHD i wysokim kontrastem w zupełności wystarcza do podstawowych zastosowań.

Dźwięk

Są głośniki stereo, ale zdecydowanie polecam grę na słuchawkach bezprzewodowych. Jakość dźwięku znacznie lepsza, a otoczenie nie ma przynajmniej powodów do narzekania. Zresztą producent, jakby popierając takie rozwiązanie, rozdał części dziennikarzy recenzujących produkt zestawy prezentowe zawierające m.in. słuchawki nauszne. Jak grałem na moich poczciwych przedpotopowych słuchawkach MDR-100 od Sony, które co prawda zaczynają się sypać materiałowo, ale dźwięk mają nadal nieskazitelny. Jeśli nie macie słuchawek, również nie ma problemu, bo dźwięki płynące z głośników nie drażnią niską jakością.

Aparaty fotograficzne

Realme 14 5G został obdarzony standardową matrycą 50 Mpx, ale za to z optyczną stabilizacją obrazu. Domyślne zdjęcia są robione w rozdzielczości 3072x4096 px, a zatem ok. 12,5 Mpx. Podwójne przybliżenie jest prawdopodobnie uzyskiwane za pomocą kadrowania z pełnej rozdzielczości, a zdjęcie w rozdzielczości 50 Mpx też można oczywiście zrobić pod warunkiem że w opcjach wybierze się pozycje Wysoka rozdzielczość.

Bardzo ładne zdjęcia wychodzą w warunkach dobrego oświetlenia. 2-krotny zoom również ma zadowalająca jakość w tym segmencie cenowym, natomiast 5-krotne powiększenie nadaje się raczej w scenariuszach informacyjnych (np. odległy napis, obiekt, który chcemy zidentyfikować), niż jako zdjęcie do wydruku i postawienia na szafce czy powieszenia na ścianie. Zdziwiłem się, bo nie mogłem przyczepić się do odwzorowania kolorów, w tym czerwonego, w warunkach dobrego oświetlenia. Niebieski, zielony, żółty również są odwzorowywane bardzo poprawnie. Niestety sporo zależy od AI, która ma nierzadko problem z dobraniem odpowiednich ustawień do sceny, szczególnie przy zbliżeniach – i przełącza je skokowo. Jeśli trafi się akurat we właściwe, zdjęcie jest kolorystycznie poprawne. Jeśli nie – wypada blado.

Producent chwali się błyskawiczną migawką – i to rzeczywiście działa. Szybko poruszające się zwierzaki, ptaki i owady w locie, poduszki w powietrzu nie będą już stanowiły problemu pod warunkiem, że zdjęcie nie będzie robione w pomieszczeniu, wieczorem czy w nocy, bo szybka migawka niestety potrzebuje dużo światła. Tryb migawki AI niby trzeba osobno włączyć, ale robiłem zdjęcia bez tego i też nie było źle.

Aparat włącza automatycznie tryb nocny, gdy wykrywa słabe oświetlenie. Tryb zdjęć ulicznych można szybko przywołać wciskając dwukrotnie przycisk głośności przy wyłączonym ekranie. Bardzo dobrze działa domyślnie włączony HDR. Tak jak w większości współcześnie dostępnych smartfonów, zdjęcie można zrobić przy włączonym aparacie za pomocą przycisku głośności czy za pomocą gestu. Pliki zapisywać można również w formacie HEIF. Jest tryb Pro z ustawieniami manualnymi, czy tryb zdjęć podwodnych.

Ten drugi aparat z tyłu wyłącznie rozmywa tło. Z kolei z przodu jest matryca 16 Mpx i o dziwo robi zdjęcia o rozdzielczości 3456x4608 px z możliwością późniejszego wyregulowania głębi ostrości przy zdjęciach portretowych. Ujmując to inaczej: potrafi rozmyć tło z mniejszym albo większym nasileniem bez dodatkowego 2-megapikselowego obiektywu. Czary? Nie, każdy aparat z odpowiednim oprogramowaniem to potrafi.

System i interfejs

Na dziś Realme 14 5G dysponuje Androidem 15 i realme UI 6.0. Interfejs to standard dla użytkowników Androida. W górnym zasobniku powiadomienia i podręczne ustawienia (chyba że ustawimy inaczej), w dolnym pełen przegląd skrótów do aplikacji. Z lewej niusy, z prawej - kolejne ekrany. Serwisy społecznościowe, sprzedażowe, rozrywkowe. Jak wspomniałem wyżej: skróty do gier z reklamami nie do pominięcia. Standard. Na dzień dobry niezbędne jest porządne czyszczenie i instalacja własnych narzędzi i gier. Kudosy dla Realme za szerokie możliwości dostosowania wyglądu i działania interfejsu, ale to również dziś standard.

Oddzielna zakładka GT po uruchomieniu gier pozwala na dostosowanie sposobu grania do własnych potrzeb. Pozwala na włączenie swojej ulubionej muzyki, regulacje jasności, kontrolę powiadomień, wyświetlanie stanu wykorzystania procesora i grafiki. Dotyk działa bardzo dobrze, odblokowanie twarzą zadowalająco, a czytnik linii papilarnych współpracuje skutecznie przy pewnej dozie wysiłku użytkownika.

Podsumowanie

Realme 14 5G jest rzeczywiście bardziej dla graczy niż miłośników pstrykania zdjęć. To solidna średnia półka, która po ostatniej zmianie ceny ma szansę zdobyć sobie sympatię użytkowników. Popularne lżejsze tytuły działają tu bez lagów, czy nadmiernego grzania się urządzenia, bateria wystarczy na długo, a udane zdjęcia też można zrobić, gdy jest wystarczająco jasno. Atrakcyjnie wyglądający smartfon jest rozsądną ekonomiczną propozycja dla tych, którzy potrzebują niezawodnego urządzenia komunikacyjnego albo zaczynają swoja przygodę z grami.

]]>
https://www.mgsm.pl/pl/katalog/realme/14-5g/test/1473/Thu, 21 Aug 2025 00:03:34 +0200https://www.mgsm.pl/pl/katalog/realme/14-5g/test/1473/Jacek Filipowicz
Pachnie i nie tylkoMotorola Edge 50 Pro. Jest to urządzenie, które wyróżnia się nie tylko swoim kolorowym i sympatycznym wyglądem, ale także przyjemnym zapachem emanującym z opakowania, z którego został wyjęty.

Estetyczne wykonanie

Motorola Edge 50 Pro występuje w kilku wariantach kolorystycznych, takich jak błękitny, ciemny oraz biały. Otrzymałem do recenzji wersję błękitną, która charakteryzuje się pokryciem z gumopodobnego tworzywa, zapewniającego pewny chwyt i odporność na zarysowania oraz zabrudzenia. Nawet bez pokrowca telefon prezentuje się świeżo i estetycznie. Jeśli chodzi o wykonanie obudowy, nie mam żadnych zastrzeżeń. Poza szczelnością klasy IP68, telefon ma metalową ramkę i estetycznie wkomponowany aparat fotograficzny. Wyświetlacz, o zaokrąglonych bokach, zajmuje większą część frontu, co może być kwestią sporną dla niektórych, choć ja akurat lubię taki design. Dodatkowo w zestawie znajduje się również całkiem przyzwoity pokrowiec, pod kolor obudowy telefonu, ze sztywnego tworzywa, który na szczęście z czasem nie pożółknie.

Zbyt nisko osadzony czytnik

Pod względem ergonomii, Motorola Edge 50 Pro wypada dobrze, jednak czytnik linii papilarnych umieszczony jest, tradycyjnie już dla Motoroli, nieco za nisko. Dla mnie jest on niewygodny, ale domyślam się, że ktoś kto ma drobniejsze palce będzie z niego zadowolony. Odczyt czytnika jest precyzyjny, jednak jego umieszczenie wymaga nieco wysiłku przy większych dłoniach. To jedyne co chciałbym zmienić, jeśli chodzi o kształt i ergonomię telefonu, bo cała reszta mi się podoba.

Rewelacyjny wyświetlacz

Bardzo podoba mi się także wyświetlacz tego smartfonu, który ma 6,7 cala i oferuje rozdzielczość nieco wyższą niż standardowe Full HD+, wynoszącą 1220 x 2712 pikseli. Co więcej, ekran ten charakteryzuje się częstotliwością odświeżania wynoszącą aż 144 Hz w trybie automatycznym, co jest wartością ponadprzeciętną. Możemy także ustawić tę częstotliwość na sztywno, wybierając opcję 120 Hz lub standardowe 60 Hz w celu oszczędzania energii. Ekran ma certyfikat PANTONE, czyli specjalistów od kolorów i rzeczywiście kolory te są znakomite.

Ekran świeci również bardzo jasno, a kolory są nasycone, ale nadal przyjemne dla oka, niezależnie od warunków oświetleniowych. Nawet w jasnym świetle słonecznym obraz pozostaje czytelny i wysokiej jakości. Minimalny poziom jasności schodzi bardzo nisko. W nocy obsługa tego telefonu jest bardzo komfortowa. Naturalnie można zdać się także na automatykę, która działa bardzo przyjemnie. Warto również wspomnieć o funkcji Always-on display, typowej dla wyświetlaczy OLED. Jednakże, w przypadku Motoroli, ta funkcja nie jest dostępna cały czas, lecz wymaga interakcji z telefonem, by się aktywować.

Praktycznie czysty interfejs

Ekran tego smartfona jest chroniony przez jakiś typ szkła Gorilla Glass – nie wiadomo jaki, bo producent tego nie zdefiniował. Co ciekawe, na ekranie widzimy niemalże czysty interfejs Androida 14. Motorola tradycyjnie dodaje coś od siebie, natomiast nie znajdziemy tu żadnych śmieci. W standardzie dostajemy tylko to, co najpotrzebniejsze oraz drobny pakiet aplikacji od producenta wraz z opcjami personalizacji. Istnieje także sztuczna inteligencja, choć nie tak rozbudowana jak w niektórych konkurencyjnych modelach. Wydaje mi się, że została ona dodana bardziej z powodu konieczności, niż rzeczywistej użyteczności.

Sprowadza się ona głównie do generowania tapet na podstawie zdjęć i jest też obecna w aparacie – o czym za chwilę. Interfejs zawiera wspomniany wcześniej pakiet aplikacji od Motoroli, w tym tryb Moto Secure, który oferuje zabezpieczenia oraz funkcję Ready For, która pozwala na przerobienie telefonu na podręczny komputer, podłączając go do telewizora, klawiatury, myszy, itp. Producent zapewnia także, że telefon otrzyma trzy główne aktualizacje systemu oraz regularne aktualizacje zabezpieczeń przez 4 lata.

Szeroki zakres personalizacji interfejsu

Ponadto, istnieje szeroki zakres opcji personalizacji, pozwalający użytkownikom dostosować tapetę, układ ikon na ekranie, krój czcionki oraz korzystać z różnych gestów. Są także charakterystyczne dla Motoroli gesty, takie jak szybkie włączanie aparatu czy wyciszanie telefonu przez odłożenie go ekranem w dół. Te dodatki są nieinwazyjne i skoncentrowane w jednym folderze, co sprawia, że użytkownik nie odczuwa utraty czystości interfejsu Androida. Cenię to podejście Motoroli, ponieważ otrzymuję na starcie urządzenie z minimalną ilością preinstalowanych aplikacji, co ułatwia korzystanie z niego od razu po wyjęciu z pudełka.

Stabilna praca, lecz kiepska szybkość pamięci

Jeśli chodzi o wydajność tego telefonu, nie mam większych zastrzeżeń. Warto jednak mieć na uwadze, że nie jest to topowy procesor z najwyższej półki. Motorola wykorzystała tu Snapdragona 7 Gen 3, który jest nieco niżej w hierarchii niż flagowe procesory. Do tego mamy nie najszybsze pamięci: RAM DDR4X oraz pamięć wewnętrzną UFS 2.2 Mogłoby być lepiej biorąc pod uwagę cenę tego smartfona. Natomiast nie jest źle z pojemnością, bo do dyspozycji mamy 12 GB RAM-u i 512 GB pamięci wewnętrznej. W praktyce jednak wydajność jest zadowalająca, zwłaszcza w codziennym użytkowaniu. Nie ma absolutnie żadnych zastrzeżeń co do wydajności w codziennych zadaniach.

Choć nie jest to poziom flagowców, to jest to wystarczający, porównywalny z mocniejszymi średniakami. Co więcej, telefon pracuje kulturalnie i nawet przy większym obciążeniu nie nagrzewa się zbyt mocno. Stabilność działania jest również na dobrym poziomie, z wydajnością utrzymującą się na poziomie powyżej 90%. Niestety, czasami telefon może się przyciąć, ale głównie zdarza się to przy korzystaniu z aparatu fotograficznego, o czym szerzej opowiem później. Ogólnie jednak, jeśli chodzi o codzienne użytkowanie, jak również granie czy przeglądanie interfejsu, wszystko działa płynnie i sprawnie. Tutaj nie mam żadnych zastrzeżeń. Warto jednak mieć realistyczne oczekiwania - choć wydajność jest dobra, to nadal brakuje jej do poziomu najwyższych modeli.

Błyskawiczne ładowanie

Oczywiście, spodziewacie się być może, że skrytykuję pojemność baterii, która jest nieco niższa niż typowa dla większości smartfonów, wynosząc 4500 mAh, podczas gdy teraz większość urządzeń ma 5000 mAh i więcej. Jednakże, nie mam zamiaru tego krytykować, ponieważ ten model oferuje bardzo szybkie ładowanie 125 W. Co więcej, nie musimy korzystać z tego szybkiego ładowania, jeśli obawiamy się o trwałość baterii. Domyślnie szybkie ładowanie jest wyłączone, co pozwala na ładowanie telefonu w wolniejszym tempie, co może trwać kilkadziesiąt minut, natomiast gdy włączymy szybkie ładowanie, telefon naładuje się w mgnieniu oka, w zaledwie 17 minut.

Ten wynik jest powtarzalny i bardzo imponujący. Dodatkowo, telefon oferuje także bezprzewodowe ładowanie 50 W oraz 10-watowe ładowanie zwrotne, co pozwala na naładowanie innych urządzeń, takich jak słuchawki czy smartwatch. Jeśli chodzi o wydajność baterii, jestem zadowolony - telefon spokojnie wytrzymuje cały dzień, a w niektórych przypadkach nawet dwa dni, co jest dość typowym wynikiem i nie odbiega znacząco od urządzeń z baterią 5000 mAh. Dodatkowym plusem jest fakt, że ładowarka jest dostarczana w komplecie. Pod względem komunikacji dźwiękowej oraz obsługi dwóch kart SIM nie mam większych zastrzeżeń. Telefon działa płynnie i nie napotkałem żadnych problemów z żadnymi modułami łączności.

Przeciętne głośniki stereo

Co do głośników, mamy tutaj stereo, ale trzeba przyznać, że jest to trochę "oszukane", gdyż głośnik dolny jest zdecydowanie głośniejszy. Drugi głośnik stereo znajduje się w słuchawce, ale niestety możemy zauważyć nierównomierność brzmienia - górny głośnik słuchawkowy gra nieco ciszej i daje mniej niskich tonów. Pomimo tego, brzmienie jest całkiem przyzwoite. Głośniki te mieszczą się w kategorii przeciętnych. Warto jednak zaznaczyć, że niestety brakuje złącza minijack, więc musimy polegać na bezprzewodowych rozwiązaniach.

Przyzwoite aparaty

Przechodząc do aparatów, są całkiem przyzwoite. Mamy do dyspozycji 50-megapikselowy aparat zarówno z przodu, jak i z tyłu, z optyczną stabilizacją obrazu. Dodatkowo, jest też teleobiektyw 10 Mpx oraz aparat szerokokątny o rozdzielczości 13 Mpx z funkcją makro. Motorola postawiła na aparat szerokokątny zamiast drugiego aparatu do makro, co wydaje się dobrym rozwiązaniem, ponieważ ten obiektyw radzi sobie z tego typu zdjęciami zdecydowanie lepiej.

Jakość zdjęć jest całkiem dobra, a smartfon ma certyfikat PANTONE, więc można się spodziewać, że kolory będą dobrze oddawały rzeczywistość. Co ciekawe, kolory są jednak nieco przerysowane i podkręcone, co jednak sprawia, że barwy są miłe i przyjemne dla oka, chociaż nie są to kolory naturalne. Zdjęcia wydają się być nieco przetworzone cyfrowo, co niektórym może przeszkadzać, ale ogólnie są one przyjemne w oglądaniu i sprawiają, że nasze uwiecznione wspomnienia wyglądają bardziej efektownie.

Świetne zdjęcia nocne

Zdjęcia nocne z tego smartfona również prezentują się bardzo dobrze. Tryb nocny czasami może nieco przesadzić, stając się zbyt jasny, ale nadal zdjęcia są efektowne. Telefon świetnie radzi sobie z jasnymi punktami na ciemnym tle, co sprawia, że obraz wygląda bardzo naturalnie i nie mamy prześwietlonego zdjęcia. Zdjęcia nocne wykonane głównym obiektywem wychodzą najlepiej. Obiektyw szerokokątny wyraźnie mu ustępuję, nie mówiąc już o teleobiektywie.

Tryb makro oraz portretowy również są udane, zwłaszcza jeśli chodzi o portrety osób. Telefon może mieć jednak problemy z rozpoznaniem i dobrą obróbką portretów obiektów nieożywionych. Ogólnie rzecz biorąc, jestem zadowolony z jakości zdjęć, jednak trzeba pamiętać, że ten aparat nieco koloryzuje nasz świat. Jeśli oczekujecie bardziej naturalnych kolorów, możecie być nieco rozczarowani.

Duży spadek płynności filmów

Niestety, jeśli chodzi o nagrywanie filmów, nie jest to mocna strona tego telefonu. Co do jakości obrazu większych zastrzeżeń nie mam. Ostrość jest dobra, kolory również, tylko z płynnością jest problem. Zauważymy to przy robieniu panoramy i gwałtowniejszym ruchu telefonem. Nie jest to dramatyczny problem, ale jest dość uciążliwy, a biorąc pod uwagę cenę tego smartfona nie powinien się zdarzać. Co gorsze, problem pojawia się w każdych warunkach. Nie pomogło także zmniejszenie rozdzielczości, wyłączenie kodowania HEVC czy stabilizacji. Wydaje się, że problem ten może być związany z oprogramowaniem, a nie z brakiem mocy procesora. Ogólnie rzecz biorąc, nie poleciłbym tego telefonu do filmowania, zwłaszcza biorąc pod uwagę spadek klatek.

Interfejs fotograficzny również nie działa zbyt dobrze. Ogólnie ma dobrze przemyślany układ, ale działa dość powoli. Mam wrażenie, że jest to wina firmowej aplikacji fotograficznej, a nie wydajności całego telefonu. Może w niej coś poprawili, ale wyszło jeszcze gorzej niż w poprzednich modelach. Nawet zdjęcia robi z opóźnieniem. Z tego powodu aplikacja aparatu również zasługuje u mnie na minus. Fakt, że nie ma możliwości nagrywania w 4K przy 60 klatkach na sekundę, szczególnie mając na uwadze moc tego procesora, jest rozczarowujący.

Dobry wybór, lecz nie bez wad

Ogólnie rzecz biorąc, mimo że telefon ma wiele zalet, w tym dobry aparat fotograficzny, problemy z oprogramowaniem mogą wpłynąć na ogólną satysfakcję z użytkowania. Mam nadzieję, że Motorola podejmie działania w celu poprawy działania aplikacji aparatu w przyszłych aktualizacjach oprogramowania.

Ogólna ocena tego telefonu jest raczej pozytywna, bo poza problemami z aplikacją aparatu i filmowaniem, to jakichś większych mankamentów w tym telefonie nie ma – poza ceną. Motorola życzyła sobie za niego pierwotnie 3000 złotych. Przy tej cenie mieliśmy wiele telefonów na rynku, które nie mają wyżej wspomnianych problemów i są bardziej wszechstronne. Obecnie model ten można kupić za mniej więcej połowę tej ceny, co stanowi już całkiem niezły pomysł.

Generalnie smartfon jest niezły. Bardzo szybko się ładuje, a na baterii pracuje mniej więcej tyle ile każdy szanujący się smartfon w dzisiejszych czasach powinien pracować. Wydajność ma całkiem niezłą – nie grzeje się i pracuje bardzo stabilnie. Ma bardzo przyjemny interfejs oraz wygląd, ma nie najgorsze głośniki stereo, a w kwestiach komunikacyjnych niczego mu nie brakuje.

Jeśli zależy ci także na dobrym wyświetlaczu oraz solidnym zestawie aparatów fotograficznych, Motorola Edge 50 Pro może być dla ciebie odpowiednim wyborem.

Niemniej jednak warto mieć na uwadze możliwe problemy z aplikacją aparatu i nagrywaniem wideo. Mam nadzieję, że Motorola podejmie działania w celu poprawy tych kwestii w przyszłych aktualizacjach oprogramowania.

]]>
https://www.mgsm.pl/pl/katalog/motorola/edge-50-pro/test/1472/Fri, 18 Jul 2025 13:16:45 +0200https://www.mgsm.pl/pl/katalog/motorola/edge-50-pro/test/1472/Adam Łukowski
Najlepszy smartfon roku?Samsung Galaxy S25 Ultra. Poprzedni model - Galaxy S24 Ultra - określiłem mianem najlepszego smartfona roku 2024. Czy w tym roku będzie podobnie? Zobaczymy, bo jeszcze wiele się może wydarzyć, ale bez wątpienia będzie to jeden z najlepszych smartfonów, jakie w tym roku trafiły na nasz rynek.

Klasyczny design z modeli Ultra

W dziedzinie designu zmieniło się wiele, a zarazem niewiele. Smartfon nabrał ostrzejszych kształtów, ma już zupełnie spłaszczony wyświetlacz i odrobinkę zmienioną stylizacją oprawek aparatów fotograficznych. Te zmiany są jednak bardzo delikatne, bardzo dyskretne i trzeba się wpatrzeć, żeby zobaczyć różnicę pomiędzy nowym modelem, a poprzednim. Tak naprawdę najważniejsza zmiana to wyostrzenie kształtów obudowy, co w sumie nadało smartfonowi nieco elegancji, ale też sprawiło, że moim zdaniem pewniej leży on w dłoni. Jest to dosyć spore urządzenie, ale dla mnie jako posiadacza dużych dłoni jest to raczej zaleta niż wada.

Ergonomia bez zarzutów

Jeżeli chodzi o ergonomię, wszystko jest w jak najlepszym porządku, przyciski leżą tam, gdzie trzeba - podobnie czytnik linii papilarnych. Czytnik ten działa naprawdę świetnie i jest to jeden z nielicznych podekranowych czytników, które nie doprowadzają mnie do szału i nie irytują, wręcz przeciwnie, ten mnie nawet cieszy. Oczywiście w telefonie jest też rozpoznawanie twarzy, gdyby ktoś wolał używać tego rodzaju zabezpieczenia, to naturalnie może.

Antyodblaskowy wyświetlacz

W ubiegłym roku bardzo mocno chwaliłam wyświetlacz Galaxy S24 Ultra, a w tym roku nie będzie inaczej, bo wyświetlacz Galaxy S25 Ultra również będę wychwalał pod niebiosa przede wszystkim za szkło redukujące odblaski. To naprawdę dość rewolucyjne rozwiązanie, a żeby to docenić, po prostu trzeba ten telefon mieć w ręku i wyjść z nim w słoneczny dzień na powietrze.

Ekran chroni szkło Corning Gorilla Glass Armor 2, które powinno zapewnić zdecydowanie mniejszą podatność wyświetlacza na stłuczenie. Matryca Dynamic AMOLED 2X oferuje naprawdę bardzo przyjemne dla oka kolory, chociaż z drugiej strony kąty widzialności i czytelności mogłyby być nieco szersze. Przeszkadza mi trochę zbyt mocne ocieplenie kolorów, ale to naturalnie możemy sobie zmienić, korzystając z odpowiedniej pozycji w menu. Ogólnie z wyświetlacza jestem bardzo zadowolony. Nie trzeba się w nim chwalić bardzo wysoką jasnością, bo po prostu odbiór wizualny tego wyświetlacz jest naprawdę znakomity i złego słowa pod adresem tego ekranu powiedzieć nie mogę.

Świetne głośniki i dźwięk

Podobnie jest, jeśli mówimy o głośnikach, chociaż tak naprawdę nie odczuwam jakiejś diametralnej różnicy względem poprzednika. Są one po prostu bardzo dobre, ale już poprzedniej generacji były świetne. Oczywiście mamy tutaj Dolby Atmos i korektor graficzny, ale przede wszystkim mamy bardzo przyjemne brzmienie z odrobiną basu: czyste, klarowne i dosyć mocne. Dźwięk podczas połączeń telefonicznych również jest bardzo dobry. W działaniu modułów łączności nie zauważyłem niczego niepokojącego. Dolny głośnik ma nieco wyższą moc i nieco lepiej odtwarza basy, ale nie czujemy wrażenia asymetrii słuchając dźwięków stereofonii. Generalnie nie mam nic do zarzutu.

Nowości w Galaxy AI

O interfejsie Samsunga opowiadałem już wiele razy, więc nie będę się powtarzać, a wspomnę jedynie krótko o nowościach związanych ze sztuczną inteligencją. Przede wszystkim możemy sobie wygenerować obrazek na podstawie opisu tekstowego. Sztuczna inteligencja zajmuje się też redukcją szumów oraz poprawą gramatyki, a wszystko to zrobi offline, nie wymagając połączenia z siecią, aczkolwiek przetwarzanie online jest również możliwe. Oczywiście przy połączeniu z siecią AI ma po prostu ma większe wsparcie i na pewno będzie działała lepiej. Jeżeli jednak chcemy dbać o prywatność, możemy łączność z siecią odłączyć.

Mamy także już znane tłumaczenie w locie, i to, jeżeli sobie pobierzemy pakiet językowy do telefonu, również może to działać offline. W sekcji AI jedno pozostaje niezmienne - im lepszy materiał na wejściu, tym lepsze efekty jego działania. Spisywanie tekstu z dyktafonu nie zawsze działa tak, jakbym oczekiwał. Podsumowania notatek czy witryn internetowych również nie zawsze są w pełni trafne, ale tak jak powiedziałem, wszystko zależy od tego jaki materiał wprowadzimy. Podobnie ma się rzecz z usuwaniem niepożądanych obiektów ze zdjęć, na niektórych wypada to lepiej, a na niektórych niestety gorzej.

Pozostawiono opcję dodawania obiektów na zdjęciach za pomocą odręcznych rysunków i tu również im bardziej trafny nasz rysunek będzie, tym lepiej to wyjdzie w ostatecznym efekcie. W tym aspekcie rysik na pewno nam pomoże. Prawdę powiedziawszy, ja wciąż nie mam pełnego przekonania do funkcji związanych ze sztuczną inteligencją, bo wiele rzeczy, po prostu sam zrobię szybciej, niż poprawię to, co wygeneruje AI.

Nowe funkcjonalności niektórych aplikacji

Założenia generalnie są ciekawe. Aplikacje mają wymieniać informacje między sobą, czyli na przykład połączyć zapisaną kartę pokładową na lot z rezerwacją hotelu czy wynajmem samochodu. W praktyce to działa troszeczkę losowo, raz jest idealnie, a czasem niestety trochę mniej idealnie. Funkcja "Now Brief", czyli nasze codzienne podsumowanie dnia w moim przypadku działała również nieco poniżej oczekiwań, ale wynika to zapewne z tego, że telefon jeszcze nie przyzwyczaił się do mnie i do moich nawyków. Możliwe, że gdybym używał tego smartfona dłużej niż miesiąc, dwa, a może trzy, to wtedy ta funkcja faktycznie serwowała, by mi to co mnie interesuje, a póki co, wyświetla bardzo podstawowe informacje na przykład o pogodzie czy o zapisanych w kalendarzu kolejnych wydarzeniach.

Kosmetyczne ulepszenia w interfejsie

Sama nakładka One UI 7 pozostaje przyjazną i dosyć przejrzystą. Oczywiście jest w niej sporo preinstalowanych różnych aplikacji, ale na szczęście można je bez problemu usunąć. Nakładka niezmiennie pozwala na dosyć szeroką personalizację wyglądu. Sam wygląd zmienił się raczej kosmetycznie i nie są to zmiany jakieś drastyczne, bo bez problemu się tutaj odnajdujemy.

Wydajny, ale z problemami

A jak wypada wydajność tego smartfona? Z jednej strony jest potężna, z drugiej niestety widzimy zauważalny throttling, ale po kolei. Galaxy S25 Ultra korzysta z procesora Snapdragon 8 Elite for Galaxy, czyli lekko zmodyfikowanej wersji z podkręconymi dwoma rdzeniami z raptem z 4,32 do 4,47 GHz. Generalnie musi to działać dobrze, nawet jeżeli zadowala się tylko 12 GB RAM-u. Konkurencja tutaj czasami daje jednak więcej. Niemniej wyniki w benchmarkach są bardzo wysokie i na co dzień smartfon pracuje bajecznie płynnie. Niestety, tak jak wspomniałem, widać w testach throtlling. On tak naprawdę w codziennym życiu jakoś szczególnie nam nie dokuczy. Niemniej stabilność spadająca niekiedy w okolice 50% we flagowcu trochę mimo wszystko nie przystoi.

Na szczęście telefon jakoś strasznie się nie nagrzewa i tak naprawdę mamy tutaj dobry flagowy poziom. Smartfon nie straszy przycinkami, natomiast niewątpliwym plusem tego urządzenia jest długość jego wsparcia, jeżeli chodzi o aktualizacje systemowe. Tutaj Samsung jest nadal jednym z liderów. Smartfon teoretycznie skończy swój żywot na Androidzie 22. Ale czy ktokolwiek będzie aż tyle czekał? No wątpię.

Istotne zmiany w rysiku

W przypadku Galaxy S25 Ultra, podobnie jak w przypadku poprzedników, jednym z kluczowych elementów wyposażenia jest rysik. Niestety w tym roku rysik ten pozbawiono własnego zasilania oraz łączności Bluetooth i niestety, co za tym idzie, zniknęły funkcje sterowania smartfonem za pomocą gestów wykonywanych rysikiem. Samsung twierdzi, że niewielu klientów z tego korzystało, ale usunięcie jakiejś funkcji, która była obecna w rysiku przez lata, troszeczkę smuci. Mimo wszystko dla wielu użytkowników rysik nadal okaże się bardzo przydatny, szczególnie dla tych, którzy lubią sobie coś naszkicować na ekranie albo sporządzają po prostu ręczne notatki, tudzież rysują jakieś obrazy.

Mocna bateria

Już w przypadku poprzedniego modelu dość mocno chwaliłam akumulator. Teraz też nie narzekam. Bateria ma 5000 mAh i w praktyce bezproblemowo utrzymuje ten telefon przez cały dzień przy życiu, a czasem nawet dłużej. Wyrobiłem sobie nawyk ładowania indukcyjnego tego smartfona każdej nocy, a ładowanie przewodowe niezmiennie mnie rozczarowuje, bo odbywa się stosunkowo wolno z mocą 45 W.

Nie jest tragicznie, ale tu jednak oczekiwałbym więcej i niezmiennie namawiam Samsunga na implementację szybkiego ładowania, z opcją przełączenia się na to wolniejsze, bezpieczniejsze dla trwałości baterii, zależnie od naszych potrzeb w danym momencie. Zdarzają się bowiem takie chwile, że jednak zależałoby mi na błyskawicznym naładowaniu smartfona do pełna, a tutaj tego trochę zabrakło. Zabrakło też jeszcze jednej rzeczy. Oczywiście jak zdradza nam już samo opakowanie, ładowarki w zestawie nie ma, jest jedynie przewód USB-C.

Flagowy zestaw aparatów

Jaki zestaw fotograficzny znajdziemy w Galaxy S25 Ultra? Przede wszystkim główny 200-megapikselowy aparat, który dobrze już znamy, z matrycą 1/1,3 cala, f/1.7 z laserowym autofokusem i OIS. Poprawiono za to aparat szerokokątny. Teraz ma 50 Mpx, matrycę 1/1,57 cala i przysłonę 2.2. Mamy też 10-megapikselowy teleobiektyw z 3-krotnym przybliżeniem optycznym i optyczną stabilizacją, a także 50-megapikselowy aparat z peryskopowym teleobiektywem, dającym pięciokrotne przybliżenie i również wyposażony w optyczną stabilizacją obrazu. Komplet uzupełnia skromny, 12-megapikselowy aparat przedni z f/2.2.

Zmian nie jest może wiele, ale zdjęcia niezmiennie pozostają na naprawdę bardzo dobrym poziomie. Aparat główny daje sobie radę bezproblemowo w zasadzie we wszystkich scenariuszach użytkowania. W nocy cieszy naprawdę dobrym odwzorowaniem detali, nawet w słabiej oświetlonych partiach kadru. Przede wszystkim nie usiłuje na siłę robić dnia z nocy i zachowuje klimat tego, co aktualnie widzimy, pokazując nam jednocześnie delikatnie tylko rozjaśniony obraz z zachowaniem naturalnego efektu nocy. Oczywiście aparaty z teleobiektywami ustępują głównemu w zdjęciach nocnych, niemniej nadal są świetne. W dzień jest rewelacyjnie. Faktycznie jest to jeden z lepszych aparatów wyposażonych w duże zbliżenie.

Naturalnie z przybliżenia cyfrowego nadal nie polecam korzystać przy wyższych krotnościach, ale i tutaj uważam, że jest to najlepszy cyfrowy zoom. Efekty robienia zdjęć z dużym zoomem, są zauważalnie lepsze od konkurencji, ale nadal do ideału sporo brakuje. Zdjęcia mają dosyć nienaturalnie oddawane kolory, a przede wszystkim nie widać zauważalnych i drastycznych różnic pomiędzy poszczególnymi obiektywami.

Kolory są oddane w sposób podobny, odzwierciedlenie detali, również jest mocno zbliżone i ciężko naprawdę ciężko odróżnić bez dużego powiększenia, którym obiektywem, jakie zdjęcie zostało zrobione. Ta cecha jest niezmienna w smartfonach Samsunga i niezmiennie ja ją po prostu bardzo chwalę. Czy jest znacząco lepiej niż było w poprzedniku? Poza zdjęciami szerokokątnymi to niekoniecznie, ale już poprzednik stawiał fotografię na naprawdę bardzo wysokim poziomie. Zatem pozostaje tylko pochwalić.

Delikatna poprawa filmów

Jeżeli chodzi o filmowanie, to w teorii raczej wiele się zmienić nie powinno, ale filmy w moim odbiorze wyglądają nieco lepiej niż filmy nagrywane poprzednim modelem. Jest tutaj jakaś niewielka poprawa, ale w zasadzie ciężko poprawić coś, co już wcześniej było dobre. Filmy nadal cieszą płynnością ostrością i znakomitym dźwiękiem, ale tu pojawia się też nowość, czyli gumka audio, pozwalająca wytłumić odgłosy tła. Działa ona całkiem dobrze, aczkolwiek kiedy ustawimy zbyt wysoki poziom filtracji, dźwięk staje się lekko nienaturalny, taki lekko metaliczny. Niemniej funkcja ta czasem może faktycznie się przydać szczególnie kiedy nagrywamy w gwarnym otoczeniu.Kolejny raz pochwalę Samsunga za to, że pozwala przełączać się pomiędzy obiektywami bez przerywania zapisu, tym również bezproblemowo przeskakiwać na aparat przedni, co polubią szczególnie blogerzy. Co ważne, przeskokowi pomiędzy aparatami nie towarzyszy jakaś drastyczna zmiana obrazu, chociaż efekt jest zauważalny.

Aplikacja aparatu została przeprojektowana, dzięki czemu stała się teraz wygodniejsza. Można na przykład zmieniać ekspozycję, nie blokując zarazem ustawienia ostrości, a dla tych, którzy bawią się w bardziej zaawansowane filmowanie pojawia się zapis w trybie log.

Czy to najlepszy flagowiec tego roku?

Czy Samsung Galaxy S25 Ultra jest rzeczywiście najlepszym smartfonem tego roku? Na razie mogę powiedzieć, że owszem jest. Nie wiem co będzie później i tak naprawdę na to pytanie odpowiem wam dopiero w ostatnich dniach grudnia, ale rzeczywiście jest to bezkompromisowy, totalnie wyposażony flagowiec o szerokich możliwościach, ale niekoniecznie bez wad. Samsung Galaxy S25 Ultra kosztuje obecnie niecałe 6300 złotych w wersji 256 GB i niecałe 6900 złotych w wersji 512 GB. W tym momencie zdecydowałbym się na tą droższą, bowiem zawsze lepiej mieć dwa razy więcej pamięci za stosunkowo niedużą dopłatą. A czy warto ten telefon kupować? Cóż, jeżeli nie macie flagowca, to zdecydowanie warto.

Jednak, jeżeli macie poprzedni flagowiec Samsunga, czyli Galaxy S24 Ultra, to moim zdaniem lepiej poczekać na kolejną generacją, bo S24 Ultra nadal pozostaje bardzo dobrym smartfonem. A jeżeli macie jakiegoś starszego Samsunga, to być może faktycznie czas na zmianę. Od siebie zdecydowanie polecam tegorocznego flagowca Samsunga, chociaż ma kilka niedociągnięć i kilka rzeczy nadal mogłoby być w nim jeszcze lepszych.

]]>
https://www.mgsm.pl/pl/katalog/samsung/galaxy-s25-ultra/test/1471/Wed, 16 Jul 2025 12:15:42 +0200https://www.mgsm.pl/pl/katalog/samsung/galaxy-s25-ultra/test/1471/Adam Łukowski
Takie powtórki to ja lubięHuawei MatePad Pro 12.2 2025 w edycji PaperMatte trafił do mnie po raz kolejny, tym razem z numerkiem obecnego roku, dodatkową myszką w zestawie i kilkoma drobnymi zmianami. Właściwie się nie dziwię. Po co poprawiać coś tak pięknego i funkcjonalnego?

Huawei MatePad Pro 12.2 2025 ma nieco przydługą nazwę, ale niech nikogo to nie zraża. Ot, trzeba starać się rozróżnić jedno urządzenie od drugiego, a tu sprawa jest nieco skomplikowana, bo wszak dopiero co Huawei wypuścił bardzo podobne urządzenia. „Dopiero co” oznacza co prawda : w zeszłym roku, niemniej jednak różnice trudno dostrzec na pierwszy rzut oka. Tablet ma podobną funkcjonalność, wzbogaconą tym razem o dodatkową bezprzewodową myszkę w zestawie. Znajdziecie tam również oczywiście klawiaturę i rysik. Tak, po namyśle stwierdzam jednak, że oczywiste może być to tylko dla nabywców poprzedniego wariantu – ale oni mogą przy nim pozostać. Różnice nie są aż tak znaczące, by kupować nowsze urządzenia. To raczej urządzenie dla tych, którzy nie mieli z nim jeszcze styczności (choć powinni). No dobrze, to od początku.

Dlaczego Huawei MatePad Pro 12.2 2025 jest jak na tablet urządzeniem niezwykle praktycznym i wyjątkowym? Składa się na to kilka elementów, które postaram się sprawnie tu wyłuszczyć pisząc o bardzo bogatej zawartości zestawu, odpornym na odbłyski słoneczne wyświetlaczu, oprogramowaniu, szybkim ładowaniu i ogólnie o tym, że gdyby nie Android zamiast Windows, już dziś mój laptop zacząłby grzać ławę – znaczy: poszedłby w odstawkę.

Zestaw bez precedensu: rysik, klawiatura, mysz

Jak miło jest pracować na tablecie w wariancie laptopowym z myszką! Tak, kiedy rysuję, czy czytam komiks albo książkę, myszka na niewiele się przydaje, ale przy pracy z tekstem albo w internecie jest nieoceniona. Ma płaski profil. Nie tak płaska, jak myszka od Apple, ale nic nie poradzę, brakuje mi obłości. Po dwóch tygodniach pracy nieco się przyzwyczaiłem, ale pracując zazwyczaj z myszkami mocno wypukłymi albo wręcz pionowymi, musiałem się nieco postarać... i wrócić do myszki, z którą zazwyczaj pracuję. Nie zrozumcie mnie źle, to bardzo fajne urządzenie; sęk w tym, że indywidualne preferencje bardzo wiele tu znaczą. Wiedzą o tym gracze, wiedzą ci, którzy na co dzień pracują z tekstem.

Myszka w zestawie (CD-23RA) jest biało-szara, jest zrobiona z przyjemnego, miękkiego w dotyku plastiku, kółko jest metalowe i ma wyraźny radełkowy wzór, która sprawia, że palec się nie ślizga. Długość i szerokość są zbliżone do standardowej myszy. Całość jest niezwykle estetyczna i zapewne praktyczna, ale... klawisze są dla mnie nieco zbyt twarde i profil – jak wspomniałem – za mało „garbaty”. Wiecie, zamiast muszki podobnej do tej od Apple, chętnie korzystałbym z takiej, która przypomina Microsoft Arc.

Urządzenie bardzo fajnie sprawdza się w podróży, bo zajmuje jednak nieco mniej miejsca niż zwykła mysz. Dodatkową zaletą jest możliwość połączenia myszki z 3 oddzielnymi urządzeniami – odpowiada za to przełącznik na spodzie, gdzie możemy się poruszać pomiędzy trzema kanałami – i co za tym idzie - trzema oddzielnymi urządzeniami BT. Każdy kanał jest oznaczony oddzielną diodą LED, więc nie sposób się pogubić.

Drugim praktycznym dodatkiem jest rysik. W połączeniu z odpowiednim oprogramowaniem potrafi zdziałać cuda zarówno jako narzędzie do szybkiego odręcznego notowania, jak i piórko, pędzel, czy spray podczas swobodnego rysowania w programach graficznych. Łączy się z urządzeniem migiem, po umieszczeniu na magnetycznej krawędzi tabletu i ładuje się bezprzewodowo podczas połączenia. Dodatkowo Huawei postarał się o to, by nie trzeba było martwić się o zagubienie gadżetu. W wewnętrznym zagięciu klawiatury jest na niego miejsce i na pewno stamtąd nie wypadnie.

Wszystkie akcesoria wykorzystują technologię Huawei NearLink. Trzeba pamiętać, żeby mieć ją włączoną w Huawei MatePad Pro 12.2 2025 podczas podłączania. Wpasowanie tabletu w klawiaturę jest dosyć oczywiste dzięki wycięciu na wyspę aparatów fotograficznych, ale z zagięciem całości tak, żeby utworzyła funkcjonalny układ laptopa już miałem pewien problem. Trzeba się chwilkę zastanowić. Całość jest bardzo stabilna i pozwala na wygodną pracę czy zabawę, ale układ może również pracować w formie „Studio”, gdzie klawisze klawiatury są zakryte, a dostęp mamy tylko do panelu dotykowego i ekranu. To niezły pomysł na wygodne rysowanie w programie graficznym.

Klawisze klawiatury Huawei Glide są miękkie, ale mają wyraźny skok, czego bardzo mi do tej pory brakowało w podobnych zestawach konkurencji. Touchpad reaguje sprawnie i bez opóźnień dodatkowo obsługując gesty. Rysik ma jakąś obłędną liczbę poziomów nacisku, jest automatycznie wykrywany 12 mm nad ekranem i ładuje się – jak wspomniałem wyżej – przyczepiony magnetycznie do krawędzi tabletu. Jeśli naładowanie baterii spada, ładowanie rysika jest automatycznie odcinane. Chciałbym uniknąć ekscytacji, ale praca na tej klawiaturze jest po prostu niezwykle przyjemna. Tak, jest biała, tak, łatwo łapie zabrudzenia (a właściwie: są na niej po prostu znacznie bardziej widoczne, niż na czarnej klawiaturze), ale stukanie w te klawisze to czysta poezja.

Wyświetlacz, co mu słońce nie straszne

O wyświetlaczu mogę pisać wyłącznie w superlatywach powtarzając się słowo w słowo z poprzedniej recenzji. To nie tylko świetna kontrastowa i ładnie odwzorowująca kolory matryca, ale również obszar roboczy sprawny i funkcjonalny przy takim świetle, przy którym niejeden laptop okaże się kompletnie niezdolny do współpracy. Huawei MatePad Pro 12.2 2025 z PaperMatte eliminuje 99% refleksów świetlnych i pod tym względem nie ma sobie równych.

Dwuwarstwowa matryca OLED o przekątnej 12,2 cala pracuje w rozdzielczości 1840x2800 pikseli. Ramka na całym obwodzie ma szerokość 4,6 mm i zapomina się o niej podczas pracy z tabletem. Przekłada się to na duży i wygodny obszar roboczy zarówno wtedy gdy tablet pracuje wyłącznie jako wyświetlacz, jak i podczas pracy dotykowej. Zawsze podchodzę z pewną ostrożnością do wyśrubowanych wartości związanych z obrazem, ale dla porządku wspomnę, że producent deklaruje maksymalną szczytową jasność na poziomie 2000 nitów, kontrast 2000000:1 i 1,07 biliona kolorów. Maksymalne odświeżanie to 144 Hz, a dotyk próbkowany jest z częstotliwością 480 Hz.

Co oznaczają te wszystkie cyferki? Przede wszystkim na komfort pracy z urządzeniem oferującym obraz w najwyższej jakości. Świetnie przegląda się grafikę, ogląda filmy, pracuje rysikiem. Tak, mam lekki skurcz szczęki za każdym razem gdy pukam twardą końcówką rysika w szkło, ale funkcjonalność dotyku, przełożenie nacisku, są bez zarzutu. Dwuwarstwowy wyświetlacz ma oznaczać znacznie większą żywotność matrycy. Nie sposób tego sprawdzić podczas testów – można jedynie wierzyć zapewnieniom producenta.

Największym przebojem jest jednak zdecydowanie technologia PaperMatte. Cztery warstwy m. in. z powłoką antyodblaskową i filtrem polaryzacyjnym. Niwelują odblaski i robią magię. Nie miałem jeszcze urządzenia, w którym mat wyświetlacza nie był widoczny w normalnych warunkach oświetleniowych, natomiast powłoka wspierana dodatkowymi technologiami była czynna w warunkach ostrego światła słonecznego. Efekt jest świetny, ale niestety trudno go pokazać na zdjęciach. Warto zobaczyć to na żywo, gdy tylko będzie się miało okazję.

Bardzo się cieszę, że stosunek boków wyświetlacza to 3:2. Tak, niektórzy będą sarkać, bo filmy mają paski na górze i na dole, niemniej do pracy z tekstem, w internecie czy z obrazem rysowanym to są parametry wymarzone – a do tego wszak ten tablet jest przede wszystkim przeznaczony.

Może zastąpić laptopa

Mógłby. Huawei rzeczywiście się postarał oddając w ręce użytkownika urządzenie dopracowane nie tylko pod względem dodatków, czy sprzętowym, ale dysponujące także oprogramowaniem do sprawenej pracy z tekstem i obrazem. Huawei Notatki załatwia bez pudła potrzebę szybkiego notowania, a GoPaint pozwala się spełnić tam, gdzie potrzeba trochę grafiki. Oprogramowanie świetnie radzi sobie z przekształcaniem mowy na tekst, a także z rozpoznawaniem tekstu pisanego (choć przyznaję: nie testowałem na lekarzach). Sprawne narzędzia typograficzne umożliwiają tworzenie notatek nawet w formie infografik – i nie trzeba być do tego zaawansowanym artystą. Praca z grafiką również jest bardzo miła, a edytor choć wygląda na pierwszy rzut oka niepozornie, dysponuje naprawdę bardzo fajnymi zaawansowanymi opcjami. Wybaczcie proszę, że nie pisze o szczegółach, nie jestem grafikiem, choć bawiłem się tworzeniem własnej ilustrowanej książki z wykorzystaniem grafiki generowanej przez AI i krytycznie stwierdzam: świetna zabawa.

Z wydajnością jest bardzo fajnie. Genshin Impact działa płynnie, bo najwyraźniej drzemiący w obudowie Huawei MatePad Pro 12.2 2025 8-rdzeniowy Kirin 92A daje radę. Pamięci spokojnie wystarcza, bo 12 GB dla HarmonyOS i aplikacji to aż nadto. Na dzień dobry urządzenie trafia do nas z pamięcią 512 GB, z których ok. 34,5 GB wykorzystuje od razy na system operacyjny i zainstalowany soft. Dzięki temu, że Huawei zadbał o odpowiednie oprogramowanie, większość pamięci wewnętrznej można wykorzystać na własne rzeczy: multimedia, dokumenty, zdjęcia czy filmy. Że głupio się wygląda kręcąc film czy robiąc zdjęcie tabletem? Może, ale warto spróbować o tyle, że producent podciągnął parametry aparatu fotograficznego z 13 do 50 Mpx. Tablet jest w stanie poradzić sobie z nagrywaniem wideo w 4k, a później jego edycją w zainstalowanej aplikacji Klipy Petal.

Dodatkowy aparat z tyłu ma optykę do zdjęć szerokokątnych i matrycę 8 Mpx. Do robienia zdjęć wnętrzom – jak znalazł. Oczko z przodu do prowadzenia rozmów wideo też dysponuje matrycą 8 Mpx, więc podczas rozmów czy telekonferencji wygląda się po prostu dobrze. No i wreszcie jestem dobrze słyszany.Huawei MatePad Pro 12.2 2025 ma 4 głośniki, ale również 4 mikrofony z redukcją szumów. Muzyki można bez złych odczuć słuchać bez słuchawek, podobnie jest z filmami. Moja prywatność jest z kolei dosyć dobrze strzeżona przez, wbudowany w przycisk power na krawędzi, czytnik linii papilarnych. Działa niemal zawsze za pierwszym razem.

Tablet nie obsługuje karty SIM, co może dać się we znaki w podróży, gdy rozładuje się smartfon, ale za to jego Wi-Fi dostało znaczące ulepszenie względem zeszłorocznego poprzednika. W sumie lokalnie komunikować się możemy poprzez BT 5.2, Wi-Fi 7, USB 3.1. Urządzenie obsługuje oczywiście HuaweiShare, czy SuperDevice, a także lokalizację za pomocą wbudowanego odbiornika GPS i hot-spotów Wi-Fi.

Do mojego zestawu dołączono ładowarkę o mocy 100 W, której w zestawach raczej nie znajdziecie i która trzeba bedzie dokupic osobno dzięki przepisom UE. Jako że tablet obsługuje SuperCharge, akumulator ładuje się w czasie ok. 50-60 minut. 10100 mAh to spora bateria biorąc pod uwagę rozmiar i grubość tabletu. Urządzenie nie grzeje się nadmiernie podczas ładowania, natomiast nieco inaczej jest podczas szybkiej wymiany danych czy grania. Tutaj ciepło odprowadzane przez obudowę jest odczuwalne. W środku za jego odprowadzenie odpowiedzialne są dwie spore, każda obejmująca 80% powierzchni tabletu, powłoki grafenowe. Gdyby zamiast tylnej obudowy z włókna szklanego był metal – ciepło byłoby bardziej odczuwalne, ale lepiej odprowadzane. Niemniej tablet byłby również znacząco cięższy. Kompromis zastosowany przez producenta wydaje się sensowny tym bardziej, że temperatury osiągane przez obudowę nie powodują dyskomfortu podczas użytkowania. Gdy podłączona jest klawiatura, ciepła nie odczujemy wcale.

Premium, nie premium, rozważyć go warto

I znów mogę tylko powtórzyć po pierwszej recenzji: choćby dziś zamieniłbym mojego laptopa na to cudo, gdyby nie brak Windows. Podejrzewam, że po bliższym kontakcie, użytkownicy urządzeń Apple powiedzieliby to samo. Huawei MatePad Pro 12.2 2025 to mocarny, ale i piękny tablet, pod warunkiem że użytkownikowi wystarczy oprogramowanie pod HarmonyOS/Androida.

Można używać go do pracy z tekstem, grafiką i wideo. Można pracować na nim, gdy słońce świeci niemal prosto w ekran. Można w końcu rozrywać się grając, czytając, słuchając muzyki. Jak na tę wielkość jest niezbyt ciężki, za to bardzo szczupły. To jest po prostu pełnoprawny tablet premium, który pozostawia użytkownika z rozdziawioną gębą, gdy chodzi o komfort użytkowania. Tablet premium, to również cena premium. Za zestaw (niestety bez ładowarki):

    Huawei MatePad Pro 12.2 2025 512+12 GB

    Klawiatura Huawei Glide, rysik M-Pencil (3. generacji), mysz bezprzewodowa Huawei CD23-R NearLink

    Gwarancja wydłużona o 12 miesięcy (łącznie 3 lata)

zapłacimy w regularnej sprzedaży 3999 zł. W okresie od 24 czerwca do 27 lipca 2025 r., w sklepie online producenta oraz u partnerów biznesowych sugerowana cena detaliczna została obniżona o 300 zł (czyli: rekomendowana cena promocyjna to 3699 zł). Huawei proponuje oczywiście sporo dodatkowych promocji – warto dowiedzieć się o nich zaglądając do ich sklepu w Sieci.

Huawei MatePad Pro 12.2 2025 to jest jedno z tych urządzeń, które mogę polecić z czystym sumieniem, zastrzegając się jednak, że choć to tablet ze wszech miar godny uwagi, nadal trzeba pamiętać, że są gusta i guściki. Nie należy mi wierzyć bezkrytycznie, warto obejrzeć i własnoręcznie dotknąć tego cudu współczesnej techniki samodzielnie. Polecam.

]]>
https://www.mgsm.pl/pl/katalog/huawei/matepad-pro-12.2-2025/test/1470/Tue, 15 Jul 2025 16:49:23 +0200https://www.mgsm.pl/pl/katalog/huawei/matepad-pro-12.2-2025/test/1470/Jacek Filipowicz
Obłędnie sferyczny i prozdrowotnyHuawei Watch 5 to łakomy kąsek dla wszystkich, którzy lubią nosić smartwatche. Nawet w najtańszej wersji oferuje więcej niż konkurencja. To naprawdę mocny zawodnik.

Huawei Watch 5 to przede wszystkim opcje prozdrowotne i innowacyjny zestaw czujników, ale mamy tu wszystko: porządne odporności, wygodę noszenia, spory wybór kolorów i wzorów, obsługę eSIM, opcje sportowe, zróżnicowanie cen, niezły czas pracy na jednym naładowaniu.

Wiecie na pewno, że producentów interesują nasze gusta, bo tego rodzaju zainteresowanie leży w ich dobrze pojętym interesie. Dopasują się do oczekiwań - sprzedadzą więcej. Według badań przeprowadzonych przez Huawei o wyborze smartwatcha decydują takie czynniki jak:

    funkcje zdrowotne

    czas pracy

    cena

    komfort noszenia

    odporności

    funkcje sportowe

    współpraca ze smartfonem

    wygląd

Uporządkowanie nieprzypadkowe i dosyć zaskakujące. Gdybym mógł zasugerować coś badającym i badanym: kompatybilność ze smartfonem warto sprawdzić na samym początku. Nikt raczej nie dobiera smartfona do zegarka. Podobnie jest chyba z ceną; rozsądnym wydaje się ustalić widełki cenowe, przed zabraniem się za zakupy.

Badanie wskazuje na dosyć oczywiste powody naszych wyborów, choć muszę przyznać, że dwa ostatnie punkty z jednej strony spowodowały moje zdziwienie, a z drugiej mocne powątpiewanie w ich niewielką - według sondy - istotność. Nie przepadam za funkcjami śledzącymi mój stan zdrowia i sprawność fizyczną, ale najwyraźniej użytkownicy właśnie tego poszukują. Miło jest sprawdzić tętno, zmierzyć ciśnienie (co Huawei Watch 5 jako jeden z niewielu na rynku umożliwia), dowiedzieć się o dziennej ilości kroków, ale żeby zegarek zmuszał mnie do codziennego, wytężonego mniej lub bardziej wysiłku fizycznego – to już niekoniecznie.

Kontrola stanu zdrowia

Huawei Watch 5 to pierwszy smartwatch z technologią X-Tap. Dodatkowy zestaw czujników umieszczony na boku koperty, a nie na jej spodzie, usprawnia pomiar funkcji zdrowotnych po dotknięciu palcem. Na spodzie nadal są czujniki, ale odpowiadają teraz za stałe monitorowanie różnych funkcji. Gdy chcemy szczegółowego pomiaru chwilowego – korzystamy z bocznego zestawu czujników. Dzięki kombinacji obu zyskujemy z kolei również dokładniejszy pomiar chwilowy np. EKG. Nie tylko dokładniejsze, ale i szybsze są także wyniki dotyczące nasycenia krwi tlenem. Pomiar trwa poniżej 10 sekund, a Huawei Watch 5 jest tym samym szybszy od swojego poprzednika o ponad 30%. Pomiar sztywności tętnic trwa ok 20 sekund i wymaga dodatkowo wybrania ostatniego pomiaru aktywności fizycznej (można wybrać również nic-nie-robienie). Trzeba pamiętać, że pomiar sztywności tętnic i monitorowanie sprawności oddechowej to nie są dane medyczne.

Łącznie czujniki Huawei Watch 5 potrafią:

    zmierzyć puls

    zmiany rytmu zatokowego

    zmierzyć nasycenie krwi tlenem

    zmierzyć temperaturę skóry

    zmierzyć poziom stresu

    zrobić proste EKG

    wykryć sztywność tętnic

    monitorować aktywność oddechową

    wykryć zakłócenia oddechu podczas snu

Dodatkowo dostępny jest kalendarzyk cyklu miesięcznego i prosta diagnostyka kaszlu (kaszlemy w mikrofon zegarka).

Właściwie każdy pomiar i rozpoczęcie monitorowanie funkcji zdrowotnych informuje jakie informacje obrabia i wymaga wyrażenia przez użytkownika osobnej zgody, co z jednej strony jest pocieszające, ale z drugiej wymaga przeczytania na zegarku ściany tekstu. Zegarek potrafi dokonać kompleksowej analizy wyników z monitoringu i pomiarów, po czym udzielić prostych porad zdrowotnych sugerując dodatkowe ćwiczenia albo wizytę u specjalisty.

Nie trzeba każdej z funkcji życiowych mierzyć osobno. Jeśli już użytkownik zdecyduje się zaklikać wszystkie te zgody, wtedy wystarczy dotknąć palcem zespołu czujników X-Tap i przytrzymać przez 3 sekundy, żeby aktywować funkcję „Zdrowie na oku”, która wygeneruje całościowy raport na temat zdrowia i samopoczucia.

Czas pracy

Huawei stara się robić wszystko, by jego duże smartwatche pracowały jak najdłużej na jednym naładowaniu baterii. Ten mniejszy ma baterię o pojemności 540 mAh, a większy - 867 mAh. Mogę odnosić się wyłącznie do tego ostatniego, bo jego właśnie recenzuję. Smartwatch może działać w trybie standardowym albo w trybie oszczędzania baterii, przy czym jeśli wybierzemy tryb standardowy, możemy również zaznaczyć automatyczne przejście w tryb oszczędny, gdy bateria naładowanie spadnie poniżej 15%. Według producenta w trybie standardowym zegarek wytrzymuje 4-4,5 dnia przy typowym użytkowaniu; 3 dni z włączonym AoD; w trybie oszczędzania energii maksymalny czas pracy baterii to 11 dni; 7 dni przy typowym użytkowaniu; 4,5 dnia z włączonym AoD.

Nie ćwiczę regularnie, nie noszę zegarka w nocy, a co za tym idzie nie monitoruję snu, nie rozmawiam przez BT (bo to wymaga głośnego gadania do nadgarstka w miejscach publicznych), chyba że nie mam innego wyjścia, nie włączam AoD, bo wystarczy podnieść nadgarstek, nie używam non-stop Wi-Fi. Odbieram powiadomienia i wiadomości, sprawdzam godzinę, sporadycznie mierzę ciśnienie. Ładowałem zegarek najczęściej raz na tydzień, a zdarzało się, że rzadziej. Ładowanie odbywa się błyskawicznie (ok. 70 min. od rozładowanej baterii do 100%), bo przy zegarku z możliwością ładowania 20 W nie sposób inaczej. Podkładka ładująca w zestawie jest dosyć ciężka, najwyraźniej ma porządną cewkę i ma przewód z końcówką USB-A.

Cena

Dżentelmeni nie rozmawiają o pieniądzach? Zapewne mieli bogatych rodziców. Najwyraźniej nie jestem dżentelmenem, bo uważam, że cena ma ogromny wpływ na wybory konsumenckie. Jeśli nie jesteśmy gotowi wydać na elektronikę określonej kwoty, to żadne przekonywanie o tym, że dostaniemy za to najlepszy wyrób na rynku, nie pomoże. Huawei Watch 5 kosztuje 1999 zł w najtańszym wydaniu (takie testowałem) poprzez 2399 zł do 2799 zł (tytanowa bransoleta). Dużo to czy mało? Dla kogoś, kto woli wydać mniejszą kwotę, zapewne dużo. Dla tych którzy są w stanie wydać tyle pieniędzy na urządzenie bardzo dobrej jakości ze znakomitymi możliwościami może być to cena do przyjęcia.

Na osłodę: do 29 czerwca 2025 w sklepie firmowym Huawei i u partnerów trzeba się upomnieć o promocyjne Huawei FreeBuds 6i za złotówkę. Przynajmniej dopóki nie wyczerpią się zapasy. Promocyjnie można tez zakupić dodatkowy pasek za jedyne 69 zł i wydłużyć gwarancję.

Komfort noszenia

Smartwach występuje w dwóch rozmiarach: 42 mm na nadgarstek 120-190 mm i 46 mm dla nadgarstów 140-210 mm. Materiał koperty w zależności od wariantu. Dla wersji 42 mm będzie to stal nierdzewna 904L (beżowy, piaskowe złoto) albo stal nierdzewna 316L (biały, zielony). W wersji 46 mm: tytan klasy lotniczej (fioletowy, srebrny, brązowy) albo stal nierdzewna 316L (czarny). Wszędzie za to dostaniemy obłędnie obłe sferyczne szkło szafirowe. Z kolei jeśli chodzi o paski, to Huawei Watch 5 z tarczą 42 mm dostaniemy pasek beżowy kompozytowy; z piaskowozłotą bransoletą tytanową, biały kompozytowy i zielony fluoroelastomerowy. Wariant 46 mm opasze nam nadgarstek srebrną bransoletą tytanową, paskami: fioletowym kompozytowym, brązowym kompozytowym albo czarnym paskiem fluoroelastomerowym. Zawrót głowy, nie? W tej cenie szeroki wybór powinien być standardem.

Bransoletki przymierzane przeze mnie podczas polskiej premiery wyglądają elegancko, mają banalnie prosty system wydłużania albo skracania, nie wyrywają włosów na nadgarstku. Czarny pasek fluoroelastomerowy, który dostałem zestawie, jest dosyć wygodny, choć mniej elegancki od tytanowej bransolety. Wydaje mi się, że mimo wszystko łatwiej się z nim funkcjonuje na co dzień. Sęk w tym, że jeśli używamy funkcji monitorujących zdrowie albo sportowych, to nie można sobie pozwolić na luźne zapięcie paska ze względu na dokładność pomiarów. Wieczorem smartfon zaczyna nieco doskwierać, a do noszenia go w nocy nie byłem się w stanie przekonać na dłużej. Gdy będziecie wybierali wariant, być może warto się zdecydować na tytanową (58 gramów), a nie stalową (63 gramy) kopertę. Różnica wagi jest niby niewielka, ale przy codziennym noszeniu może nieco polepszyć komfort użytkowania.

Sterujemy wszystkimi funkcjami z poziomu dotykowego wyświetlacza i koronki. Dodatkowy przycisk może uruchamiać niemal dowolną funkcję i aplikację pod warunkiem, że ją tam przypiszemy z poziomu ustawień. Domyślnie jest tam ustawiona appka odpowiedzialna za ćwiczenia fizyczne. Poza tym pewnymi funkcjami daje się sterować za pomocą gestów. Aby potwierdzić działanie, trzeba szybko ścisnąć kciuk i palec wskazujący dwa razy. Z kolei by nawigować po opcjach można przesuwać kciuk dwukrotnie wzdłuż palca wskazującego w kierunku opuszka. Można w ten sposób wyłączyć alarm, odebrać połączenie, sterować muzyką, czy wyzwolić migawkę w aparacie smartfona.

Odporności

Szafirowe szkło rządzi, bo zegarek noszony na co dzień, a nie wyłącznie od święta prędzej czy później w coś uderzy albo o coś się otrze. Po trzech tygodniach z Huawei Watch 5 nie widać ani na obudowie, ani na tym pięknym wyświetlaczu żadnych śladów użytkowania. Matowa obudowa ze stali radzi sobie i wcale nie fajniejszy byłby tu tytan zastosowany w innych wariantach, wierzcie mi. Tytan jest nieco lżejszy i to jego niewątpliwa zaleta, ale ma twardość 6 w skali Mohsa, gdy stal chirurgiczna 316L to 7 lub 8. Wyobraźcie sobie, że to niepozorne szkiełko szafirowe ma z kolei 9 w tej skali. Fluoroelastomerowy pasek w tym towarzystwie zdaje się być z innej bajki, ale jest elastyczny, znacznie lżejszy od bransolety i szczerze: nie narzekam. Tym bardziej, że przecież bransoletę zawsze mogę dokupić, a wymiana jest banalnie prosta.

Tryby aktywności fizycznej oferują nurkowanie, a zatem konstrukcja musi nieźle bronić się przed wodą. Mamy tu klasę odporności IP69 (zgodnie z normą GB/T 4208-2017), czyli brak gwarancji na kąpiele w gorącej wodzie i w saunie albo pracę w pomieszczeniach o wysokiej wilgotności. Trzeba unikać wszelkich detergentów. Huawei Watch 5 jest zgodny z normą EN13319 dotyczącą akcesoriów do nurkowania, obsługuje swobodne nurkowanie na głębokości do 40 metrów i może być noszony podczas aktywności na płytkiej wodzie, takich jak pływanie w basenie lub na plaży. Za każdym razem trzeba wtedy pamiętać o włączeniu tryb osuszania. No i warto tez pamiętać, że z czasem klasa wodoodporności może po prostu spaść ze względu na długotrwałe użytkowanie zegarka.

Dodatkowo mamy wodoodporność 5 ATM (ISO 22810:2010), co oznacza, że zegarek jest w stanie wytrzymać statyczne ciśnienie 50-metrowego słupa wody przez 10 minut. Nie znaczy to, że można nurkować na 50 metrów, bo wtedy machnięcie ręką wystarczy, by zegarek się rozszczelnił. Ot, taka wartość orientacyjna.

To nie jest zegarek na Syberię ani na Saharę. Temperatura pracy to zakres od 0 do 35 stopni Celsjusza. Przechowywać go można od -20 do 55 stopni Celsjusza.

Aktywność fizyczna

Nie jestem w tym względzie ekspertem, ale liczba możliwości wydaje się dosyć mocno wypełniona. Lista obejmuje ponad 100 trybów aktywności w tym 20 na poziomie profesjonalnym. Huawei Watch 5 ma wbudowany odbiornik GPS. Dzięki temu można np. zaplanować trasę biegu albo marszu, nawigować po ustalonej trasie, ustawić przypomnienia w konkretnych punktach trasy, a zegarek automatycznie skoryguje drogę, jeśli zboczymy z kursu. Mnie najbardziej podoba się możliwość pobrania map offline i nawigowania z kolorowymi mapami, ale bez konieczności używania smartfona. Taka opcja bardzo przydaje się w sytuacjach awaryjnych.

Zegarek może automatycznie wykrywać aktywność fizyczną od chodzenia po schodach po orbiterek, golfa czy nurkowanie. Plany treningowe są dostępne z poziomu aplikacji (w moim przypadku Huawei Zdrowie), a w przypadku kursów biegowych można wybierać spośród 13 kursów systemowych. Domyślnie dostępne są 23 najpopularniejsze dyscypliny, ale w każdym momencie można dodać do menu podręcznego również pozostałe. Są oczywiście raporty, wykresy, sprawozdania. Chętni znajdą.

Komunikacja

Komunikacja ze smartfonem wydaje się podstawą pracy zegarka, choćby ze względu na wygodę rejestrowania zapisów zdrowotnych albo aktywności sportowej i obserwowania ich na nieco większym ekranie. Huawei Watch 5 współpracuje bez problemu z systemem Android od wersji 9.0 wzwyż i systemem iOS od od 13.0. Zegarek jest w stanie komunikować się przez Wi-Fi do 65 Mb/s (IEEE 802.11a/b/g/n/ac/ax 1x1), a dzięki połączeniu Bluetooth 5.2 można bezpośrednio z zegarka odbierać rozmowy telefonicznie, no chyba że ma się wariant z obsługą eSIM – bo po co wtedy rozmawiać przez BT? Jest także obsługa NFC i obsługa płatności przez appkę Quicko Wallet, która pozwala tworzyć wirtualne karty MasterCard i płacić zegarkiem bez wyciągania z kieszeni smartfona. Jeżeli przypiszemy kartę do zegarka, to nawet smartfon w kieszeni nie jest potrzebny. Na Androidzie z telefonem Huawei działa. Właścicieli iPhone'ów muszę odesłać do informacji producenta.

Mam nieustające wrażenie, że parowanie poprzednich zegarków Huawei ze smartfonami było łatwiejsze, ale być może to tylko złudzenie. Smartfon i zegarek wykrywały urządzenia w pobliżu albo były w stanie skorzystać z NFC. Przy Huawei Watch 5 musiałem najpierw smartwatcha zresetować, bo okazało się, że najwyraźniej był wcześniej używany i parowany z innym smartfonem – wiecie, urządzenie testowe. Ktoś zapomniał przywrócić ustawienia fabryczne. Po resecie połączył się ze smartfonem natychmiast.

Wygląd

Bez względu na rozmiar zegarek w każdym rozmiarze wygląda oszałamiająco. Przyznaję, że najbardziej działa na mnie optycznie podkreślona obłym szkłem i ramkami o znikomej grubości 2,2 mm wielkość wyświetlacza. Spośród wszystkich wypuszczonych przez producenta zegarków ten ma najlepszy stosunek wielkości ekranu do powierzchni obudowy: 82,5% w przypadku mniejszej wersji i 80,4% w przypadku tej, którą mam na ręce.

Wyświetlacz to dynamicznie odświeżany dzięki LTPO 2.0 AMOLED o śrenicy 1,5 cala, z jasnością do 3000 nitów. Pokrywa go sferyczne szafirowe szkło, które tak mnie urzekło. Nie ma szansy na zarysowania, widoczność w słońcu jest zadowalająca, choć oprogramowanie czujnika światła można by było nieco usprawnić, bo zmiany automatycznego ustawiania jasności są moim zdaniem nieco zbyt wolne, a dobór natężenia jasności nie zawsze odpowiada warunkom otoczenia.

Czarny wariant wszystko ma czarne: i koronkę wywołującą menu wciśnięciem, a później sterującą przewijaniem, i dodatkowy podłużny przycisk funkcyjny. Pomiędzy koronka a przyciskiem umieszczono nowy zestaw czujników – tam przykładamy palec podczas różnych pomiarów.

O gustach się nie dyskutuje, ale wszystkie warianty smartwatcha (łącznie z najtańszym) według mnie wyglądają na nadgarstku bardzo dobrze, a mnogość kolorów i materiałów pozwoli chyba każdemu wybrać wariant optymalny.

Takie-tam podsumowanie

Ma Huawei Watch 5 sporo przydatnych drobiazgów o których nie napisałem: barometr, kompas, kalkulator, latarkę z regulacją natężenia i koloru światła. Ma oczywiście powiadomienia, odbiór SMS-ów, sterowanie muzyką czy migawką aparatu w smartfonie. Ma funkcję znajdowania smartfona i mierzenia temperatury skóry.

Kontakt z nim rozpocząłem od znalezienia sobie kilku fajnych darmowych tarcz, bo wygląd zegarka wcale, ale to wcale nie jest ważny - wszak wylądował na ostatnim miejscu kryteriów konsumenckich... Spędziłem z nim 3 tygodnie, które nie były wypełnione wytężoną aktywnością fizyczną, czy podwyższoną dbałością o zdrowie. Tak, mierzyłem regularnie ciśnienie, odbierałem powiadomienia i sprawdzałem liczbę kroków. A poza tym wściekałem się na niezliczone zgody do zaklikania – bo przecież trzeba sprawdzić wszystkie opcje, a zegarek niczego nie zarejestruje, gdy nie zaklika się zgody - irytowałem się reagującym z opóźnieniem na warunki oświetleniowe wyświetlaczem - być może to kwestia umiejscowienia czujnika światła albo oprogramowania, albo diabli wiedzą czego, bo w ustawieniach nie sposób znaleźć. Wyłączyłem w końcu AoD i ustawiłem jasność na sztywno i jest OK. Być może kolejna aktualizacja coś z tym zrobi.

Po zgodzeniu się na wszystkie opcje dotyczące prywatności i odpowiednim ustawieniu wyświetlacza można wreszcie cieszyć się pełną funkcjonalnością Huawei Watch 5. To jest kolejny bardzo zaawansowany technicznie smartwatch Huawei, który pozostawia konkurencję daleko z tyłu. Na poszczególnych polach mogą z nim konkurować specjalizowane zegarki firm, które skupiają się wyłącznie na profesjonalnych smartwatchach dedykowanych do konkretnych potrzeb. Natomiast na rynku nie ma urządzenia, które zbierało by wszystkie te właściwości i funkcje, które oferuje ten właśnie zegarek. Dla mnie bomba, ale co ja tu będę pisał. Przy następnej wizycie w elektromarkecie po prostu się do niego przymierzcie i spójrzcie na ten wyświetlacz. Trudno będzie później tak po prostu zostawić go w sklepie.

]]>
https://www.mgsm.pl/pl/katalog/huawei/watch-5-46-mm/test/1469/Tue, 17 Jun 2025 10:43:01 +0200https://www.mgsm.pl/pl/katalog/huawei/watch-5-46-mm/test/1469/Jacek Filipowicz
Smartfon dla graczy, z dziewczyną w zestawieNubia Red Magic 10 Pro to bardzo mocny, świetnie zoptymalizowany dla graczy smartfon. Można skorzystać z dodatkowych triggerów, podłączyć peryferia, w prosty sposób podpiąć zewnętrzny ekran. W zestawie ze smartfonem dostajemy również dziewczynę.

Idea smartfonów dla graczy jakoś do mnie nie dociera. Sprzętowo każdy flagowy smartfon dowolnej znanej marki marki jest w stanie uciągnąć dowolną dostępną w sklepach grę mobilną. To leży w interesie twórców gier. Do tego zaoferuje np. znacznie lepsze zestawy foto do robienia zdjęć. Rzecz w praktyce okazała się znacznie bardziej skomplikowana. Nubia Red Magic 10 Pro jest wyposażona w dodatkowe przyciski do gier, ma interfejs dedykowany specyficznym ustawieniom dotyczącym grania, a do tego graczom lubiącym anime oferuje uroczą gadającą osobistą asystentkę, którą nie tylko można mieć animowaną na tapecie, ale która może również reagować w charakterystycznych zdefiniowanych scenariuszach używania smartfona. Być może myliłem się w założeniach...

Co w zestawie testowym?

    smartfon Nubia Red Magic 10 Pro (czarny - Shadow, ale w sprzedaży jest również biały – Moonlight i półprzezroczysty - Dusk)

    ładowarka o mocy 80 W

    kabel USB-C – USB-C

    półprzezroczyste plecki

    szpilka do otwierania zasobnika z kartami nano-SIM

    dokumentacja (skrócona instrukcja obsługi również po polsku)

Bardzo proszę każdorazowo przed ewentualnym zakupem sprawdzić zawartość pudełka, bo w zależności od miejsca zakupu może się jednak różnić. Smartfon testowy pochodzi z oficjalnej polskiej dystrybucji, ale przepisy europejskie mogą wymusić inną zawartość alternatywnego zestawu. Na pochwałę zasługuje obecność porządnej ładowarki, choć wolałbym jednak kabel USB-A – USB-C. Nie mam USB-C w desktopie. Plecki z pewnością wpłyną na bezpieczeństwo smartfona chroniąc rogi i krótsze krawędzie urządzenia, ale według mnie szpecą smartfon.

Porządne i twarde pudełko w szlachetnych i eleganckich szarości i czerni. Na miejscu producenta i dystrybutora rozważyłbym jednak dodanie nieco żywszych barw, bo grupa docelowa powinna na dzień dobry wiedzieć co kupuje, a kontrastowy i nasycony kolorami wyświetlacz jak najbardziej usprawiedliwia wyrazisty kolor na opakowaniu. Ucieszyłbym się z Mary, która na dzień dobry reklamuje interfejs, choć jestem niemłodym graczem, ale to tylko moje zdanie.

W papierowej instrukcji obsługi pisanej maczkiem jest niewiele informacji, ale są te najważniejsze: opis każdego elementu konstrukcji zewnętrznej: przycisków, gniazd otworów itd., jak włączyć i wyłączyć, jak ładować, jak włożyć kartę SIM, jak wybudzić. Wszystkiego z rysunkami 3 stronniczki. Na polskiej stronie Red Magic nie znalazłem instrukcji, a link wsparcia odsyła do firmy zewnętrznej, gdzie można uzyskać pomoc przy konieczności naprawy, ale porządnej instrukcji nie ma również.

Każdy smartfon powinien tak wyglądać

    przedni aparat pod ekranem

    niewystające tylne aparaty

    jack 3,5 mm

    głośniki stereo

    dodatkowe triggery dla graczy

    dodatkowy konfigurowalny przełącznik

    czytnik linii papilarnych pod ekranem

    chłodzenie z fizycznym wiatraczkiem

Dizajnersko Nubia Red Magic 10 Pro jest smartfonem moich marzeń. Dawno temu Sony zdecydowało się wypuścić Xperię Z i Xperię Z2 – tę drugą miałem i uwielbiałem z niej korzystać. Zdecydowana bryła obudowy bez zaokrągleń, ostre kąty, minimalizm w doborze barw: czerń i srebro. Nubia Red Magic 10 Pro ma jednak znacznie więcej. Szklany tył i przód są niemal płaskie; brakuje tu charakterystycznych dla współczesnych biur projektujących smartfony zaokrągleń – delikatne łagodzą kanty na styku brzegów obudowy. Jedyne barwy to dominująca czerń łagodzona geometrycznym wzorem na tyle, czerwień przycisku Competitive Key i ciemna szarość dodatkowych triggerów. Aluminiowa rama, która zwiastuje lekkość i trwałość.

Geometryczny wzór z tyłu zdaje się być osiągnięty różną polaryzacją światła w kolejnych warstwach pokrywających obudowę. Mieni się, gdy przechylamy smartfona. Ostra metaliczna czerwień Competitive Key jest dodatkowo podkreślona jego ząbkowaną fakturą ułatwiającą przesunięcie podczas włączania. W trybie growym na pleckach włączają się dodatkowo dwa podświetlone symbole w górnym prawym i dolnym lewym rogu smartfona.

Zachwyca mnie nieustannie pozbycie się widoku przedniego aparatu, do którego przyzwyczaili nas twórcy smartfonów, a który szpeci niesamowicie większość wyświetlaczy. Aparat podekranowy to cudowne rozwiązanie, bo sprawia, że cały ekran jest do dyspozycji użytkownika. Pojawia się wyraźnie na wyświetlaczu chyba jedynie w growym trybie rywalizacji. Podekranowy jest również czytnik linii papilarnych.

Sekcja aparatów również wywołuje na mojej twarzy niepowstrzymany uśmiech: nie wystają z obudowy! Zapłacimy za to oczywiście mniejszymi możliwościami fotograficznymi niż w typowych flagowcach, ale nadal: nie wystają z obudowy. Są dwa, a w sekcji fotograficznej dodatkowo pod nimi umieszczono wizualizację wentylatora z mrugającymi kolorowymi diodami LED. To zresztą podświetlenie, które można konfigurować. Jedynym elementem lekko wystającym pod opuszką palca jest doświetlająca dioda LED. Jedynym sensownym wytłumaczeniem tego wystawania jest chyba ochrona przed ześlizgnięciem. Jeśli tak, to niezbyt dobrze działa: smartfon ucieka z każdej, choćby minimalnie pochylonej powierzchni. Pod diodą doświetlającą jest jeszcze jeden element fotooptyczny. To aparat do zdjęć makro. Pod sekcją aparatów mamy jeszcze lekko wklęsłe logo i nazwę serii growych smartfonów Nubii jako dodatek do elementów dekoracyjnych.

Na prawej krawędzi umieszczono wszystkie wystające elementy, tzn. okrągły włącznik, przesuwany Competitive Key (przełącza do trybu rywalizacji dla graczy, ale możliwe jest przypisanie dodatkowych funkcji) i regulację głośności, ale na przeciwległych brzegach znalazły się tam również dwa bardzo czułe triggery dotykowe dedykowane do gier. Mniej więcej w 1/4 wysokości smartfona, ale od góry na obu brzegach mamy kratki systemu chłodzenia; po lewej wlot, po prawej – wylot powietrza. To chyba jedyny element konstrukcyjny Nubia Red Magic 10 Pro, który budzi we mnie niejakie obawy ze względu na możliwość zabrudzenia podczas codziennego użytkowania. Tu może warto przypomnieć, że smartfon nie może się pochwalić żadnym stopniem ochrony IP. Trzeba po prostu uważać na wilgoć i pyły. Z kolei od dołu na podobnej wysokości jest jeszcze dziurka. To dodatkowy trzeci mikrofon używany zgodnie z opisem w grach.

Na górnej krawędzi kolejno mamy dziurkę mikrofonu, grill głośnika, oczko podczerwieni i gniazdo na słuchawkowego jacka 3,5 mm. Lubię wygodę bezprzewodowego dźwięku, ale jak dobrze słuchać muzyki na tym smartfonie na ulubionym przewodowym zestawie słuchawkowym! Lewa krawędź mieści – jak już wspomniałem – bliźniaczy otwór systemu chłodzenia, natomiast na dolnej kolejno umieszczono tackę na karty SIM, mikrofon do rozmów, gniazdo USB-C i identyczny jak na górze grill głośnika. Szufladka na karty SIM jest wzorem minimalizmu, bo mieści obie karty na powierzchni odpowiadającej jednej: dwustronnie.

Dla graczy, nie dla fotografików

Nubia Red Magic 10 Pro ma 3 aparaty fotograficzne z tyłu, jeden z przodu pod ekranem, a zatem przy codziennym użytkowaniu – niewidoczny. Główny aparat wyposażono w moduł OmniVision OV50E 1/1,5" z matrycą 50 Mpx, przysłoną f/1.88 i pikselami o wielkości 1 mikrometra. Matryca jest w stanie robić zdjęcia w rozdzielczości 8192x6144 px, ale domyślnie zdjęcia robione są w rozdzielczości 4096x3072 px. Żeby zrobić zdjęcie w pełnej rozdzielczości, trzeba nieco poszperać w interfejsie aparatu [Opcja była obecna w: rodzina kamer --- pełen rozmiar (sic!), ale po pierwszej aktualizacji „rodzina kamer” dostała nazwę „więcej”, a sama możliwość tajemniczo zniknęła i nie jestem w stanie jej odnaleźć w ustawieniach]. Aparat dusponuje PDAF i optyczną stabilizacją obrazu. Drugi aparat ma obiektyw szerokokątny z przysłoną f/2.2 i matrycę OmniVision OV50D 1/2,88" o podobnej jak pierwsza rozdzielczości natywnej zdjęć, ale z nieco mniejszymi pikselami - 0,6 mikrometra. Aparat do zdjęć macro jest obsługiwany przez moduł OmniVision OV02F, co oznacza 2 Mpx i zdjęcia 1600x1200 px przy przysłonie f/2.4. Ukryty pod ekranem przedni aparat to również matryca firmy OmniVision, tym razem 16-megapikselowa OV16E10. Przy robieniu selfików stosowana jest natywna rozdzielczość 4656x3496 px.

O aparatach fotograficznych Nubia Red Magic 10 Pro trudno jest wypowiadać się w superlatywach. To jeden z tych aspektów smartfona, nad którym Nubia powinna rzetelnie popracować. Czy to oznacza złe zdjęcia? Nie. To oznacza oprogramowanie, które nie zawsze radzi sobie z obsługą naprawdę nie najgorszego sprzętu. Główny aparat jest w stanie na automacie, bez poruszenia i bez ingerencji w ustawieniu zrobić dwa zdjęcia, które mają bardzo rożną dynamikę koloru oświetlenia. Jedno jest naprawdę niezłe, gdy drugie matowi barwy i zabija kontrasty.

Zrobicie zdjęcie nocne, które nie będzie odrzucało. Da radę pstryknąć fotkę pod słońce – i też jest nieźle. Sęk w tym, że robiąc zdjęcia tymi aparatami nigdy nie wiedziałem co otrzymam na wyjściu. Pokrzepia to, że większość fotek jest akceptowalnych, niektóre są niezłe, a kilka nawet bardzo dobrych. Gwarantem udanego zdjęcia są zazwyczaj dobre warunki oświetleniowe. Raczej nie ma problemu z ostrością, choć zdarzały mi się niespodziewane problemy z głębią ostrości. Wrzucam zdjęcia z iglakami i liśćmi, gdzie można w wieczornym świetle policzyć igły i nie ma efektu mydła, ale są również takie, gdzie tym mydłem można by umyć słonia. Nie ma problemów z odwzorowaniem kolorów, choć czerwony przyjmuje bardzo różne odcienie.

Zdaje mi się, że w przypadku aparatu z obiektywem szerokokątnym, można było nawet zaoszczędzić i dać 8 Mpx. Spodziewałem się fajnych wyników, dostałem mocno średnie. Są problemy z dynamiką, korekta zniekształceń bywa rozczarowująca. Z kolei przedni aparat robi nie najgorsze zdjęcia, ale niekiedy wydają się zbyt agresywnie pociągnięte HDR-em. Odwzorowanie kolorów jest całkiem ładne, ale trzeba uważać, bo kosztem aparatu pod wyświetlaczem może być flara, gdy słońce niefortunnie padnie na ekran.

Nubia Red Magic 10 Pro nagrywa wideo do 8k przy 30 klatkach na sekundę. Pozostałe tryby wideo:

    4k przy 30 i 60 klatkach na sekundę

    1080p przy 30 i 60 klatkach na sekundę

    720p przy 30 klatkach na sekundę

Stabilizacja działa wszędzie poza 8k. Film poklatkowy można zapisać w 720p, 1080p i 4k. Przy czym rzecz zabawna, ale i pocieszająca: gdy dostałem smartfona do testów, opcja nazywała się „poklatane w czasie”, a po pierwszej aktualizacji jest już „film poklatkowy”. Kudosy za słuchanie uwag dotyczących spolszczenia dla polskiego oddziału producenta i dla Nubii. Przy zwolnionym tempie można wybrać opcje 120, 240 albo 480 klatek na sekundę, ale w interfejsie nie ma żadnej informacji o rozdzielczości filmu, co jest niefajne. Uzupełniam zatem: 120 fps przy 4k, 240 fps przy 1080p, 480 fps przy 720p.

Przyznam, że po obejrzeniu zdjęć, byłem bardzo miło zaskoczony jakością wideo. AF reaguje z odpowiednio szybko na zmianę głębi, stabilizacja obrazu działa płynnie i bez zastrzeżeń. Odwzorowanie kolorów zarówno na zewnątrz, jak i we wnętrzach wydaje się całkiem dokładne. Byłem w stanie sprawdzić jakość wideo do 4k, natomiast 8k niestety wyłącznie z interpolacją w dół, bo nie mam odpowiedniego wyświetlacza, ale ogólnie sądzę, że użytkownik raczej powinien być zadowolony. Zdarzały mi się smartfony z większymi (jeśli chodzi o matryce) sprzętowymi możliwościami i ze znacznie gorszymi wynikami albo wręcz błędami zapisu (klatkowanie, działanie AF i OIS).

Interfejs foto-wideo

Tam gdzie Nubia zdecydowała o obrazkowych ilustracjach do opcji, mogę tylko chwalić. Ilustracjami jest okraszona w interfejsie foto opcja „Więcej”. Można tam malować światłem, śledzić trasy gwiazd, przełączać obiektywy, zrobić zdjęcie dokumentu albo zdjęcie do dokumentu, strzelić panoramę, skorzystać z filtrów, nałożenia dwóch fotek (takiej niby podwójnej ekspozycji). Ładnie wygląda interfejs profesjonalny, z możliwością zrobienia zdjęć w formacie RAW, histogramem i zmiany niemal wszystkich ustawień. Bezpośrednio na ekranie jest możliwość przełączenia aparatów z podstawowego na szerokokątny. Można wybrać spośród dwóch zestawów kolorów używając barw naturalnych albo żywych. Są oddzielne przełączniki dla zdjęć nocnych i portretu z rozmycia tła. AI można również wyłączyć.

Pewnym problemem było dla mnie wyłączenie nachalnie domyślnie włączonego na każdym zdjęciu paska z marką i podstawowymi parametrami. Opcję wyłączenia zakopano tak głęboko, jak to tylko możliwe. Niefajne. Większym problemem była ostatnia aktualizacja, która nie tylko poprawiła błędy językowe tłumaczenia (przynosząc kolejne), ale zmieniła także dostępność niektórych wyżej opisanych opcji (zdjęcie w pełnym rozmiarze) albo domyślną rozdzielczość zdjęć wynikowych, bo jak do tej pory matryca 50 Mpx robiła domyślnie fotki w 12,6 Mpx, tak teraz robi niekiedy w 7,5 Mpx a niekiedy w 12,6 Mpx. O co chodzi? Nie mam pojęcia.

Mara, dziewczyna z ekranu

Nubia to marka chińska, ale dalekowschodnia kultura pewne rzeczy przyjmuje na równych prawach. W Japonii popularne są moe gijinka - dosłownie termin ten oznacza „moe personifikację”, gdzie „moe” odnosi się do uczuć sympatii wobec uroczych postaci, a "gijinka" to dosłownie „personifikacja”. Obejmuje on OS-tan (personifikacje systemów operacyjnych), ale także inne postacie uosabiające np. przeglądarki internetowe, gry czy nawet przedmioty nieożywione – jak np. smartfony...

A czemu ja tu pisze o takich egzotycznych rzeczach? Ano dlatego, że w Nubia Red Magic 10 Pro mieszka sobie Mara. Jeśli ktoś naprawdę nie przepada za stylistyką anime, nie próbujcie poznawać Mary. Nie warto. Nawet jeśli Mara występuje z czterema różnymi życiorysami, w rożnych kreacjach, a w dodatku gada do użytkownika w konkretnych sytuacjach podczas obsługi telefonu, potrafi go obudzić o określonej porze albo upomnieć, że czas już odpocząć. W końcu zawsze będzie postacią z japońskiej mangi albo raczej anime, bo w końcu jest animowana. Ja tylko nadmieniam, że nie jest wyjątkowo upierdliwa (kto by wytrzymał z własnej woli z upierdliwą animowaną dziewuchą?), natomiast pruderyjnemu użytkownikowi może wydać się nieskromnie ubrana. I gada chyba tylko po angielsku.

Mara, która ma nieco nosowy głos: umie zmienić kostium, się przeciągnąć, zagwizdać, grać na własnym smartfonie, przygotować się, by robić zdjęcia w deszczu, próbować czytać książkę, próbować puścić oko z zastrzeżeniem, że niczego nie dotykamy, obśmiać się jak fretka, przegryźć coś i popić, rozzłościć się, zwracać się do właściciela dowódco, zmienić kolor włosów z różowego na ogniście pomarańczowy, ekscytować się śniegiem i zaproponować ulepienie bałwana, przygotować tort urodzinowy, zareagować na trzęsienie ziemi proponując schowanie się pod stół, zapukać w ekran, zaproponować przerwę w graniu, ucieszyć się z piątku i pocieszyć, że poniedziałkowy blues nie ma do nas dostępu. Umie też skarcić, gdy dotknie się ekran w politycznie niewłaściwym miejscu informując, że nie ma tam żadnych przycisków.

Przy czym Mary można w ogóle nie uruchamiać, uruchomić sobie dla zabawy w miniaturce albo na całym ekranie jako animowaną tapetę z AI gadającą i zmieniającą pozy podczas reakcji na poczynania użytkownika. Ktoś oglądał drugiego Blade Runnera? Poczekajcie chwilkę aż producenci zorientują się, że implementacja AI online to żadna sztuka, że to nie musi być wcale postać z anime, a samotni użytkownicy to pokochali. Samotność nabierze innego wymiaru.

Sprzętowo

Nubia Red Magic 10 Pro pracuje dzięki procesorowi Qualcomm Snapdragon 8 Elite. Nie trzeba wiedzieć ile ma rdzeni, jaki silnik AI, czy częstotliwości zegarów. Na dziś jest to najbardziej wydajna jednostka dla smartfonów na rynku, szczególnie gdy pracuje w układzie z szybką pamięcią RAM LPDDR5X. Ten smartfon występuje w sprzedaży w 12 albo 16 GB takiej pamięci. Na system, oprogramowanie i zainstalowane gry jest łącznie w zależności od wersji 256 albo 512 GB pamięci UFS 4.1. Genshin Impact trzyma się w okolicy 60 fps-ów, ale benchmarki są w stanie wycisnąć ostatnie poty i osiągnąć maksymalne 144 Hz.

Niezwykłym szczegółem jest tu fizycznie działający wiatraczek i dynamiczny obieg powietrza w obudowie. Fajnie rozprasza ciepło kręcąc się z prędkością 23 tys. obrotów na minutę, choć obudowa nadal przy mocnym obciążeniu grzeje się również to ciepło skutecznie odprowadzając dzięki „ciekłemu metalowi” (trudno nie uśmiechnąć się przy tej nazwie). Ale jest tam miedziana folia pod ekranem, grafenowa płytka, żel przewodzący ciepło i aluminiowy radiator, a to już do mnie jakoś przemawia. Mruga przy tym diodami, a można go uruchamiać zarówno ręcznie, jak i automatycznie. Jak oni w tym mikro wiatraczku upakowali 58 łopatek? Cuda, ale i tak obawiam się jak zwykle trwałości tego rodzaju mechanicznych części w smartfonie.

Drugi niecodzienny szczegół to dotykowe triggery. Czułe są, to fakt. Producent podaje częstotliwość próbkowania dotyku na poziomie 520 Hz. Działają po prostu jak trzeba, choć nadal wolę mechaniczne i nieco większe.

Wyświetlacz OLED o przekątnej 6,85” nosi komercyjną nazwę Infinity Display i pracuje w rozdzielczości 1216x2688 px przy maksymalnym odświeżaniu do 144 Hz z niezłą w tym segmencie jasnością 2000 nitów punktowo w piku. Żeby nie było, maksymalna jasność globalna jest na poziomie 1600 nitów, co nadal jest imponującym wynikiem, a poza maksymalnym odświeżaniem można ustawić również nieco niższe wartości: 120, 90 albo 60 Hz. Rozsądnym kompromisem dla baterii jest ustawienie auto, które dopasuje częstotliwość do tego, co jest wyświetlane. Nie ma sensu oglądać YT w 144 Hz, prawda? Sęk w tym, że to działa nieintuicyjnie: ustawienie na sztywno 144 Hz nie zaowocuje wyświetlaniem serwisów filmowych w 144 Hz, tylko w 60. Ma sens, tylko czemu nie widać tego w opisie opcji? Niestety nie udało mi się przetestować żywotności baterii tak, by porównać oba ustawienia. Trudno powtórzyć ten sam scenariusz użytkowania.

Aparat pod tym ekranem pracuje nieźle, czytnik linii papilarnych pod tym ekranem zazwyczaj działa za pierwszym razem (nie za każdym: takie czytniki podekranowe nadal nie istnieją). Wiecie jak fajnie ogląda się filmy i gra w gry bez dziury na ekranie? Nie? Przykra sprawa. Ekran jest chroniony szkłem Corning, choć nie rzucałbym raczej smartfonem po nieudanym pojedynku w Dragon Ball Legends czy Mortal Combat. Ramki na wszystkich bokach mają po 1,25 mm.

Bateria ma pojemność 7050 mAh i – pomimo tak wielkiej pojemności - nie należy się łudzić, że podczas intensywnego grania wytrzyma bardzo długo, choć w porównaniu z innymi growymi smartfonami długość pracy jest imponująca. Taka pojemność przy smartfonie o grubości 8,9 mm to już jest cud. Drugi cud to to, że ta grubość nie jest liczona „bez wyspy z aparatami”, bo tu żadnej wyspy nie ma. Producent obiecuje do 6 godzin w Genshin Impact. No, tyle to mi się nie udało osiągnąć, ale rozumiem, że „do” oznacza również mniej niż 6 godzin. 52 godziny w trybie standby są możliwe, bo wypróbowałem. Wytrzyma pod warunkiem, że go odłożymy i nie będziemy używali, że będzie miał wyłączony internet i pierdoły działające w tle. Przy bardzo zdawkowym używaniu wytrzymuje ok. 48 godz. W przypadku tego typu smartfona trudno podać sztywne scenariusze użytkowania. Używany jak zwykły smartfon, z aplikacjami w tle i wymianą danych prawdopodobnie wytrzyma dzień przynajmniej od rana do wieczora z wieczornym ładowaniem. Jeśli gracie, nie oczekujcie cudów. Ładowarka ładuje naprawdę błyskawicznie, choć ładowałaby się szybciej, gdyby miała 100 (bo prądem o takiej mocy można smartfona ładować), a nie 80 W. W pół godziny powyżej 90%. Około 33-36 min. do pełna. Podczas ładowania można i warto włączyć automatycznie wentylator.

Mógłbym tu opowiadać o cud-komorach dźwiękowych i muzyce płynącej pięknie jak Aquaman na placki ziemniaczane, ale muzyczka na głośnikach stereo łba nie urywa. To są malutkie głośniczki w smartfonie, wyposażone w imponujące technologie, ale fizyka jest fizyką. Natomiast pazur pokazuje, gdy do jacka podłączycie porządne słuchawki. O tak, wtedy to tak. Natomiast smartfon bardzo fajnie radzi sobie z doprawdy nieaudiofilską muzyką w grach. Symfoniczne kawałki z Genshina płyną potoczyście i gra się z ogromną przyjemnością bez słuchawek, choć nie warto słuchać zbyt głośno, bo wtedy wysokie tony zaczynają brzęczeć.

System i interfejs graficzny

Chiński producent jakby nie zauważył tendencji rynkowych. Gdy większość marek wydłuża okres wsparcia i liczbę gwarantowanych aktualizacji systemowych. Nubia Red Magic 10 Pro pracuje pod kontrolą Androida 15 i nakładki Redmagic OS 10, ale nie zobaczymy na nim Androida z numerkiem powyżej 16. Jedna gwarantowana aktualizacja systemu. Bogu dzięki, że aktualizacje bezpieczeństwa są zapewnione przez 3 lata.

Domyślnie przycisk Competitive Key (Znalazłem przynajmniej 2 różne oficjalne tłumaczenia na polski, więc nie chcę ryzykować ze spolszczeniem, bo nie ma chyba dobrego tłumaczenia... „tryb rywalizacji”?) przełącza smartfona w tryb gamingowy. Odtwarzana jest „odrzutowa animacja”, ekran zostaje zablokowany w pozycji wertykalnej, odpalony zostaje zupełnie osobny interfejs, któremu w tle przygrywa miła dla ucha muzyczka. Kosmos normalnie. Na marginesie: jeśli za grami nie przepadacie (co nie jest dziwne, bo smartfon i bez tego jest fajny), to pod przyciskiem zamiast Game Space można alternatywnie ustawić aparat, latarkę, dyktafon albo przełączyć tryb dźwięku. Ale wróćmy: przestrzeń gracza.

W systemie widać sporo elementów podporządkowanych AI, szczególnie w przypadku Game Space, gdzie AI dba o przekierowanie mocy przerobowych sprzętu na wymagania zidentyfikowanej gry, wyświetla dodatkowe informacje dotyczące gier podczas grania. Game Space to właściwie całkowicie osobny interfejs dedykowany graczom podzielony na dwie części: „Galeria gier” i „Superbaza”. Superbaza ma kilka pozycji:

    Gravity X pozwala ustalić sposób grania na smartfonie, oferując możliwość podłączenia zewnętrznych kontrolerów jak klawiatura, mysz czy pad. Możliwa jest również transmisja gry na większy ekran i wykorzystywanie smartfona jako kontrolera. Z-SmartCast korzysta z telewizora, monitora czy projektora. Aplikacja wymaga uprawnień do lokalizacji, nagrywania głosu, interfejsu aparatu foto. Smartfon wykorzystuje do przesyłania bezprzewodowego Miracast, ale można podłączyć się także przewodowo przez USB-C, które po drugiej stronie ma wtyczkę adekwatną do potrzeb urządzenia docelowego HDMI, VGA, DVI, DP (trzeba dokupić). Po podłączeniu dzielenie ekranu ustawione w trybie lustrzanym działa automatycznie, o ile oczywiście wybierzemy właściwe źródło sygnału na urządzeniu docelowym. Możliwe jest również wykorzystanie wyłącznie kabla USB-C o ile na komputerze PC czy laptopie zainstalujemy aplikację Redmagic Studio – wystarczy spiąć urządzenia kablem, wybrać na smartfonie „USB Casting” a w oprogramowaniu na komputerze rodzaj połączenia USB.

    Red Magic Time to przestrzeń do zarządzania rzutami z gier.

    Biblioteka wtyczek to z kolei dodatki do gier, które pozwalają na dostęp do dodatkowych informacji i opcji podczas rozgrywki. Niestety opisy wtyczek są dosyć zdawkowe i źle przetłumaczone, więc żeby dowiedzieć się co dana wtyczka robi, trzeba ją zazwyczaj włączyć. O ile korektor dźwięku, liczni czy celownik („kursor krzyżykowy”) na ekranie są dosyć intuicyjne, o tyle takie „doskonała jakość obrazu”, „wyzwalacz SI” czy „sondy audio i wizualne” już niekoniecznie.

    Interfejs Mory – dziewczyny z ekranu ,o którym pisałem wyżej.

    Nauka behawioralna – to właściwie bardziej opcja, ale ma osobny dział. Po włączeniu AI będzie uczyła się nawyków gracza podczas grania i postara się inteligentnie dopasowywać czy zachowywać interfejs wraz z ustawieniami.

Jakość Game Space jest mocno ograniczona przez złe tłumaczenie niektórych opcji, jak również brak pomocy pozwalającej zrozumieć jak działają. Dobrze opisane jest podłączenie peryferiów i przesyłanie ekranu. Źle – opcje wtyczek. Fajnie że można grać w chmurze, czy strumieniować rozgrywkę na żywo. Tego typu oprogramowanie obok udogodnień sprzętowych jak potężny procesor, szybka pamięć, triggery czy ekran bez aparatu, sensownie uzasadnia nazwanie smartfona gamingowym.

Interfejs graficzny można dopasować do własnych preferencji chyba pod każdym względem: jakość i rodzaj kolorów, trzy natywne tematy, wielkość elementów interfejsu, czcionki, zachowanie poszczególnych aplikacji (z możliwością ustawienia głośności dla każdej aplikacji osobno), obsługa jedną ręką, ochrona przed przypadkowym dotykiem, rozdzielczość, odświeżanie wyświetlacza itd., itp. Do tego w smartfonie testowym miałem domyślnie włączone opcje programisty. Nie wiem czy to reguła czy wyjątek w Nubia Red Magic 10 Pro.

Podsumowania

Przyznaje, że po 3 tygodniach z Nubia Red Magic 10 Pro nieco inaczej patrzę na smartfony gamingowe. Sprzętowo jest to smartfon dopasowany według mnie optymalnie dla zapewnienia graczowi wygody rozgrywki, łączności z peryferiami, funkcjonowania w społeczności graczy. Fajne są dodatkowe kontrolery, ale znacznie cenniejszą dla mnie rzeczą jest łatwość podłączenia kontrolerów i wyświetlaczy peryferyjnych. Każdemu, kto wybierając kolejnego smartfona bierze pod uwagę jego dostosowanie do rozrywki mobilnej, polecam Nubia Red Magic 10 Pro bez wahania. Na dziś, maj 2025 r. za smartfona trzeba zapłacić 4199 zł w wersji 12/256 GB i 5229 zł w wariancie 16/512 GB.

Warto jednak pamiętać, że nie jest to smartfon oferujący najwyższą dostępną na rynku jakość zdjęć – choć jeśli chodzi o nagrywanie wideo, również mogę go polecać. Powyższa cena celuje poniżej 6 tys. zł tylko dlatego, że nie ma tu porządnej matrycy z teleobiektywem.

Ja zapamiętam Red Magic 10 Pro przede wszystkim za trafiający w moje gusta dizajn, brak szpecącego wyświetlacz aparatu i sympatyczną Marę gadającą do mnie z ekranu po angielsku, ale z charakterystycznym akcentem, który zapomnieć trudno.

]]>
https://www.mgsm.pl/pl/katalog/nubia/red-magic-10-pro/test/1468/Mon, 07 Jul 2025 13:24:07 +0200https://www.mgsm.pl/pl/katalog/nubia/red-magic-10-pro/test/1468/Jacek Filipowicz
Mistrz swej seriiRedmi Note 14 Pro+ 5G, czyli topowego modelu z nowej serii Redmi oraz moim zdaniem smartfonu najlepiej wyposażonego z nich wszystkich.

Estetyczny i wygodny design

Smartfon ma estetyczny deseń na pleckach, który niestety w tym wydaniu zbiera ślady palców, podobnie zresztą jak front, który również dosyć często trzeba przecierać. Mamy wygodne, zaokrąglone krawędzie na bokach i wyświetlacz o również zaokrąglonych bokach, co nie każdemu przypadnie do gustu, ale z całą pewnością nadaje smartfonowi szyku i elegancji. Smartfon ten występuje również w wersji pokrytej wegańską skórą, która prawdopodobnie będzie nieco praktyczniejsza. W moim egzemplarzu tył pokryty jest szkłem Gorilla Glass 7i, natomiast wyświetlacz chroni Gorilla Glass Victus 2. Smartfon ma także wodo- i pyłoszczelność na poziomie IP68. Brzmi to całkiem nieźle, patrząc na to, że nie jest to wcale flagowiec. Boczne ścianki obudowy są błyszczące, ale dół i górę wykończono już matowo. Warto też pochwalić ładną symetrię ramki aparatów fotograficznych, która niestety dosyć mocno wystaje, ale dzięki temu tworzy świetne podparcie dla dłoni, gdy trzymamy smartfon w ręku.

Ergonomicznie bez większych zarzutów

Jeżeli chodzi o ergonomię, większych zastrzeżeń mieć nie mogę. Przyciski są tam, gdzie być powinny, a jeżeli coś chciałbym zmienić, to ewentualnie przesunąłbym czytnik linii papilarnych nieco wyżej, by wygodniej mi było do niego sięgać. Sam czytnik działa bardzo dobrze, pod jego adresem żadnych zastrzeżeń nie mam. Klasycznie jest także rozpoznawanie twarzy. Smartfon wyposażono również w nadajnik podczerwieni, czyli pilota do sterowania wielu urządzeń, które mamy w domu. Wachlarz urządzeń jest naprawdę spory.

Fantastyczny wyświetlacz

Wyświetlacz to OLED o przekątnej 6,67 cala i zakrzywionych krawędziach. Ekran ma rozdzielczość 1220 x 2717 pikseli, czyli trochę ponad Full HD+, a w zasadzie 1,5 K. Odświeżanie to 120 Hz mogący być regulowany automatycznie albo na sztywno. Oczywiście Xiaomi zadbało o typowe opcje pozwalające dostosować manierę barw do naszych upodobań, ale ja niezmiennie polecam żywą paletę kolorów, bo wygląda najefektowniej i te barwy są najprzyjemniejsze w odbiorze dla oka. Jest tryb ciemny, są filtry chroniące wzrok oraz certyfikacja Dolby Vision i HDR10+ wraz z trybem słonecznym podbijającym jasność. Szczytowa jasność wynosi 1200 nitów według danych producenta, a według moich obserwacji w zupełności zapewnia komfortową obsługę tego telefonu, nawet w bardzo jasnym otoczeniu. Wyświetlacz to moim zdaniem jedna z mocniejszych stron tego smartfona.

Szybkie ładowanie i długi czas pracy

Całkiem mocną stroną może być też akumulator, a właściwie - jego ładowanie. Co prawda ładowarki w zestawie nie ma, ale bateria może napełniać się z mocą 120 W. Naładowanie baterii zajmuje nieco ponad 20 minut, a sama bateria utrzymuje telefon przy życiu przez około 2 dni. Pojemność 5110 mAh nie jest jakoś imponująca, ale jest to smartfon, który bez problemu wytrzyma cały dzień intensywnego użytkowania.

Przyjemne głośniki stereo

Niestety nie ma indukcji, ale są za to głośniki stereo. Nie jest to równomierne, pełne stereo, bowiem dodatkowym głośnikiem jest oczywiście ten słuchawkowy, ale głośniki grają całkiem przyjemnie dla uszu. Mogłyby być może trochę i głośniejsze, ale w sumie grają dosyć czysto i pojawia się nawet coś na kształt basu, więc nie jest źle. Jakość dźwięku w słuchawce również jest bardzo dobra, aczkolwiek zauważyłem, że trochę za dużo dźwięku wydostaje się na zewnątrz, gdy trzymamy telefon przy uchu. Jeżeli chodzi o komunikacyjną stronę telefonu, nie brakuje niczego, mamy nawet eSIM. Wszystkie moduły łączności i sprawdzają się w codziennym użytkowaniu i nie zauważyłem tutaj niczego niepokojącego.

Stabilna praca bez throttlingu

Smartfon ten wyposażono w procesor Snapdragon 7s Gen 3 oraz pamięci 12/512 GB. Są to pamięci typu DDR4X i UFS 2.2, czyli nie najszybsze, przez co urządzenie nie ma najwyższych parametrów w benchmarkach. Mimo wszystko i tak wyniki są przyzwoite. Sprzęt osiąga 700000 punktów w Antutu, ale nie to jest najważniejsze. Najbardziej podoba mi się w nim stabilność pracy - ani szczególnie się nie przegrzewa, ani nie widać szczególnie throttlingu. Ten procesor pracuje po prostu bardzo stabilnie, bez względu na to, jak mocno i jak długo obciążymy ten smartfon. To dosyć istotna cecha i chyba nawet istotniejsza niż super wyśrubowana wydajność w cyferkach. Stabilność pracy jest oceniana przeważnie na 98 - 99%, czyli znakomicie. Nigdy nie spada poniżej 90%, dlatego myślę, że nawet i gracze powinni być usatysfakcjonowani możliwościami tego smartfona.

Klasyczne problemy w interfejsie Xiaomi

Jeżeli chodzi o interfejs, to jak zwykle w przypadku systemu HyperOS mam trochę mieszane odczucia. Z jednej strony interfejs jest dosyć przejrzysty, poukładany, przemyślany i byłby przyjazny, gdyby Xiaomi instalowało trochę mniej aplikacji, bo jest tego naprawdę mnóstwo. Po co mi trzy przeglądarki internetowe? Jeżeli mam jakąś inną ulubioną to sobie pobiorę, prawda? To samo dotyczy gier i innych aplikacji, mniej lub bardziej użytecznych. Są to pewne cechy tego interfejsu, które mnie od niego odstraszają, a szkoda, bo gdyby nie to, korzystałoby się z niego naprawdę przyjemnie. Jest obficie, jest kolorowo, ale każdy, kto już miał do czynienia z Androidem, połapie się tutaj bez trudu.

Bogaty w opcje personalizacji

W interfejsie znajdziemy większość popularnych w Androidzie gestów, znajdziemy również regulowaną opcję ignorowania dotknięć na krawędziach ekranu, co jest istotne w przypadku zagiętego wyświetlacza. Jest też szereg opcji personalizacji, dzięki czemu ten interfejs można bardzo fajnie dostroić do naszych potrzeb i oczekiwań. Są oczywiście tematy ekranowe, jest też Always On Display oraz funkcje związane ze sztuczną inteligencją, które znamy z wielu innych smartfonów i tak naprawdę nic nowego tu się nie pojawia, ale na szczęście to co jest działa całkiem dobrze. Jak to zwykle w przypadku sztucznej inteligencji, im lepszy materiał wejściowy, tym lepsze efekty jej działania. Niestety smartfon startuje z Androidem 14. Nie wiem, kiedy będzie zaktualizowany do piętnastki, ale myślę, że możemy śmiało oczekiwać przynajmniej trzech dużych aktualizacji tego systemu.

Świetny aparat główny

Zaplecze fotograficzne jest nie tylko ładne, ale i całkiem obfite. Mamy główną 200-megapikselową matrycą Samsung z optyczną stabilizacją obrazu. Do tego mamy aparat szerokokątny Sony o rozdzielczości 8 Mpx i aparacik do makro 2 Mpx. No i tutaj pierwsze moje zastrzeżenie. Xiaomi uparcie trzyma się ukrywania opcji makro w rozciąganym od góry menu, zamiast umieścić to pomiędzy pozostałymi trybami fotografowania. Dziwne rozwiązanie i za każdym razem muszę sobie o tym przypominać i szukać tego makro tyle narzekania. Z przodu mamy nienajgorszy aparat OmniVision 20 Mpx.

Jak to wszystko fotografuje? Większość zdjęć jest po prostu bardzo dobrych i nie ma się do czego tu przyczepiać, ale diabeł tkwi w szczegółach. Tym, co na co dzień, może dokuczać to tendencja do prześwietlania jaśniejszych partii kadru. Tutaj HDR mógłby robić trochę lepszą robotę. Szczególnie tyczy to się na przykład zdjęcia architektury na tle błękitu nieba. Czasem to niebo wychodzi nam zbyt jasno, ale z drugiej strony czasem wychodzi całkiem fajnie. Wszystko zależy od kadru, ujęcia i warunków.

Przy powiększeniu zdjęcia na dużym ekranie możemy trochę ponarzekać na nadmierne wyostrzanie, ale nie jest to cecha jakoś szczególnie upierdliwa i dokuczliwa. Zdjęcia nocne również są całkiem przyjemne. Podoba mi się sposób, w jaki odwzorowywane są kolory, bo z jednej strony, w przypadku ciepłego, żółtawego, czerwonawego światła, smartfon troszeczkę tą manierę kolorystyczną podkręca, ale robi to w bardzo sympatyczny i efektowny sposób, z drugiej strony, kiedy światło jest bardziej neutralne, zdjęcie rejestrowane jest prawie, że tak samo jak my widzimy dany obraz, czyli całkiem naturalnie i neutralnie, bez przeginania kolorów w żadną stronę.

Kiepski szerokokątny i makro

Oczywiście mowa o głównym aparacie, bowiem aparat szerokokątny wyraźnie ustępuje temu głównemu zarówno w dzień, jak i w nocy. Mniej szczegółów, mniejsza jasność ujęcia, słabsze kolory. W nocy w ogóle lepiej unikać aparatu szerokokątnego i trzymać się głównego tak długo, jak to możliwe.

W aparacie głównym producent proponuje nam jeszcze opcję optycznego przybliżania 2-krotnego i 4-krotnego przybliżenia hybrydowego. Dwukrotne przybliżenie jest bardzo dobre zarówno w dzień, jak i w nocy, i co ważne kolorystyka nie odbiega od zdjęć robionych bez przybliżenia.

W czterokrotnym przybliżeniu trzeba się już liczyć z degradacją szczegółów, ale najbardziej dokuczy nam ona dopiero przy słabym oświetleniu. Aparat do makro po prostu jest i robi swoje. To samo powiedziałbym o aparacie do selfie. Z jednej strony w zasadzie nie ma na co narzekać. Z drugiej strony zdjęcia nie są jakieś szczególnie imponujące. Są po prostu poprawne, nawet bym powiedział, że aparat ma trochę tendencję do zmiękczania obrazu, co też nie każdemu musi się podobać.

Brak filmów 4K w 60 fps

W dziedzinie filmowania Redmi szczególnie nie ma się czym popisać, bo nagrywa maksymalnie w 4K, ale w 30 fps, bez 60. Aparat szerokokątny i przedni nagrywają jedynie Full HD. Mogłoby być lepiej, ale to zapewne jest efekt zastosowania wolniejszej i tańszej pamięci UFS 2.2. W każdym razie filmy robione głównym aparatem są naprawdę dobre, stabilizacja działa i robi swoje. Nie mam się tu właściwie do czego przyczepiać. Jeśli miałbym na coś narzekać, to na brak możliwości przełączania się pomiędzy obiektywami bez przerywania nagrywania. W przypadku zapisu głównym aparatem mamy po prostu tradycyjny suwak, natomiast jeżeli chcemy użyć aparatu szerokokątnego, musimy podjąć decyzję o tym, zanim zaczniemy nagrywać. Jeżeli chodzi o nagrywanie przednim aparatem, jest tak jak ze zdjęciami – poprawnie, nic wielkiego, ale nic złego również tam się nie dzieje.

Dobry wybór z kilkoma oszczędnościami

Za ten zgrabny smartfon Xiaomi życzy sobie 2400 złotych. Czy warto go wybrać? Podsumujmy, co jest w nim dobre? Smartfon wygląda bardzo fajnie, jest porządnie wykonany i wodoszczelny. Ma bardzo dobry wyświetlacz, całkiem dobrą baterię i całkiem niezłe głośniki stereo, a także nadajnik podczerwieni. Nie można czepiać się wydajności, ale nie można nie wspomnieć o zastosowaniu tańszej pamięci. Na szczęście pamięci użytkownika jest aż 512 GB, a RAMu 12 GB, więc raczej nam jej nie zabraknie. Telefon nie przegrzewa się i pracuje bardzo stabilnie.

Akumulator jest dosyć pojemny, a przede wszystkim bardzo szybko się ładuje, choć ładowarki nie mamy w zestawie. Aparaty fotograficzne dają się polubić ze szczególnym uwzględnieniem aparatu głównego z optyczną stabilizacją. Reszta aparatów jest raczej przeciętna. Niektórym może zabraknąć filmowania w 60 klatkach w 4K. Można też narzekać na to, że smartfon zadebiutował z Androidem 14, a nie 15 nie wiedzieć dlaczego. Ostatecznie wypada całkiem nieźle, ale tak się zastanawiam, czy gdybym chciał koniecznie kupić smartfon od Xiaomi nie wybrałbym nieco tańszego POCO X7 Pro? Trudny wybór, ale on należy do was.

]]>
https://www.mgsm.pl/pl/katalog/redmi/note-14-proplus-5g/test/1467/Mon, 17 Mar 2025 11:55:51 +0100https://www.mgsm.pl/pl/katalog/redmi/note-14-proplus-5g/test/1467/Adam Łukowski